Postaw na edukację

24.05.2019

Kto jest kim w szkole

Czyli rodzic w systemie edukacji

Kto jest kim w szkole

W ostatnim artykule na tym blogu autor pisał o głupocie, jaką jest wyręczanie dziecka w obowiązkach szkolnych, o niedojrzałości emocjonalnej młodzieży do egzaminów maturalnych i paraliżującym ją z tego powodu stresie. A wszystko to z powodu nadopiekuńczości i niestety nadgorliwości rodziców.

Dzisiaj chcę napisać o jednym z postulatów, który pojawił się w czasie obrad „nieszczęsnego okrągłego stołu” (po zignorowaniu przez rząd strajku nauczycieli), których celem miała być kompleksowa przebudowa systemu edukacji. Postulat ten dotyczył zwiększenia roli rodziców w życiu i działalności szkoły.

Szkoła bez uczniów, nauczycieli i rodziców istnieć nie może. I to dokładnie w takiej kolejności: uczeń (jako docelowy podmiot kształcenia) – nauczyciel (jako przewodnik i mentor) – rodzic (jako opiekun dziecka, które ma być kształcone). Zdrowa relacja istniejąca od lat. Czy aby na pewno? Obserwując zmieniającą się szkolną rzeczywistość ostatnich lat, śmiem wątpić w ustalony porządek i logiczny układ ról w szkole.  

Rodzice są obecni w procesie edukacji swoich dzieci od najmłodszych klas szkoły podstawowej. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie forma i zakres tej obecności. Bo nie chodzi już tylko o odprowadzanie czy podwożenie dziecka pod szkołę (jakby nie mogło samo do niej trafić…), o obecność na wywiadówkach lub zebraniach komitetów rodzicielskich, o udział w wycieczkach, wspólne odrabianie lekcji czy fundowanie korepetycji. Chodzi tak naprawdę o, kolokwialnie mówiąc, bezpardonowe mieszanie się w sprawy szkoły, podważanie autorytetu nauczycieli, stawianie wygórowanych żądań, a czasami nawet wywieranie presji na kadrze pedagogicznej.

Od lat obserwuję, jak ambitni rodzice chcą mieć kontrolę nad wszystkim, co dotyczy edukacji ich dzieci. Jak sprawdzają nauczycieli i realizowany przez nich program, jak walczą o sprawiedliwe, według nich, ocenianie swoich pociech, jak przenoszą swoje dzieci ze szkoły do szkoły, gdy dana placówka im (nie dzieciom!) nie odpowiada. Są i tacy, którzy rozliczają dyrektora i wychowawcę z powierzonych im pieniędzy na radę rodziców. Zdarzają się też tacy, którzy narzucają dyrektorowi, kto powinien uczyć ich dziecko, a kto nie! „Ta pani jest za młoda i niedoświadczona!”, „My nie chcemy tego nauczyciela na wychowawcę”, „Czy ta pani ma odpowiednie kwalifikacje?”, „Przez pani chorobę moje dziecko nie zda egzaminu!” i niewiarygodne: „Niech ta pani tyle nie choruje!”. Tacy rodzice mają swoją wizję oraz wyidealizowany obraz szkoły. Trudno im zrozumieć, że ideał nie istnieje oraz że szkoła to „żywa tkanka”, żywi ludzie, którzy też mają prawo do błędów i słabości, a którzy, jak to się teraz zwykło mówić, są niestety „produktem systemu edukacji”.

Podobnie jest z rekrutacją do szkół i wyborem profilu klas. Coraz częściej to rodzice prowadzą dziecko do szkoły, dowiadują się o wszystkie szczegóły i zasady rekrutacji, sprawdzają poziom nauczania i zasięgają opinii o nauczycielach. Osłabiają w ten sposób samodzielność swoich dzieci, które bezwolnie poddają się tym zabiegom. Taka krytyczna preselekcja odbywa się na ich oczach, praktycznie bez ich udziału, ze szkodą dla ich przyszłych życiowych wyborów.

Współcześni rodzice mają z pewnością większą świadomość znaczenia edukacji w życiu swoich dzieci. Zrozumiałe jest, że chcą dla nich jak najlepszego wykształcenia. Ale czy postępując w opisany sposób, zawsze czynią to racjonalnie? Czy ich bardzo krytyczny, oparty na nieufności stosunek do szkolnej instytucji zawsze jest uzasadniony? Czy w związku z taką postawą postulat o zwiększeniu roli rodzica w życiu i działalności szkoły ma sens i czy nie stanowi on zagrożenia dla autorytetu placówek oświatowych?

Wszak w sytuacji, gdy rodzic nabędzie jeszcze więcej praw do stanowienia o szkole, utarty schemat zależności i podziału ról może ulec zmianie i będzie wyglądał następująco: rodzic (roszczeniowy klient, opiekun dziecka) – uczeń (podmiot kształcenia) – nauczyciel (wykonawca roszczeń rodzica i systemowy edukator dziecka). A to zaburzy relacje międzyludzkie, jakie od dawna istnieją w szkole.

Katarzyna Tryba

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.