Postaw na edukację

04.12.2020

Lekturowe męki

Czyli jak ma zachwycać, kiedy nie zachwyca

Lekturowe męki

Skończyłam właśnie z klasami siódmymi omawianie Dziadów. Oczywiście, online. Lekcje uważam za udane. Przygotowując się do nich, sięgałam po inne środki niż te, które zastosowałabym w tzw. realu. Najpierw wspólnie wysłuchaliśmy słuchowiska, potem przeczytaliśmy utwór z podziałem na role, następnie omówiliśmy i podsumowaliśmy przygodę z lekturą. Jestem zadowolona z tej pracy. Podkreślam, że to ja jestem zadowolona. Nigdy dokładnie nie wiem, jakie jest zdanie uczniów. Ale tym razem czuję, że jest ok. Dlaczego tak podkreślam swoje zadowolenie?

Ano dlatego, że omawianie lektur szkolnych to dla mnie od jakiegoś czasu okrutna męka. Zachęcam do czytania (choć nie ukrywam, że przy niektórych tekstach robię to wbrew sobie), polecam audiobooki, e-booki i wszystkie inne możliwe udogodnienia czytelnicze. No i… gdy przychodzi lekcja, cierpię męki.

Już po kilku minutach wiem, że tekst nie jest znany. Kiedyś uczniowie dbali chociaż o pozory, czyli czytali opracowania. Teraz nie chce im się nawet tego. Coś tam wiedzą. Małe coś. Na pewno nie tyle, żeby zagłębić się w problematykę. O jakich tekstach myślę? O tych długich i pisanych niewspółczesnym językiem. Co dziwne, o ile długość nie jest problemem w klasach IV–VI (z zachowaniem warunku, że tekst jest współczesny), to w klasach VII–VIII, gdzie pojawia się głównie klasyka, jest to problem ogromny. Konkrety? Pisałam już kiedyś o mękach związanych z Krzyżakami w gimnazjum. Dziś już nie ma ani gimnazjum, ani obowiązkowych Krzyżaków, ale jest Quo vadis. Utwór równie nieczytywany. Podobnie jak Syzyfowe prace i Pan Tadeusz. Omawianie tych lektur i przepytywanie z nich na egzaminie nie ma nic wspólnego z radością czytania i krzewieniem czytelnictwa. Raczej odwrotnie. Nieco lepiej jest z dramatami – Balladyną i Zemstą, ale to tylko dzięki temu, że są opracowane teatralnie.

Co więc zrobić? Dlaczego strawne są Świtezianka i trudne skądinąd Treny, a Syzyfowe prace, Quo vadis i Pan Tadeusz już nie. Odpowiedź jest jedna. Teksty te są za długie i podejmują tematy, które dla uczniów nie są poruszające. Próbowałam Pana Tadeusza przesłuchać księga po księdze w klasie. Broń Boże w ciągu! Jedna księga na tydzień. Zrezygnowałam przy czwartej. Co ciekawe, kiedy na lekcji wprowadzającej do lektury opowiedziałam uczniom co ciekawsze z niej szczegóły, poczułam zainteresowanie. Myślałam, że może przełoży się ono na odsłuchanie całości. Niestety. Uczniowie nie potrafili skupić uwagi na tyle, żeby przez 45 minut odbierać ze zrozumieniem tekst. Najczęściej nie rozumieli nic albo bardzo niewiele. Od księgi piątej posłużyłam się streszczeniem. Zrobiłam to pierwszy raz w mojej nauczycielskiej karierze, ale czuję, że nie ostatni. Omawianie tych trzech lektur to jedna wielka mistyfikacja. Uczniowie udają, że przeczytali. Ja udaję, że nie wyczuwam ich udawania. Realizuję tematy, bo co mam zrobić, ale pożytku z tych lekcji nie ma żadnego.

Co zrobić? – zapytam ponownie. Czytać z uczniami teksty współczesne, pisane ich językiem, mówiące o ich problemach. W podstawówce nie trzeba koniecznie wprowadzać literatury klasycznej. Od tego niech będzie szkoła średnia. Na tym etapie trzeba zachęcić do czytania. Najlepiej zrobić to przez czytanie wspólne, czyli tekst musi być na tyle krótki, aby móc go odczytać w klasie. Wtedy można na gorąco o nim dyskutować. W moim przekonaniu tylko wtedy ma to sens. Tam, gdzie mogę, postępuję w ten właśnie sposób i wówczas po przeprowadzonej lekcji czuję zadowolenie i widzę moją i uczniów chęć do dalszych podróży literackich.

Zapytałam ostatnio uczniów ósmej klasy, które książki chcieliby czytać na języku polskim. I co się okazało? Znalazła się lektura, omawiana notabene w gimnazjum, która wzbudziła zainteresowanie. To Pamiętnik narkomanki, czyli książka o problemach naszych dzieci. Nie tylko zresztą związanych z uzależnieniem. Jest tam też mowa o samotności, kłopotach z rodzicami, poszukiwaniu przyjaźni. Takich tematów chcą młodzi ludzie. I takie powinni dostać.

A Pana Tadeusza, Syzyfowe prace i Quo vadis naprawdę można przeczytać później.

Joanna Hulanicka

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.