Postaw na edukację

14.04.2023

Nie każda szóstka jest warta wysiłku

Czyli o uzależnieniu od uczenia się

Nie każda szóstka jest warta wysiłku

Wśród wielu uzależnień zagrażających naszym uczniom jest jedno szczególnie niebezpieczne, gdyż łatwo go nie zauważyć. Ten poważny problem dotyczy co siódmego ucznia lub uczennicy. To uzależnienie od nauki. Istnieje bogata literatura na ten temat. Czytając artykuły poświęcone temu zagadnieniu, zadawałem sobie pytania: Jak może dochodzić do czegoś takiego? Czyż nie o to chodzi w szkole, żeby uczniowie dużo się uczyli i osiągali dobre wyniki? Jak wyczuć, kiedy owo „zbyt dużo nauki” się zaczyna? Skąd bierze się ten niekontrolowany przypływ motywacji do uczenia się, który może spowodować tak drastyczne i niekorzystne zmiany osobowości? Na czym polega istota tego uzależnienia?

Odpowiedzi na ostatnie pytanie nie znalazłem w dostępnych tekstach, wyłuskałem ją sam: Tak naprawdę uzależnienia od uczenia się nie ma, jest natomiast uzależnienie od uczenia się na sposób szkolny. Wyjaśnię różnice.

Uczenie się jest procesem wymagającym samodzielności, w którym uczący się rozwiązuje problemy, łącząc posiadane umiejętności i wiadomości w szersze konteksty, modele i strategie, konstruując nowe schematy i procedury poznawcze oraz czerpiąc satysfakcję ze swoich osiągnięć weryfikowanych na podstawie poczucia zgodności lub przekonujących uzasadnień. Każdy sukces na tym polu podnosi motywację do budowania kolejnych poziomów wiedzy. Uczenie się to niekończący się proces szukania odpowiedzi na pojawiające się pytania; stosowany jest zarówno przez naukowców, jak i przez pewną część naszych uczniów. Ten rodzaj uczenia się można praktykować bez ryzyka uzależnienia się.

Uczenie się na sposób szkolny to proces bardzo podobny do uczenia się, ale zasadniczo od niego odmienny. Wszyscy autorzy wspomnianych artykułów zwracają uwagę na presję jako jego składnik. Dzieci uczące się na sposób szkolny czują się w obowiązku otrzymywać dobre oceny oraz poświęcać wiele czasu na lekturę podręczników i zapamiętywanie z nich jak największej ilości informacji. Ich wewnętrzne regulatory równoważenia wkładu energii i efektów pracy zostają zaburzone.

Zmęczony mózg nagradza uczącego się porcją poczucia dobrze spełnionego obowiązku – jestem w porządku, zadowoliłem moich rodziców i nauczycieli, mój wysiłek i bardzo dobre oceny przełożą się na kolejne osiągnięcia. Jednocześnie temu poczuciu zadowolenia towarzyszą wątpliwości – czy nie powinienem uczyć się więcej, czy zadowoliłem wystarczająco? To właśnie one prowadzą do uzależnienia, ponieważ nigdy nie ma na nie odpowiedzi.

Zdaję sobie sprawę, że w praktyce trudno odróżnić uczenie się na sposób szkolny od uczenia się. Jednak, gdy przyjrzymy się obu z bliska, stwierdzimy, że w czystej postaci tego pierwszego nie występują tak naprawdę najważniejsze z wymienionych wyżej składników uczenia się. W konsekwencji uczeń uczący się na sposób szkolny nie zdobywa trwałej i pożytecznej wiedzy; wszystko, co wiedział na sprawdzian, z czasem ulatnia się, bo mózg chętnie zapomina tak zdobytą wiedzę.

Zjawisko uzależnienia od uczenia się nie jest jednak jedynym problemem, który chcielibyśmy rozwiązać. Jest jedną stroną monety, której drugą jest notoryczne niepodejmowanie uczenia się. Nad jednym i drugim zagadnieniem (nadmiaru chęci do nauki i jej braku) należałoby, moim zdaniem, pochylić się jednoczenie. Warto zastanawiać się nad tym, które praktykowane powszechnie metody nauczania i egzekwowania wiedzy przyczyniają się do powstawania obu skrajnych podejść i chociaż trochę zmniejszyć ich wpływ.

Rozwiązaniem nie jest znalezienie złotego środka pomiędzy skrajnościami, tylko szukanie nowych podejść i celów, w których nie będzie miejsca dla bulwersujących nas zjawisk.

Chciałbym, żeby profilaktyka uzależnień od uczenia się była też częścią terapii, którą objęlibyśmy zarówno uczniów zniechęconych do szkolnych obowiązków, jak i nimi przeciążonych. Jakie cechy stylu nauczania należałoby pielęgnować w pierwszej kolejności?

Uwierzmy, że uczenie się na sposób szkolny nie jest przyjemne samo w sobie, za to uczenie się jest. Osoba, która uczy się może robić to z własnej chęci i dla osobistej satysfakcji, osiągając przy tym więcej i na dłużej niż ucząc się na sposób szkolny.

Zaufajmy uczniom. Nawet najbardziej oporni z nich chętniej spędzą czas w szkole i w domu, robiąc to, co uznają za sensowne, czyli ucząc się, niż ucząc się na sposób szkolny.

Uwierzmy, że wewnętrzny system sprawdzania jakości wiedzy ucznia może być znacznie bardziej wymagający niż zewnętrzny, wybiórczy i powierzchowny szkolny system oceniania. Zadbajmy o rozwój tego wewnętrznego w każdym z naszych uczniów.

Zrozummy, że żadna zewnętrzna presja nie sprawi, że umysł ucznia będzie w stanie „wchłonąć” więcej wiedzy dobrej jakości niż wtedy, gdy uczy się bez przymusu.

Przestańmy doceniać tych, którzy uczą się na sposób szkolny, oraz nie doceniać tych, którzy się tak nie uczą. Zacznijmy doceniać tych, którzy uczą się i którym uczenie się sprawia radość ze względu na samo uczenie się, a nie ze względu na oceny czy spełnianie wymagań dorosłych. Róbmy to jednak dyskretnie, żeby nie odebrać im prawa do radości z własnych osiągnięć.

Modyfikujmy nasz język. Wycofajmy z niego takie zwroty, jak „musicie to wiedzieć”, „nauczcie się tego na jutro/egzamin”, „zacznij się uczyć, zobacz, Marysia to potrafi”, „to wam się przyda”, „kto pamięta, co to jest…?”. Wprowadźmy do niego zwroty w rodzaju: „zadaj pytanie i poszukaj na nie odpowiedzi”, „ułóż plan rozwiązania”, „postaraj się zrozumieć i wykorzystać w innym problemie”, „przekonaj mnie, że…”, „co chciałabyś osiągnąć?”. Język, którego używamy w szkole, kształtuje edukacyjną rzeczywistość. Modyfikując go, ustalamy kierunki zmian i wywieramy na nią wpływ.

Albert Einstein radził szukać odpowiedniego języka do rozwiązywania trudnych problemów. Jeżeli zostaniemy przy dotychczasowym, będziemy kręcić się w kółko, nie robiąc postępów, nieustannie bulwersując się i popełniając wciąż te same błędy. On znalazł taki język.

Marek Pisarski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.