Postaw na edukację

14.01.2022

Nie samymi poborami człowiek żyje

Czyli co kto rozumie z pracy nauczyciela

Nie samymi poborami człowiek żyje

Jest taka scena w filmie Vabank II, czyli riposta: Moks, widząc swojego brata i wspólnika Nutę w słabej formie, pośród pustych i półpełnych butelek, a do tego w mieszkaniowym nieładzie, wyrzuca mu podenerwowany (cytuję z pamięci):

– Coś ty ze sobą zrobił, jak ty wyglądasz!? Z czego ty w ogóle żyjesz?

Na co Nuta odpowiada bełkotliwie, ale i prostodusznie:

– Z jedzenia. Jem i żyję.

To jeden z moich ulubionych dialogów w polskim kinie. Mam takich ulubionych dialogów pewnie z pół tysiąca, ale ten jest szczególnie uroczy, bo z ciętą ripostą. Szkoda, że obaj aktorzy wcielający się we wspomnianych bohaterów już nie żyją.

Następnego dnia Nuta dochodzi do siebie i skruszony, w pożyczonej marynarce, stawia się do dyspozycji wspólników i obiecuje poprawę. I tym samym pokazuje, że jednak nie samym jedzeniem żyje! Że jest też inne paliwo, które go napędza i motywuje. Może to honor, może poczucie przyzwoitości, a może potrzeba pomocy przyjaciołom, którzy znaleźli się w kłopotach?

Tak się składa, że w ostatnim tygodniu nauczyciele znowu mogli się nasłuchać na swój temat rzeczy, których w zasadzie nikt przyzwoity nie powinien wypowiadać. A to, że są kredytowani przez rząd, dlatego że otrzymują pobory z góry. A to, że otrzymując niższe pensje, w gruncie rzeczy otrzymują wyższe. A to, że ich obniżone pobory to fake news i nieprawda. A to znowu, że nie złożyli jakiegoś papierka albo że go właśnie złożyli niepotrzebne.

W jednym z programów publicystycznych moja żona usłyszała na przykład takie zdanie: „Nauczyciel zarabiający do 12 tysięcy brutto nie straci na reformie”. Do 12 tysięcy! Moje gratulacje. Jak nie jestem zazdrośnikiem, tak czuję lekkie ukłucie pod wątrobą. Dopiero po chwili, jako mąż nauczycielki, która ma sporo nadgodzin, jestem sobie w stanie przeliczyć, że taka pensja wymagałaby od dyplomowanego nauczyciela przepracowania około 70 godzin tygodniowo przy tablicy! Ale ilu słuchaczy telewizyjnej publicystyki jest w stanie to sobie przeliczyć i uzmysłowić? W świat za to idzie przekaz o potencjalnych 12 tysiącach brutto miesięcznie nauczycielskiej pensji.

Ale najgorsze jest to, że prawie wszystko, co mówi się o pracy nauczycieli, podawane jest w kontekście pieniędzy. Jakby do tego się sprowadzały wszystkie problemy tej grupy zawodowej. Jakby to było najważniejsze zagadnienie w systemie edukacji. Czym nauczyciel żyje? Jedzeniem. Je i żyje!

A tymczasem w szkole w czasach pandemii walka idzie o podstawową społeczną wartość, jaką jest uczciwość. O zwykłe „nie oszukuj”. W myśl imperatywu kantowskiego, żeby zawsze postępować tak, jak chcielibyśmy, by postępowano powszechnie. W czasach zdalnej nauki uczniowie oszukiwali. I nie było sposobu, żeby ich z tej drogi chodzenia na skróty zawrócić. Oszukiwali przy zdalnych zadaniach domowych, przy zdalnych sprawdzianach, podczas zdalnych lekcji. Dlatego mają tak duże zaległości. Nie ze swojej winy, nikt ich przecież wcześniej nie wdrożył w nowy tryb nauki. Wdrożenie odbywało się po wojskowemu, bojem. Efekt jest jednak taki, że w szkołach odbywa się teraz walka z czasem, żeby nadrobić zaległości, a niekiedy zaszczepić podstawy, bez których dalej ani rusz. Zwłaszcza że cały czas wisi nad głowami nauczycieli i uczniów damoklesowy miecz powrotu do nauki przez komputer.

Zatem trwa nadrabianie materiału, a jednocześnie przyspieszony kurs etyki dla początkujących uczniów i rodziców: nie oszukuj, bo sam też nie chcesz być oszukiwany. A czym skorupka za młodu nasiąknie…

Ciekawe, czy ten przyspieszony kurs zostawi ślady na dłużej. Jak się wsłuchać w „eter”, w głosy publicystów, polityków, roszczeniowych rodziców, mało kto w rozmowach o szkole kieruje się dziś kantowskim imperatywem kategorycznym. Za to wielu w dorosłym wieku trąci czymś nieprzyjemnym – kłamstwem, oszukaństwem, manipulacją. A szkoda, bo niedługo przez to wszystko poprzegryzamy sobie aorty.

Ryszard Bieńkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.