Postaw na edukację

30.01.2015

Niektórzy lubią czytać

A inni nie. I co z tym fantem zrobić?

Niektórzy lubią czytać

 Pamiętacie Państwo ten wiersz Szymborskiej „Niektórzy lubią poezję”?

Niektórzy –

czyli nie wszyscy.

Nawet nie większość wszystkich ale mniejszość.

Nie licząc szkół, gdzie się musi,

i samych poetów,

będzie tych osób chyba dwie na tysiąc.

Czyli jakieś dwa promile. Hm, wiadomość dla poetów raczej niewesoła. Co prawda można zgłosić zastrzeżenia do metod badawczych autorki – jakie „chyba”??? – ale nie warto żyć złudzeniami. Ponoć piszących jest w Polsce więcej niż czytających. W każdym razie poezję.

Jednak z najnowszego badania przeprowadzonego przez Bibliotekę Narodową wyłania się nieco jaśniejszy obraz naszego czytelnictwa. W ciągu ostatniego roku aż 41,7% Polaków przeczytało co najmniej jedną książkę. (1) Nieważne jaką, nieistotne w jakiej postaci. Książkę. Poezję też? Ba, „tylko co to takiego poezja”, zastanawiała się Szymborska. Na maturze za swoją odpowiedź dostałaby pałę:

A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego

jak zbawiennej poręczy.

Zostawmy poetkę w spokoju, choć przez całe życie nie wiedziała, co robi, i jeszcze dali jej za to Nobla. Przyjrzyjmy się lepiej 19 milionom rodaków, którzy w ubiegłym roku nie podołali trudom lektury. Martwić się nimi czy nie? Każdy człowiek rodzi się i pozostaje wolny – może czytać, może nie czytać. Nasi sarmaccy przodkowie do zapalonych czytelników nie należeli; zaglądali do kalendarza, by się dowiedzieć, kiedy sadzić kapustę i jakimi cudami zasłynął św. Antoni. Na dobre im to jednak nie wyszło. Z czego wynika, że mamy zmartwienie.

Chwała (sic!) Ministerstwu Edukacji Narodowej, że dostrzega problem. Bierze nawet byka za rogi. Czy może raczej chwyta za ogon? Ogłosiło bowiem program „Książki naszych marzeń”. Jak wyjaśnia pani minister, do szkolnych bibliotek „kupowane mają być książki niebędące podręcznikami, o tematyce bliskiej współczesnym doświadczeniom uczniów w poznawaniu i rozumieniu otaczającego świata, jednocześnie służące do realizacji podstawy programowej kształcenia ogólnego”.

Święci Pańscy, czy jak się jest ministrem, to już nie można mówić normalnie? Czytam, ale „nie wiem i nie wiem”, i znowu czytam, i dalej nie rozumiem ani pani minister, ani otaczającego ją świata.

Wątpię w sukces programu „Książki naszych marzeń” mimo 15 milionów złotych przeznaczonych nań przez MEN. Założenie programu jest bowiem takie: dzieci, które nie czytają, wskażą swoje ulubione książki, te zaś trafią do bibliotek i zostaną przeczytane przez inne dzieci, które nie czytają.

Przerysowuję? Owszem. Sporo uczniów czyta i potrafi wskazać ukochane lektury. Wielu jednak wymieni książki omawiane na lekcjach polskiego, gdyż innych nie znają. Tak czy siak, dotrą one do szkół. Świetnie! Tyle że będą je czytać przede wszystkim te dzieciaki, które już i tak czytają. Poza tym… ile książek można kupić za 1500 zł? Taką sumę dostanie szkoła licząca 171 i więcej uczniów.

A gdyby tak bardziej inwestować w „kapitał ludzki” niż w księgozbiory? Są przecież bibliotekarze z cudownymi pomysłami – czemu nie dać tym ludziom pieniędzy, które będą umieli wykorzystać? Są pisarze, którzy wspaniale opowiadają; dlaczego nie organizować spotkań z nimi? Nie ogólnoszkolnych spędów w sali gimnastycznej, tylko kameralnych rozmów – na przykład z jedną klasą, by każdy uczeń mógł zadać pytanie. Można zapraszać do szkół pasjonatów czytania – niech przyjdą, niech zarażają dzieciaki swoją pasją.

Czytanie wymaga wysiłku; w pierwszym starciu zawsze przegra z grą komputerową. Trzeba je odkryć, polubić. A jak to zrobić, gdy w domu nikt nie czyta? Pokażmy dzieciom, że w książkach są zamknięte niezwykłe światy, że czytający mają ciekawsze życie od nieczytających – żeby młodzi ludzie też chcieli je mieć.

Dopiero wtedy możemy wydawać miliony na książki, które nie obrosną kurzem na półkach bibliotek.

1 Stan czytelnictwa w Polsce w 2014 roku

Tomasz Małkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. marynka pisze:

    Mogę tylko powiedzieć, że w tym roku dostałam 1500 zł na książki; oczywiście się ucieszyłam i … ciężko było! Ale kupiłam!! Chłopcy z I. gimnazjum skomentowali „Ale fajna, to chyba nawet ja przeczytam” („Dziennik cwaniaczka”) – WSZYSCY chłopcy przeczytali; ocenili ją na 6.(Dziewczyny czytały „Kłamczuchę”). VI klasa podstawówki poprosiła, żeby im zadać do czytania na ferie, bo „jak nie będzie co robić…” („Percy Jackson i bogowie olimpijscy”). Czwartoklasiści pytali, gdzie mogą wypożyczyć II. część „Magicznego drzewa” (niestety, nie mamy na razie w bibliotece). W podstawówce nie ma kanonu, gdy dostaniemy 1500 zł znowu kupimy coś do czytania „dla ludzi”, niech czytają, cieszą się, niech się dziwią: „Proszę panią (!) ale to jest przecież fajne!”

  2. Artur pisze:

    No, muszę powiedzieć, że teoria o upadku I Rzeczypospolitej przez czytanie kalendarzy i żywotów świętych (czy też nieczytanie niczego) jest dość karkołomna.
    Kilka lat temu jeden z ministrów oświaty zaproponował, by uczniowie OBOWIĄZKOWO odwiedzali ważne dla Narodu miejsca. I chciał znaleźć na te wyprawy pieniądze. Co ciekawe, nie pytał uczniów, gdzie chcą pojechać. Pewnie odpowiedzieliby, że do Disneylandu, albo przynajmniej do akwaparku. Minister zszedł na psy, ale pomysł był świetny. Oczywiście nikt więcej się nad nim (pomysłem, a nie ministrem) nie pochylił.
    Panie Tomaszu, pomysł by zapraszać autorów do szkół jest bardzo dobry – szczególnie na tak zwaną prowincję, gdzie każda wyprawa do teatru czy kina to koszt prawie 100 zł od ucznia. Pomysł jest świetny. I dlatego nie zostanie zrealizowany.

    No, chyba, że będzie to autor „Wielkiej księgi siusiaków”.

    1. Tomasz Małkowski Tomasz Małkowski pisze:

      Panie Arturze, dość późno odpowiadam, ale zawsze. Dziękuję za poparcie pomysłu zapraszania pisarzy. I spieszę wyjaśnić, że nie sformułowałem karkołomnej – jak Pan słusznie pisze – tezy o upadku I RP z powodu czytania przez szlachtę kalendarzy i żywotów świętych. Miałem raczej na myśli ciasnotę poglądów, z którą naszym sarmackim przodkom było wygodnie, a która nie pozwalała im dostrzec konieczności reform. Chodziły mi po głowie słowa Niemcewicza: „Ja, co nigdy nie czytam lub przynajmniej mało / Wiem, że tak jest najlepiej, jak przedtem bywało”. Serdecznie Pana pozdrawiam TM

  3. Halina pisze:

    Trudno się nie zgodzić…. Tym bardziej, że jednym z wniosków cytowanego badania jest, iż czytają dzieci z „czytających domów”.
    Sporo zasług ma akcja „Czytajmy dzieciom”. Może należałoby ją poszerzyć na „również tym nieco starszym”?