Postaw na edukację

03.06.2015

Oświata po ministrze

Czy mamy sensowną wizję edukacji?

Oświata po ministrze

Powiał wiatr historii i musnął mnie w ucho. Dlaczego w ucho? Gdyż usłyszałem w nim głos znanego polityka. Zadzwonił, spytał, czy ja to ja, po czym zaproponował mi tekę ministra edukacji w rządzie, który bez wątpienia powstanie.

– Polska pana potrzebuje – oznajmił.

– Ale… Nie mam pojęcia o kierowaniu oświatą.

– A który minister miał?

– Polityka mnie mierzi…

– I dobrze! Nie jest pan umoczony. Przywróci pan ośmioletnią szkołę podstawową.

– Mam lać młode wino do starych bukłaków?

– Eee… O czym pan mówi?

– O powrocie do peerelowskiego modelu oświaty. Dziękuję bardzo.

Rozłączyłem się. Nim zdążyłem ochłonąć, zadzwonił drugi polityk.

– Panie Tomku, nie zostałby pan ministrem edukacji?

– Przecież macie swojego ministra – bąknąłem.

– No tak, niestety. Ministra poobrażała nauczycieli, narobiła bałaganu z podręcznikami, do e-podręczników zatrudniła ludzi z kolorowych pisemek… Ten darmowy elementarz to w ogóle klapa. Teraz musimy pokazać, że liczymy się z ludźmi i że zależy nam na jakości kształcenia. Pan, jako sprawdzony autor podręczników, świetnie się nadaje. Uporządkuje pan ten bajzel.

– Mam być waszym listkiem figowym?

– Panie Tomku, z nami pan nie zginie. Nawet jak się nie uda, coś się dla pana znajdzie. Przecież czasy są dla autorów kiepskie. To co, możemy podać pana nazwisko w wiadomościach?

Kuszące? Czas wyjaśnić: żaden polityk do mnie nie dzwonił. A gdyby nawet, nic by nie wskórał. Jestem od pisania, nie od ministrowania.

Wymyśliłem sobie te rozmowy, gdyż naprawdę poczułem wiatr – nie historii może, lecz zmian. I pomyślałem, że dobiega końca epoka arogancji władzy, przynajmniej w znanym nam wydaniu. Najbardziej „zasłużeni” pójdą na zieloną trawkę. A w pierwszym szeregu minister edukacji. Stąd tytułowe pytanie: co z polską oświatą po obecnym (czy też obecnej) ministrze?

Czy znają Państwo polityka, który ma sensowną wizję edukacji? Ja nie. Zresztą, politycy niechętnie zajmują się sprawami oświaty. Na efekty pracy musieliby czekać długie lata. Komu się to opłaca? Słupki poparcia w sondażach skaczą z tygodnia na tydzień.

Kolejni ministrowie przeprowadzają więc spektakularne reformy czy ćwierćreformy: jeden wprowadzi gimnazja, drugi – amnestię maturalną, trzeci zniszczy dorobek 25 lat pracy wydawców. Byle większość przyklasnęła. Czy system 8+4 był lepszy od obecnego? Zdaniem wielu tak, gdyż sami chodzili do ośmiolatki. Ech, młodość! PRL wcale nie był taki straszny, jak go malują.

Dziś mamy źle opłacanych i drżących o posady nauczycieli, przepełnione klasy oraz szkoły zamykane z braku uczniów. A czego nie mamy? Idei.

Mówię nie o konkretnych nauczycielach, lecz o systemie. Nie widzę w nim pomysłu na to, jak wychować i wykształcić młode pokolenie. Dostrzegam za to kompletny chaos: tu jakiś patriotyzm, tam obywatelstwo świata – też zresztą jakieś. Tu matematyka i ekonomia, tam historia nauczycielką życia. Co by tu (i tam) jeszcze dorzucić? Wszystko przecież ważne, a Chiny już nas wyprzedziły. Jejku, co to będzie? I co z tą religią w szkole? Przez nią trzeba płacić za jakąś psu na budę etykę (witamy w średniowieczu). Aha, dajmy więcej wuefu, gdyż dzieciaki tyją, dołóżmy więcej komputerów, póki nie oślepły, i koniecznie wolontariat, bo jest trendy. Wszystko subiektywne, wszystko równie wartościowe: przemysł i ekologia, pokój i zbrojenia, homo- i hetero-, religia i ateizm. Komunizm był dobry i był zły – oba sądy są prawdziwe dla podmiotów wypowiadających; cieszmy się wolnością słowa i pluralizmem poglądów.

Czy nie ma u nas ludzi z sensowną wizją? Są. I to – idę o zakład – w każdej polskiej szkole. Czy zyskają wpływ na oświatę? Czy ktoś z nich zostanie ministrem albo doradcą ministra? Czy powołamy zespoły ekspertów? Skorzystamy z doświadczeń szkół, które mają świetne wyniki? Wprowadzimy programy pilotażowe, zanim znowu wywrócimy edukację do góry nogami?

Nic z tego, póki szkoła będzie polem bitwy polityków.

Tomasz Małkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Elżbieta pisze:

    Ma pan oczywiście rację, ale kto pana słucha? Tylko nauczyciele. A szacunek do nauczycieli został już wielokrotnie podważony i trudno mieć siłę przebicia. Najgorsze jest to, iż na tym cierpią nowe pokolenia, a w efekcie brak nam dobrej klasy politycznej.