Postaw na edukację

17.09.2021

Sowa nie stanie się skowronkiem

Czyli dlaczego zabieramy dzieciom sen

Sowa nie stanie się skowronkiem

Jak świat światem, lekcje zawsze zaczynały się o ósmej rano. Ta ósma rano funkcjonuje niemal jak stała fizyczna, nikt nie śmie jej podważać ani kwestionować. Prędkość światła wynosi 299 792 458 m/s, standardowe przyspieszenie ziemskie to 9,80665 m/s2, przenikalność elektryczną próżni da się określić liczbą 8,854187817… · 10-12 F/m, a dzieci rozpoczynają naukę o ósmej. I już. Nie ma co nad tym specjalnie deliberować. No, może się co prawda zdarzyć, że ktoś będzie miał pierwszą lekcję dopiero o 8.50 lub nie daj Bóg o 9.45, ale takie czasowe przesunięcia są traktowane jako patologiczne odstępstwa od normy, których za wszelką cenę należy unikać, bo nikomu to nie służy. Czy aby na pewno?

Mam w domu dwóch nastolatków i zerwać ich rano z łóżek nie jest sprawą prostą. Starszy irytuje się na te pobudki.

– Mam przecież budzik! – warczy groźnie, gdy się nim rano potrząśnie, przypominając o tym, że o ósmej zaczyna przecież lekcje. W zasadzie każdego dnia zaczyna lekcje o ósmej, co znacząco ułatwia mi zapamiętanie jego planu, ale zdaje się, że to jedyna zaleta takiego rozkładu zajęć.

To, że moje starsze dziecię ma nastawiony budzik, niczego nie gwarantuje. Rano nic nie jest mu w stanie spędzić snu z powiek, chyba że zbombardowano by nasze osiedle, ale czy to by go na dobre rozbudziło? Do końca pewny nie jestem. Może na chwilę by się przebudził, ale potem niechybnie zasnąłby ponownie.

Z młodszym jest podobnie. Ile to się trzeba nachodzić, ile razy nim potrząsnąć, ile wyartykułować – w zależności od okoliczności – próśb lub gróźb, a i tak czasem na niewiele się to zdaje. Zarówno młodszy, jak i starszy często spóźniają się na pierwsze lekcje (choć do szkół na szczęście nie mają daleko) albo w ogóle na te lekcje nie chodzą.

Wieczorem oczywiście gonimy dzieciaki, aby poszły wcześnie do łóżek, dzięki czemu będzie im łatwiej rano wstać (tak myślimy, ale, jak się zaraz okaże, to myślenie błędne). Jednak zdaje się to psu na budę. Nie zasypiają wcześniej niż o 23.00, a czasem i później. Ktoś powie: tak sobie ustaliliście plan dnia, więc macie za swoje. Zagońcie ich do łóżek o 21.00 i problem się rozwiąże. No właśnie, że nie. 

Nastolatki są przeważnie sowami, twierdzi dr Mikołaj Marcela w wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Polityka” (Tresura do matury, „Polityka”, nr 38). Wśród dorosłych sów jest jedynie 10 proc., ale wśród nastolatków – zdecydowana większość. Dla nich rozpoczynanie lekcji o 8.00 rano jest po prostu szkodliwe. Badacze z Oksfordu obliczyli, że z powodu wczesnego rozpoczynania zajęć młodzi ludzie tracą 10 godzin snu tygodniowo, co sprzyja między innymi stałemu rozdrażnieniu, depresji, a nawet… nadciśnieniu.

„Nauka od 8.00, czyli dla nich niemal w środku nocy, jest działaniem przemocowym, które zostawia ślady na całe życie – mówi dr Marcela we wspomnianym wywiadzie. – Bo w okresie najbardziej intensywnego rozwoju taki deficyt snu – jak pokazują badania – zmniejsza zdolności poznawcze nawet o 60 proc. Z innych badań wiemy, że na pierwszych lekcjach, które się zaczynają o 8.00, ze swoich możliwości może w pełni korzystać tylko kilkanaście procent uczniów. Reszta bezpowrotnie traci szanse rozwojowe”.

Amerykańskie Towarzystwo Pediatryczne postuluje, aby lekcje, zwłaszcza w szkołach średnich, zaczynały się dopiero o godzinie 10.00. Wówczas okazałoby się, że tak zwani niezdolni uczniowie już wcale tacy niezdolni by nie byli. Bo oni są po prostu radykalnymi sowami. Pisanie sprawdzianu o 8.00 rano to dla nich murowana porażka, mogą w ogóle do niego nie podchodzić, wynik jest już przesądzony.

Co zatem zrobić? Model szkoły, który współcześnie funkcjonuje, nie do końca przystaje do nowych czasów. To był model tworzony na potrzeby XIX w., a teraz, dzięki Bogu, mamy już wiek XXI. I nie chodzi tu wyłącznie o wczesne rozpoczynanie zajęć. Rewolucyjne zmiany szkole się pewnie nie przysłużą, ale trzeba chociaż zacząć od małych kroków. Jeśli nie da się zaczynać lekcji od 10.00, to może warto chociaż przesunąć zajęcia z matematyki, języka polskiego czy fizyki na późniejsze godziny, a dzień zacząć od WF-u, plastyki czy muzyki (oczywiście, z całym szacunkiem dla tych przedmiotów). Wydaje się, że to dość prosty sposób, aby podnieść jakość kształcenia i wyciągnąć słabych uczniów z kłopotów.

Chociaż… Mój Maciek, który lubi aktywność fizyczną (trenuje kick-boxing, a w zasadzie trenował, bo pandemia te treningi chwilowo przerwała), nieoczekiwanie stwierdził ostatnio, że nie przepada za lekcjami WF-u. Bo wtorek zaczyna mu się w szkole od dwóch takich lekcji. A lekcje rozpoczynają się o… 7.30.

Paweł Mazur


 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.