Postaw na edukację

12.04.2019

Strajkuję nie tylko dla siebie

Czyli co mnie skłoniło do protestu

Strajkuję nie tylko dla siebie

Strajk stał się faktem. Razem z nim idzie fala komentarzy dotyczących jego bohaterów (czy antybohaterów, jak chcą niektórzy).

Czegóż to o nauczycielach nie można znaleźć w internetach. Od klasyki poczynając – obiboki, nieroby, pracujący 18 godzin w tygodniu, roszczeniowi, po nowoczesność – seksualni perwersi. O co chodzi w tym ostatnim sformułowaniu? Nie wiem. Czy wynika z realizacji podstawy programowej z jakiegoś przedmiotu, czy wręcz przeciwnie – z jej niezrealizowania? Nie wiem.

Większość wypowiedzi ekspertów od edukacji (a są nimi wszyscy chodzący kiedyś do szkoły) dotyczy oczywiście wynagrodzenia. Zauważyłam, że internautów bardzo boli fakt, że biedni nauczyciele jednak wyjeżdżają na drogie zagraniczne wczasy. Więc chyba nie są tacy biedni. Nikomu do głowy nie przyjdzie, że nauczyciel może być po prostu zaradny. Mnie daleko do postawy roszczeniowej. Jeśli widzę, że mająca coraz niższą wartość realną moja pensja nie starcza mi na życie, jakie chcę wieść, biorę się do roboty i szukam dodatkowego zarobku. Nie idę po zapomogę, nie kombinuję, tylko dodatkowo pracuję. I na wczasy jadę. Za swoje. I bardzo mi przykro, że ktoś mi to wypomina.

Wykonując jednak kilka rzeczy na raz, czasami zupełnie od siebie różnych, siłą rzeczy odciągam się od mojego właściwego zajęcia, czyli pracy z uczniem. Taka jest rzeczywistość. I o to też w naszym strajku chodzi. Nauczyciel powinien godnie zarobić za pracę na swoim etacie po to, żeby móc całkowicie skupić się na tej pracy. I mam tu na myśli pensję podstawową, a nie wyimaginowane dodatki głoszone przez resort edukacji.

Co mnie jeszcze do strajku motywuje? Zdenerwowanie? Nie, nie zdenerwowanie. To inna emocja, ale musiałabym ją opisać wulgaryzmem. To negatywne uczucie osiągnęło u mnie poziom krytyczny.  

Kiedy PiS ogłosiło w poprzedniej kampanii wyborczej chęć likwidacji gimnazjów, potraktowałam ten postulat jako kiełbasę wyborczą. Zupełnie do głowy nie brałam możliwości jego spełnienia. Kiedy wolą narodu nastąpiła dobra zmiana, oczywiście uczestniczyłam w protestach, bo decyzja o likwidacji gimnazjów mi się nie podobała, nie widziałam jej sensu. Kiedy w tej sprawie zostały podpisane odpowiednie dokumenty i powoli gimnazja zaczęto wygaszać, bardzo się denerwowałam. Teraz jestem po prostu […] – tu pada mocne słowo.

Dopiero teraz widzę jak na dłoni, co się stało. Dla kaprysu jednego rządzącego nami pana i by zaspokoić jego populistyczne obietnice, zepsuto dobrze funkcjonujący model edukacji. Skomplikowano życie tysiącom dzieci, rodziców i nauczycieli. Do kosza wyrzucono miliony przeznaczone na przeorganizowanie sieci szkół w tej bezkosztowej reformie. Setki tysięcy złotych wydane na darmowe podręczniki również poszło na marne, bo zmiana podstawy programowej wymusiła zmianę podręcznika, zanim ten odsłużył swoje trzy lata. Nie umiem tego ogarnąć umysłem. Chcę usłyszeć odpowiedź na pytanie – po co to komu było potrzebne? Właściwie to znamy odpowiedź na to pytanie. Ale co to jest za kraj, w którym dla czyjegoś widzimisię, bez ekspertyz lub wręcz przeciw nim urządza się takie rzeczy (podobne respektowanie prawa przez rządzących widać obecnie przy przekopie Mierzei Wiślanej).

Jestem teraz wychowawczynią klasy III gimnazjum. Rozmawiałam z uczniami o strajku. Pytali mnie, co z nimi będzie. Odpowiadałam zgodnie z prawdą, że nie wiem, bo strajkuję. Jak to pani strajkuje? A kto nam powie, czy będą lekcje, czy będą testy? Ja nie, bo strajkuję – odpowiadałam. Zapadło milczenie. Moje dzieci chyba myślały, że strajk jest tylko w telewizji. Otóż nie, mówiłam. Strajk jest i u nas. OK, rozumiemy, usłyszałam. Słyszałam też słowa poparcia od rodziców i jest to dla mnie budujące. Bo ja strajkuję nie tylko dla siebie. Strajkuję, bo lubię swoją pracę, szanuję uczniów i ich potrzeby i dlatego chcę dla nich godnych warunków nauki, które w dużej mierze zależą ode mnie, od nauczyciela, któremu, aby dziecko było dobrze wykształcone, musi się chcieć. A godna pensja jest jednym z warunków tego procesu. Póki co widzę jednak, jak rząd powoli zabija to, co w nauczycielu najcenniejsze – tę właśnie chęć do pracy.


Joanna Hulanicka




 [

 [

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.