Postaw na edukację

31.05.2019

Telewizja edukacyjna

Czyli serial w służbie publicznej

Telewizja edukacyjna

Oglądam czasem Klan, ten serial telewizyjny w Jedynce. Może i nie ma się czym chwalić, ale akurat tak jest. Ogląda go moja żona – akurat wtedy wracam z pracy i jem obiadokolację, więc jej towarzyszę. Oj, nie lubi ta moja żona mojego towarzystwa! Bo mam zwyczaj dla żartu komentować to, co widzę. A najbardziej lubię mieszać postaci z Klanu z rolami granymi przez kreujących je aktorów w innych filmach. Głupie żarty, sztubackie, ale nie mogę się powstrzymać.

Od czasu do czasu pojawiają się w tym serialu wątki szkolne. Najczęściej takie zwykłe, obyczajowe, ale kilka odcinków temu pojawiło się coś osobliwego.

Zanim jednak napiszę o tym osobliwym wątku edukacyjnym, najpierw muszę zarysować tło (za co bardzo z góry przepraszam). Jest tam chłopiec, późny syn samego doktora Lubicza, w wieku przedlicealnym. Jakiś czas temu ogromnie się zadurzył (syn, a nie ojciec, bo ten jest w zasadzie wolny od takich pokus) w pani, która sprzątała u nich w domu. Po pewnym czasie, zapewne na potrzeby scenariusza, ta pani (imigrantka ze wschodu, mówiąca jednak bez jakiegokolwiek akcentu) okazała się być tak naprawdę inżynierem budownictwa. I zmieniła pracę na zgodną ze swoim fachem. Zatrudnił ją w swojej firmie budowlanej szwagier doktora Lubicza (zwany Kucharkiem). Nie osłabiło to uczuć młodego Lubicza, a nawet je wzmogło. Chłopak już wcześniej wyznał pani budowlanej swoją miłość, zalecał się do niej, przynosił kwiaty i podpatrywał obiekt swoich uczuć w różnych sytuacjach – jak można się domyślić także w pracy na budowie.

I nagle zapałał uczuciem także do zawodu, który wykonywała dama jego serca. Postanowił o tym powiedzieć swemu ojcu – i tu dochodzimy do tego osobliwego wątku edukacyjnego, o którym mówiłem. Ale powoli. Najpierw jeszcze jedna ważna informacja na temat akcji – chłopakowi udało się dostać na jeden dzień na plac budowy swojego wujka (Kucharka). Zaplanowali to doktor Lubicz ze szwagrem. Postanowili pozwolić młodzieńcowi doświadczyć trudów pracy budowlańca, „bo to mu z pewnością wybije z głowy plany pójścia tą drogą”.

I tu zdarzył się nieprzewidziany przez przebiegłych dorosłych zwrot akcji – chłopakowi mimo wszystko spodobała się praca na budowie (oraz to, że przebywa tam obiekt jego uczuć). Po powrocie do domu zmęczony młodzian nie tylko nie poddał się, ale wręcz biła od niego radość i pasja budowania (choć do tej pory tylko kopał doły i biegał z wiaderkiem „po fazę”).

Wówczas wydarzyło się to, o czym chciałem powiedzieć. Ale jeszcze jedna dygresja – dialogi w Klanie to w ogóle nie jest poziom Tarantino, ale rozmowa Lubiczów: seniora z juniorem…, a zresztą, sami zobaczcie (cytuję z pamięci, więc niedokładnie, ale postaram się oddać w miarę wiernie i treść, i sposób mówienia postaci).

Ojciec:
– I jak, synu? Bardzo ci dali w kość?

Syn:
– Było ciężko, ale dałem radę.

Ojciec:
– To żaden wstyd przyznać się, że praca na budowie była dla ciebie za ciężka.

Syn:
– Ale wcale nie była za ciężka. Dałem radę i chcę być budowlańcem.

Ojciec:
– Ale synu, przed tobą wybór szkoły średniej, chciałeś być lekarzem.

Syn:
– Ale teraz chcę pracować na budowie.

Ojciec:
– Ale synu, co ze szkołą?

Syn:
– Zamierzam pójść do szkoły branżowej i nauczyć się zawodu budowlańca.

Ojciec:
– Ale synu, a co z wykształceniem?

Syn:
– Jak wyuczę się zawodu w szkole branżowej, to potem na politechnice nikt mi nie podskoczy!

Szach i mat – doktor Lubicz zrobił wielkie oczy i w tej pozie montażysta filmu go zostawił.

Cóż za subtelna promocja szkół branżowych! Nie na darmo pieniądze z budżetu państwa zasilają programy misyjne telewizji. Już widzę, jak po tej delikatnej sugestii młodzi ludzie, którzy planowali zapychać swoimi kandydaturami systemy rejestracyjne dobrych liceów i techników, zapisują się do szkół branżowych, zwłaszcza tych kształcących budowlańców.

Ależ będziemy przebierać w betoniarzach-zbrojarzach, murarzach, tynkarzach, glazurnikach i cieślach budowlanych. A do tego wszyscy – a to już majstersztyk – z ambicjami ukończenia w przyszłości politechniki!

No i kto im podskoczy?

No chyba że ktoś drobiazgowy i złośliwy, kto zapyta: a co z maturą?

Ryszard Bieńkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.