Postaw na edukację

09.07.2021

Tomek Sawyer a lista lektur obowiązkowych

Czyli co jest przyjemne, a co nie

Tomek Sawyer a lista lektur obowiązkowych

Mam już swoje lata i chyba wyzbyłem się wszelkich złudzeń co do tego, że są jakieś sposoby, którymi można by nakłonić młodych ludzi do częstszego obcowania z książką. I chyba nie ma specjalnego znaczenia, czy dzieło znajduje się na obowiązkowej liście lektur, czy też jest poza tą listą. Choć intuicja podpowiada mi, że książki spoza kanonu mają jednak jakieś iluzoryczne szanse, że ktoś po nie sięgnie, a te, do których sięgnąć trzeba, każdy będzie omijać szerokim łukiem.

Pamiętam, że w liceum zaczytywałem się w opowiadaniach Marka Hłaski, dziennikach Witolda Gombrowicza, powieściach Fiodora Dostojewskiego, Franza Kafki czy Edwarda Stachury, a nawet w dziełach Zygmunta Freuda! Ileż zachodu kosztowało dotarcie do „Pierwszego kroku w chmurach”. Koleżanka z klasy miała kolegę, który studiował fizykę, a ten kolega znał kogoś, kto tę książkę miał i w drodze wyjątku mógł ją pożyczyć. Traktowałem tę książkę jak najdroższy skarb. Kiedy niosłem ją w plecaku, rozglądałem się nerwowo wokół siebie, bo miałem wrażenie, że mam przy sobie milion dolarów, na które zaraz ktoś się połasi. Po przyjściu do domu wyssałem z tego tomu wszystkie słowa łącznie ze znakami interpunkcyjnymi.

Wyznam więcej – w liceum przeczytałem także „Przekroczyć próg nadziei”, wywiad-rzekę, który z papieżem Janem Pawłem II przeprowadził Vittorio Messori. Papież nie należał wówczas do autorów szczególnie polecanych przez ministerstwo edukacji, co skłoniło mnie, aby sięgnąć po tę lekturę. I z tego, co pamiętam, nie żałowałem. Z książki mogłem dowiedzieć się m.in., co papież sądzi o buddyzmie czy judaizmie, a także jak zapatruje się na odnowę chrześcijaństwa czy kwestie zbawienia duszy. Zagadnienia te mnie, młodego człowieka, żywo wówczas interesowały.

Wszystkich tych książek oczywiście nie było na liście lektur. Pewnie gdyby były, to i tak przymuszony sięgnąłbym po nie, ale już nie wywołałyby we mnie takich gwałtownych emocji, ich odbiór byłby mdły, naznaczony nudą i uciążliwym obowiązkiem. Nie dałbym tym dziełom szansy, aby wniknęły do mojego wnętrza i coś we mnie poruszyły. Lektur nie traktuje się jednak poważnie, lektura niczego w młodym człowieku poruszyć nie może… Czemu? Bo to lektura. Ot co!

Już nie pamiętam, czy „Przygody Tomka Sawyera” Marka Twaina były na obowiązkowej liście lektur, kiedy uczęszczałem do szkoły podstawowej. Skoro coś z tej książki pamiętam, to pewnie w myśl mojej teorii nie były, ale nie jest to teraz takie istotne.

Pamiętamy pewnie wszyscy doskonale fragment powieści, kiedy Tomek musiał pomalować parkan („trzydzieści metrów długości i ponad dwa metry wysokości!”). Słoneczko przyjemnie świeciło, świat kipiał życiem i oferował mnóstwo atrakcji, a tu takie nieprzyjemne zajęcie!

„Niedługo zaczną tędy przebiegać inni chłopcy, wolni, pędzący na różne wspaniałe wyprawy i będą z niego kpić, że musi pracować – sama myśl o tym paliła go żywym ogniem”.

Ale Tomek był nie w ciemię bity, odkrył bowiem (pewnie nie w pełni świadomie) to, co ludzi motywuje do działania. I co sprawia im rzeczywistą przyjemność. Przed chłopakami, którzy pojawili się przy parkanie udał mianowicie, że maluje ten płot z własnej i nieprzymuszonej woli, że ta robota sprawia mu niesamowitą frajdę i że – co jest dość istotne – nie jest to praca dla każdego. Malować taki parkan mogą wyłącznie osoby nietuzinkowe.  

„To musi być zrobione bardzo dokładnie. Nie wiem, czy na tysiąc, a nawet na dwa tysiące chłopaków, znajdzie się choć jeden, który umiałby to zrobić naprawdę porządnie” – poinformował Tomek Bena Rogersa, który miał ogromną ochotę wykonać tę niewdzięczną pracę.  

Koniec końców Tomek „złamał się” i pozwolił kolegom pomalować parkan, w zamian oczywiście za masę cennych bonusów (m.in. dwanaście szklanych kulek, połamane organki, kawałek niebieskiego szkła od butelki, klucz, który niczego nie otwierał, szklany korek od karafki i starą rozbitą ramę okienną).

Tomek, jak pisze narrator w podsumowaniu rozdziału, „odkrył wielkie prawo ludzkich działań, a mianowicie: – jeśli chcemy obudzić w dorosłym lub dziecku pragnienie jakiejś rzeczy, musimy ją przedstawić jako bardzo trudną do osiągnięcia. Gdyby był wielkim filozofem (takim jak autor jest książki), to pojąłby, że pracą jest to, co musimy robić, a przyjemnością – to czego robić nie musimy”.

Naprawdę trudno podejrzewać, że osoby odpowiedzialne za zmiany na liście szkolnych lektur tej psychologicznej zasady nie znają. Nawet jeśli nie czytały „Przygód Tomka Sawyera”.  

Paweł Mazur

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.