Postaw na edukację

22.11.2019

Uciążliwa lektura lektury

Czyli kto napisał „Quo vadis”

Uciążliwa lektura lektury

Obiecuję, że o lekturach będzie ostatni raz. Przynajmniej do czasu, kiedy kanon nie zostanie zmieniony.

To, co do tej pory było tylko w moich przypuszczeniach, stało się właśnie faktem. Po raz pierwszy omawiałam z 7 klasą „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza. Do przeczytania lektury namawiałam na różne klasyczne sposoby – od motywowania („każdy wykształcony człowiek zna twórczość noblisty”, „znajomość kodów kulturowych będzie potrzebna w dorosłym życiu do uczestnictwa w kulturze”) do szantażu ( „czytajcie, bo będzie sprawdzian z treści”, „czytajcie, bo będzie na egzaminie”). No i nastał dzień omawiania. W związku z tym, że powątpiewałam w skuteczność moich metod perswazji i po to, by utrwalić treść książki, zaserwowałam uczniom cztery godziny filmu. Oglądali. Nawet z zaciekawieniem. Doszłam więc do wniosku, że możemy omawiać. Świat przedstawiony – cisza. Ważne wydarzenia historyczne – cisza. Schodzę zatem piętro niżej – kto był w kim zakochany. I co? Cisza. Wobec powyższego i w świetle przyszłorocznego egzaminu zrewidowałam metody nauczania. Podyktowałam uczniom do zeszytu pytania. Zawarłam w nich wszystko, co w lekturze ważne. Kazałam opracować w grupach. Najpierw usłyszałam prośbę o pozwolenie korzystania z Internetu. A co mi tam, niech korzystają.

I widzę, że piszą. Piszą i piszą. Sprawdzę, myślę, bo sprawa wydała mi się podejrzana. Okazało się, że przepisywali z Internetu co się dało, pierwsze lepsze hasła, choćby minimalnie pasujące do pytania. Trzeba więc było znowu zrewidować metodę. Dyktuję. Pytanie i odpowiedź. Jedyną słuszną. I zarządzam sprawdzian.

I czegóż się dowiedziałam – że akcja „Quo vadis” rozgrywa się w starożytnej Grecji. Bohaterem jest Prometeusz, a przemianę przeszedł Winicjusz – zmienił się ze zboczeńca w chrześcijanina. A zakochany był w… Lyrii. No i jeszcze autor. Oczywiście Żeromski na przemian z Mickiewiczem. I to wszystko po 9 lekcjach obcowania z lekturą. Gdy zarządziłam poprawę sprawdzianu, było już trochę lepiej. Na koniec zadałam pytanie – ile osób przeczytało tekst. Jedna. Na całą klasę – jedna.

Praca z takim tekstem to orka na ugorze. Uczniowie udają, że czytają. Ja udaję, że nie wiem, że oni nie przeczytali. Kształcenie kompetencji czytelniczych legło w gruzach. I nie pracuję z dziećmi z deficytami, żeby było jasne. Normalna młodzież.

Zmęczona potyczkami z „Quo vadis” wyjechałam na Kaszuby odpocząć. Sama. I już wypoczęta powoli wracam do domu. Niespiesznie prowadzę auto, podziwiam złotą polską jesień i – tu przyznam się do przestępstwa – odbieram telefon, bo dzwoni syn ósmoklasista. Nie pyta, gdzie jestem, nie wydaje dyrektyw, co mam mu kupić. O pytaniu, czy odpoczęłam, nie wspomnę. Syn jęczy, że „ Syzyfowych prac” przeczytać się nie da. Pobudzam więc komórki mózgowe w poszukiwaniu pomocy. Może audiobook? Spróbuj jeszcze raz i może się okaże, że to nie jest takie nudne. Niestety jest. Wracam do domu i polecam starą sprawdzoną przez moje dziecko metodę podziału liczby stron w lekturze na liczbę dni do przeczytania i próbujemy w ten sposób dobrnąć do końca. Syn jest raczej „matematyczny”, więc gdy strona skończy mu się w połowie zdania, wydaje na nie wyrok. Nie doczyta do końca. Limit wyczerpany.

Czy o takim czytelnictwie marzymy. Jakich czytelników pragnie wychować polska szkoła? Chyba takich, co w ogóle nie czytają. Wszak czytanie rozwija wyobraźnię, czyni nas bardziej wrażliwymi, mądrzejszymi, wykazującymi się empatią.

Ale taki model Polaka, patrząc na listę lektur, chyba nie jest nikomu potrzebny.

Joanna Hulanicka

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.