Postaw na edukację

08.08.2014

Wakacje w maju :)

Wakacje w maju :)

Maj 2014. Rozmawia trójka piątoklasistów.

Paweł: Jutro lecę na Kretę! Będę się wylegiwać na plaży, a wy będziecie się męczyć w szkole.
Julka: A ja nie będę na rozdaniu świadectw, bo w czerwcu jadę do Hiszpanii.
Adam: Fajnie macie. Ja muszę siedzieć do końca roku w szkole.
Paweł (przy aprobacie Julki): Głupio masz.


Coraz więcej takich rozmów w szkołach, prawda? Ceny wakacji przed sezonem i po nim są znacząco niższe niż w lipcu i sierpniu (to samo odnosi się do ferii zimowych i świątecznych). Rodzice korzystają: zabierają dzieciaki ze szkoły na tydzień albo i dwa. Nieraz ustalają z nauczycielami, co pociechy mają zrobić nad ciepłym morzem, żeby potem nie miały zaległości. Problem? Żaden.

Chyba że w innych krajach. W Szwajcarii nie ma mowy o wcześniejszym wyjeździe. No, ale Szwajcarzy to naród zdyscyplinowany. Córka znajomych spod Zurychu miała lekcje jeszcze w dniu rozdania świadectw. W Niemczech, o dziwo, z wyjazdami jest inaczej. Rodzice piszą usprawiedliwienia „z powodu choroby” – i hulaj dusza! Liczba zachorowań tuż przed wakacjami i zaraz po nich wzrasta nawet o 50% (1).

W Anglii masowość przed- i powakacyjnych wyjazdów skłoniła władze do zmiany prawa. Od września 2013 roku dyrektorom szkół nie wolno urlopować dzieci w czasie roku szkolnego. Mało tego – za nieobecność ucznia mogą oni ukarać rodziców grzywną w wysokości 60 funtów za dziecko, licząc od rodzica (rodzina 2+1 płaci 120 funtów, 2+3 już 360 funtów). Do stycznia 2014 roku z prawa tego skorzystała jedna czwarta dyrektorów angielskich podstawówek (2).

Przepisy sobie, a życie sobie. Warto poczytać komentarze do artykułów, z których zaczerpnąłem te informacje. W ogromnej większości brzmią tak: Zabieraliśmy dzieci na wakacje poza sezonem i nadal będziemy to robić. A to dlatego że:

1. W sezonie nigdzie nie pojedziemy, bo nas nie stać. Dlaczego dzieci bogatych rodziców mają mieć lepiej?
2. Kara nas nie odstraszy. Te 120 czy nawet 360 funtów to niewielki wydatek w porównaniu z kosztem wakacji w lipcu.
3. Przed feriami i zaraz po nich w szkole i tak niewiele się robi. Jeśli dzieciak ma oglądać filmy na DVD, to już lepiej, żeby spędzał czas z rodziną w jakimś atrakcyjnym miejscu.
4. Podróże kształcą. Nasze dzieci spotkały ciekawych ludzi, zwiedziły muzea, widziały słynne budowle i skarby przyrody. Szkoła nigdy im tego nie da.

Tyle rodzice. Co na to władze oświatowe? Angielskie wyliczają, że jeśli uczeń opuści każdego roku 7 dni, to w ciągu 10 lat straci ich 70, czyli ponad 3 miesiące nauki. I dodają, że częste nieobecności przekładają się na gorsze wyniki na egzaminach. Argument traci jednak moc, gdy w szkole nic się nie dzieje albo gdy dziecko odrabia lekcje pod palmami. Cóż zatem – jechać poza sezonem?

Sam nigdy nie zabrałem dzieci na wakacje w czasie roku szkolnego i nie zamierzam tego robić. Nie dlatego, że boję się o ich egzaminy. Nie śpię też na pieniądzach (w zeszłym roku byliśmy pod namiotem w Starych Jabłonkach).

Mój sposób myślenia oddają słowa niemieckiego nauczyciela, cytowanego przez „Der Spiegel”: Rodzice „przekazują dzieciom fatalną wiadomość, że nie trzeba przestrzegać reguł. To jest aspołeczne i stanowi prawdziwy problem” (1).

Rozumiem ludzi, którzy wyjeżdżają z dzieciakami, kiedy jest taniej. Naprawdę. Tylko jacy ludzie wyrosną z tych dzieci? Poza tym, co z tymi, które zostają w szkole? Jak to co, odpowiedzą „wyjazdowicze”, przecież wiadomo: to głupki, frajerzy, nieudacznicy. Jak nie oni, to ich rodzice.

Tak wyobrażam sobie rozmowę byłych piątoklasistów w roku 2044:

Paweł: Co?? Nie mogę jechać na wakacje, bo nie skończyliśmy projektu? Zapomnijcie. Jutro wyjeżdżam.
Julia: Ja też. Guzik mnie obchodzi, że firma zapłaci karę. Moje pieniądze?
Adam: Trudno. Odwołam urlop i dokończę sam.
Paweł (przy aprobacie Julii): Adaś, jesteś super gość. Dzięki.

Co Państwo na to?

1 Krankgemeldete Kinder: Lehrerverband kritisiert „Trend zur Trickserei” vor Ferienbeginn
2 Can parents take their children on holiday during school terms – Q&A

 

Tomasz Małkowski

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Gosia pisze:

    Ja zauważam podobny problem związany z frekwencją, lecz nie jest ona związana z wyjazdami na wczasy. Pracuję w uboższym środowisku, jednak problem frekwencji jest bardzo duży. Rodzice nie czują problemu. Dzieci nie ma w w szkole przed świętami i po świętach. Przed dniami wolnymi i po dniach wolnych (bo niby się nie opłaca, bo niby mało uczniów będzie w szkole, bo niby nic nie stracą). Uczniów nie ma też w szkole, ponieważ pojechali kupić kurtkę, albo buty. Nie ma ich bo jadą na wesele. Nie ma ich bo wrócili z wesela. Nie ma ich bo trzeba było kupić sukienkę na wesele cioci. To jakaś tragedia. 70%, 80 % obecności to normalne. Uważam, że bardzo potrzebna jest zmiana prawa, tak aby rodzice ponosili kary za nieobecności ich pociech w szkole. Okropne zjawisko uczące nieodpowiedzialności, niesystematyczności. Plaga.

  2. Grażyna pisze:

    A ja uważam, że pomysł ten jest kuriozalnym przykładem wciskania się Państwa w nie swoje sprawy – w ogóle nie powinno się tym zajmować i traktować obywateli jak dzieci. Wystarczy, jeśli będziemy ponosić konsekwencje naszych wyborów. A jeśli dziecko głupio się tłumaczy, że było na wakacjach i nie umie – to cóż z tego? Po prostu nie uwzględnia się takiego „wyjaśnienia”. Fizyczna obecność w szkole to naprawdę nie jedyny sposób na edukację.

    1. Monika pisze:

      Zbulwersowała mnie wypowiedź Grażyny. Rodzice nie ponoszą konsekwencji swoich wyborów! Ponoszą je jedynie nauczyciele, którzy mają poważny problem z nauczeniem i przygotowaniem do egzaminów, z których są rozliczani. I nikogo nie obchodzi, że w maju nie było połowy klasy, która właśnie napisała kiepsko egzamin. Owszem są przedmioty, które dziecko jest w stanie przy pomocy rodziców uzupełnić samo, ale jak to zrobić z matematyką, fizyką itp. Każda luka w wiadomościach się pogłębia. Nagminnie w tej chwili spotykamy w gimnazjum dzieci, które np. nie znają tabliczki mnożenia. Efekt jest taki, że nie dają rady zrozumieć działań na ułamkach, procentów, wyrażeń algebraicznych, itd. I co ma zrobić nauczyciel?

      1. Malwina pisze:

        Faktycznie – w matematyce opuszczenie nawet tylko kilku lekcji ma bardzo poważne skutki.

  3. Artur pisze:

    Niestety, ale „nicnierobienie” w szkołach pod koniec roku szkolnego jest dość częstą praktyką. Nauczyciele sami w ten sposób uczą lekceważenia zasad (i siebie przy okazji). Czy dając zły przykład możemy mieć pretensje o złe zachowanie?
    Tym, którzy się oburzą, że oni zawsze pracują do końca od razu odpowiem. Nie jesteście Państwo niestety reprezentatywną grupą wśród nauczycieli. Jeśli tu zaglądacie w wakacje…

  4. Anna pisze:

    Jak kogoś stać na kary, to niech płaci. Ja też jako nauczyciel staram się uczyć do końca, bo jakoś nigdy nie brakuje mi tematów ani tekstów do omówienia. W maju pójdziemy na wakacje, a w lipcu i sierpniu będziemy umierać z gorąca w klasach?!. Kogo znowu tak stać na wyjazdy poza granicę Polski. Moje szkolne dzieci znów powiedzą, że były na wakacjach u cioci albo babci w sąsiedniej wsi. Latem przynajmniej bez kłopotów pójdą na pielgrzymkę. Pozdrawiam

  5. Aleksandra pisze:

    Dziękuję za poruszenie tego tematu. Zgadzam się w zupełności ze zdaniem niemieckiego nauczyciela i sądzę, że rozmowa dzisiejszych piątoklasistów w roku 2044 jest bardzo prawdopodobna. Patrzę na problem od strony nauczyciela. Staram się do końca roku szkolnego normalnie pracować i przeprowadzać lekcje. Cóż, kiedy czasami brakuje połowy klasy (podobnie jest w okolicach długich weekendów). A potem słyszę: „Nie jestem przygotowany, bo byłem na wakacjach.”

  6. Ela pisze:

    Mam nadzieję takowąż,iż zmiany pójdą w odpowiednim kierunku.:)nie przyzwolenia:)lubię zielony kapelusz:):)