Postaw na edukację

25.11.2016

Jeśli nie szkoła, to co?

Czyli gdzie znajdzie pracę były nauczyciel

Jeśli nie szkoła, to co?

Obiecałem napisać kilka słów o zajęciu dla nauczyciela, którego nie pociąga praca w toksycznej szkole. Albo któremu dopiekła do żywego belferka w jakiejkolwiek szkole, niekoniecznie toksycznej. Inny wariant: czyjaś ukochana szkoła wkrótce zniknie jak sen jaki złoty. Bo życie, stwierdzę sentencjonalnie, jest nieprzewidywalne. Ostatnio stało się jeszcze bardziej nieprzewidywalne, niż było. Co robić?

Przeczytać niniejszy wpis, powiem nieskromnie. W brytyjskim dzienniku „The Guardian” natknąłem się bowiem na propozycje ścieżek kariery dla eks-nauczycieli. (1) Okraszę je własnym komentarzem; kto chce, niech korzysta!

Należy co prawda pamiętać, że Anglia to nie Polska. Poddani królowej Elżbiety żyją w innej bajce niż my. Zjednoczone Królestwo często pomaga obywatelowi, gdyż po to istnieje. Nie zniechęcajmy się; brytyjskie wskazówki przydadzą się także nam. Do rzeczy zatem.

Nauczyciele mają więcej kwalifikacji, niż na ogół sądzą. Po pierwsze, znają swój przedmiot. Po drugie, wiedzą całkiem sporo o procesie uczenia się i nauczania. Po trzecie, komunikacja interpersonalna jest ich mocną stroną. Po czwarte, dobrze wypadają w wystąpieniach publicznych (trenują kilka razy dziennie). Po piąte, są kreatywni. Po szóste, umieją sobie radzić z trudnymi sytuacjami (to ich chleb powszedni). Po siódme wreszcie, na ogół odznaczają się wysokim poziomem empatii.

Wszystkie te kwalifikacje są bardzo pożądane na rynku pracy. Spytacie Państwo: a gdzie konkretnie?

Weźmy byka za rogi: na przykład w korporacjach. Proszę pokazać mi taką, która nie organizuje szkoleń dla swoich pracowników. Jest? Ja nie znam.

Oczywiście, praca w korporacji to szok dla nauczyciela – ale kto powiedział, że trzeba iść na etat? Można zostać wolnym strzelcem albo założyć firmę prowadzącą szkolenia. Być może trzeba będzie zdobyć dodatkowe kwalifikacje; i cóż z tego? Żyjemy w czasach dożywotniej edukacji; sami też możemy się pouczyć.

A jeśli kogoś wołami nie zaciągną do korporacji? Niech spróbuje swych sił w… muzeum. Proszę się nie krzywić – dzisiejsze muzea nie są, a przynajmniej nie powinny być, skansenami nudy i filcowych bamboszy. Zatrudniają edukatorów prowadzących lekcje muzealne – a któż poprowadzi je ciekawiej od nauczyciela?

Rozumiem: nie każdy da się zamknąć w muzeum, gdy za oknem kusi wielki i piękny świat. Co wtedy? Można spróbować swych sił w branży turystycznej. Idę o zakład, że eks-nauczyciel świetnie się sprawdzi jako przewodnik albo pilot wycieczek. Także praca rezydenta warta jest rozważenia – jeżeli ktoś może sobie pozwolić na luksus zamieszkania na Teneryfie czy w Acapulco.

A jeśli woli pozostać w branży oświatowej? W Anglii może szkolić nauczycieli, załatwiać uczniom praktyki zawodowe albo pośredniczyć w kontaktach między szkołami a przyszłymi pracodawcami. W Polsce… No cóż, u nas są posady w kuratoriach czy ośrodkach metodycznych. Pewnie warto spróbować szczęścia.

Można też poszukać zatrudnienia w firmie, dla której szkoły to ważny czy wręcz jedyny klient. Na pierwszym miejscu postawiłbym wydawnictwa oświatowe – kto ma pomysł, niech go opisze i wyśle. Wydawcy szukają ludzi kreatywnych.

Jednak wydawnictwa to nie wszystko; proszę  pomyśleć o komputerach i programach do nich, o zeszytach, farbkach, ołówkach, meblach, zdrowej żywności do sklepików… W firmie nastawionej na zaopatrywanie szkół nauczyciel to skarb.

A jeśli ktoś czuje, że owszem, chce uczyć, jednak nie w szkole, która wysysa go jak wampir? Albo jest cudowna, tyle że wkrótce zakończy żywot? Odpowiem: taki ktoś może udzielać korepetycji. Albo prowadzić kursy przygotowawcze – czy jakiekolwiek inne.

Wyobrażam sobie, że ktoś wciąż kręci nosem: „Nie odpowiada mi żadna z tych propozycji. Co mam z tym fantem zrobić?”

Proszę wrócić do czwartego akapitu mojego wpisu – tego o kompetencjach nauczycieli. Proszę przeczytać go co najmniej trzy razy. Potem wydrukować i przyczepić na ścianie nad biurkiem albo na lustrze w łazience. Czytać go przy każdej sposobności. Nauczyć się na pamięć. Czekać na moment – on nadejdzie! – w którym krzyczy się „eureka!”, wybiega na ulicę i pędzi do przyszłego pracodawcy.

Gdyby ktoś wrzasnął „eureka!” w łazience, a ściślej w wannie, niech pamięta, by owinąć się choćby ręcznikiem. Bo starać się o pracę w stroju Archimedesa… Sami Państwo rozumiecie.

1 Five alternative careers for teachers

Tomasz Małkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Nana pisze:

    Swoją drogą, jakiś czas temu oganizowałam szkolenie dla nauczycieli, którzy chcieliby zmienić branżę. Uważam, że to co jest napisane to tylko niewielki fragment dostępnego rynku. Sama jestem pedagogiem specjalnym z wykształcenia, a pracowałam w wydawnictwie, w grafice, marketingu, PR etc. Możliwości jest sporo, tylko trzeba zerknąć nieco szerzej. Taki był plan moich zajęć – pokazania możliwości i planu działania. Niestety, grupa się nie zebrała (praktycznie było bezpłatne – bo ja na nim NIC nie zarabiałam – to był koszt jedynie sali – i tak po taniosci i drobnej przekąski) . Jestem ciekawa co za tym stało. 🙁