Postaw na edukację

18.12.2015

Twoja przyszłość: ich przyszłość

Jako wybitny nauczyciel zarobisz do 65 tysięcy rocznie

Twoja przyszłość: ich przyszłość

W dodatku nie złotówek, a funtów. Ktoś jest może zainteresowany? W Zjednoczonym Królestwie wyłażą ze skóry, żeby przyciągnąć do zawodu najlepszych – także tych z zagranicy. U nas… Dyskutujemy o sześciolatkach i likwidacji gimnazjów. Nim więc wróci temat podwyżek dla nauczycieli – a wróci – przyjrzyjmy się, jak traktują belfrów nad Tamizą.

Pod koniec października brytyjski Department for Education – odpowiednik naszego MEN – rozpoczął kampanię pod hasłem Your future: their future, ukazującą blaski (i tylko blaski) nauczycielskiej profesji. Niespełna minutowy filmik – emitowany przez różne stacje telewizyjne – przekonuje ustami belfrów, że nauczyciele: objaśniają uczniom zawiłości świata, szkolą przyszłych inżynierów, naukowców i pielęgniarki, sprawiają, że oczy młodych ludzi stają się szersze, a szczęki (czy raczej żuchwy) opadają ze zdumienia. Filmik kończy się jasnym przekazem, wypisanym biało na czarnym (ze względów frazeologicznych wolałbym odwrotnie, lecz nic nie poradzę):

22–27 tysięcy funtów minimalnej pensji na początek (oczywiście rocznie),

do 30 tysięcy funtów wolnych od podatku na szkolenie (tj. różnego rodzaju stypendia),

do 65 tysięcy funtów (pensji) dla wybitnych nauczycieli. (1)

Tu od razu mała uwaga: w angielskiej szkole pensje są zróżnicowane, i to bardzo, w zależności od kwalifikacji nauczycieli oraz ich osiągnięć dydaktycznych. Szkoła może podnieść pensje tym najlepszym albo najbardziej poszukiwanym – na przykład matematykom – by zatrzymać ich u siebie.

Czy chcę przez to powiedzieć, że kto zna angielski, powinien spakować walizki i zostać „wybitnym nauczycielem” nad Tamizą? Albo że na Wyspach umieją człowieka docenić, a u nas to belfrowi zawsze wiatr w oczy? Nie.

Zachęty brytyjskiego resortu edukacji mają bardzo konkretną przyczynę: w Zjednoczonym Królestwie brakuje kadry dydaktycznej. Każdego roku Anglicy potrzebują 35 tysięcy nowych nauczycieli, tymczasem dla młodych zdolnych belferka to żadna kariera. „Jak nic mi nie wyjdzie, zawsze mogę pójść do szkoły”. Znamy? Raczej znaliśmy; dziś o pracę w polskiej szkole dość trudno. Mimo to wcale nie jest tak, że tysiące najzdolniejszych magistrów szturmują u nas dyrektorskie gabinety. Powody są oczywiste, więc nie będę ich opisywał.

Anglicy łatają etatowe braki zastępstwami. Gdy szkoła potrzebuje nauczyciela, dajmy na to fizyki, zwraca się o pomoc do wyspecjalizowanej agencji. I tu leży pies pogrzebany. A ściślej – leżą tu dwa psy.

Pierwszy: nauczyciele podsyłani przez agencje to niekoniecznie asy w swoim zawodzie (cóż, na bezrybiu i rak ryba). Drugi: agencje pobierają prowizję sięgającą 15% nauczycielskiej pensji, co – jak ktoś wyliczył – rocznie kosztuje państwo 733 miliony funtów. Nic tylko założyć taką agencję, prawda?

Państwo ma zatem finansowo-organizacyjny kłopot i stąd biorą się ulgi podatkowe dla kandydatów na nauczycieli, rozmaite stypendia, ścieżki kariery itd. Także kampania w mediach ukazująca atrakcyjność zawodu. Występujący w niej nauczyciele są jednak uczciwi: zgodnie przyznają, że pierwszy dzień był ciężki. A i potem nie zawsze było różowo.

Department for Education kusi płacami, które (nas) przyprawiają o zawrót głowy: „Jeśli awansujesz na dyrektora, będziesz mógł/mogła zarabiać ponad 100 tysięcy funtów”. A jeśli nie? „Średnia pensja nauczycielska to 37 400 funtów”. (2)

Wszystkie te materiały milczą na temat kosztów uzyskania kwalifikacji, a są one niemałe. By zostać nauczycielem, trzeba ukończyć kurs, zwykle roczny, organizowany przez uniwersytet bądź szkołę, na przykład podstawową. Kurs uniwersytecki jest bardziej teoretyczny, szkolny – nastawiony na praktykę, zajęcia muszą się odbywać w co najmniej dwóch różnych szkołach. Błąkałem się po rozmaitych stronach internetowych, szukając ceny takiego kursu. W końcu znalazłem: University of Greenwich życzy sobie, bagatela, 9 tysięcy funtów. (3)

Jednakże, jak wspomniałem, kandydaci mogą się ubiegać o stypendia, granty i pożyczki; jeśli wcześniej pracowali co najmniej 3 lata (obojętne, w jakim zawodzie), mają prawo do pensji za lekcje prowadzone w ramach kursu.

Tyle Zjednoczone Królestwo; wracam nad Wisłę. Co robimy, by przyciągnąć do zawodu najlepszych? Hm, nie zauważyłem żadnych działań w tym kierunku. Może ktoś z Państwa…?

Czy to znaczy, że w polskich szkołach uczą – proszę wybaczyć – same miernoty? Oczywiście, że nie! Mamy tysiące nauczycieli-pasjonatów, którzy nie wyobrażają sobie innego życia niż to, które upływa im przy tablicy. Tyle że państwo nie pomaga. Nie zachęca „młodych zdolnych” do pracy w szkole. Bo po co? Przecież i tak jest nadmiar chętnych.

A może pomyślimy, co zrobić, żeby ci najlepsi brali pod uwagę karierę w oświacie? Ech, marzyciel…

Tomasz Małkowski

1 We can help you get into teaching

2 Competitive salary and great benefits

3 Undergraduate tuition fees

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.