Już w lipcu ostrzegałem, że tak to się skończy. Że tylko pozornie czas biegnie leniwie, a szkolna brać może beztrosko zbierać się przy trzepaku, nie myśląc o szkole. I miałem rację – 1 września nadszedł szybciej, niż się ktokolwiek spodziewał. Tylko szczęśliwy traf spowodował, że (jak to u nas) nie opłacało się przed weekendem na jeden dzień fatygować młodzieży na apel, więc przełożono radosny dzień rozpoczęcia roku szkolnego na poniedziałek. W czym by przeszkadzało zrobienie oficjalnej inauguracji roku szkolnego w piątek i rozpoczęcie nauki w ławkach od poniedziałku – nie wiem. Ale ja z wiekiem coraz mniej rozumiem otaczający świat.
Żeby jednak nie ciągnąć wątku podszytego marudzeniem, postanowiłem dziś, czyli uświęconego tradycją 1 września, złożyć nowoszkolnoroczne życzenia. A należą się one przynajmniej trzem grupom społecznym.
Uczniom życzę, żeby naukę starali się polubić. Nawet jeśli nie ze szczerego serca, to z wyrachowania. Zwłaszcza, że o szczere uczucie może być w tym roku trudno. Czwartoklasiści na przykład dostaną na języku polskim solidną porcję nie za bardzo lubianej gramatyki, bo ktoś tak dla nich ułożył program. Dostaną też do obowiązkowego czytania lektury, z którymi borykali się i ich rodzice, i dziadkowie, i pradziadkowie, a być może też prapradziadkowie. Czy odnajdą w tych lekturach bohaterów, z którymi mogliby się utożsamić? Tego życzę. I wygranej w totolotka też!
Uczniowie rozpoczynający klasę 7 woleliby pewnie być już gdzie indziej, wyżej – a nie nadal w podstawówce, o której przez pewien czas sądzili, że właśnie ją kończą. Podobnie jak uczniowie wracający do szkoły podstawowej po nieudanym starcie w gimnazjum. Spadkowicze woleliby nie przeskakiwać na przykład z historii starożytnej wprost do XIX wieku (bo nie o to w powtarzaniu klasy chodzi). A siódmoklasiści – nie uczyć się tego samego po raz drugi, i to rok po roku.
Może mogłoby ich pocieszyć to, że gonią o rok starszych kolegów z 2 klasy gimnazjum i do liceum zgłoszą się w tym samym czasie – ale na to właśnie powinni uważać. Klas będzie mniej, ponieważ szkolne mury nie pomieszczą wszystkich chętnych. Być może powstaną nowe licea, ale nie od razu będą mogły rywalizować poziomem kształcenia z tymi najlepszymi i renomowanymi, do których co roku zgłasza się najwięcej chętnych. Już w tym roku ograniczono rekrutację, przewidując, że za dwa lata będą potrzebne wolne sale.
Może zatem trzeba nieco zmienić życzenia, dostosować je do realiów? Może zwykłe życzenia „powodzenia” muszą wystarczyć. Radźcie sobie jakoś – tyle mogę zaproponować (zresztą twórcy reformy nie zaproponowali więcej). I pamiętajcie, żeby jak najwięcej czytać i wzajemnie zachęcać się do czytania, nawet jeśli to trudniejsze i nudniejsze od oglądania i pokazywania sobie memów w internecie.
Rodzicom życzę jak najmniej stresu związanego z postępami w nauce swoich córek i synów. Żeby w tej nauce dzieci wykazywały się dużą samodzielnością i chęciami. Żeby nie trzeba było nikogo przymuszać niegodnymi słowami „albo przeczytasz tego Pana Tadeusza, albo masz szlaban na facebooka”. Może nie być o to łatwo. Wiadomo, że jeśli życzenia mają mieć szansę się spełnić, to powinny zawierać w sobie tylko ciut więcej niż można osiągnąć w normalnych okolicznościach. Jeśli życzymy komuś wygranej w totolotka, to musimy zdawać sobie sprawę z tego, że są to mrzonki. Może zatem trzeba rodzicom życzyć czegoś bardziej realnego – tym, którzy wysyłają swoje dzieci do 1 klasy, żeby były bezpieczne w szkole. Żeby nie spotkały na korytarzu starszego kolegi, któremu przyjdzie fantazja pognębić malucha. Żeby idea zakorzeniania na dłużej uczniów w jednej szkole spłynęła na siódmoklasistów sama, bez udziału czynników wychowawczych i żeby najgorszy łobuz stał się miłym i grzecznym starszym kolegą – tylko dlatego, że został w szkole podstawowej, a nie przeszedł do zdemoralizowanego gimnazjum. Pstryk – ot tak. To chyba realne?
Życzę rodzicom, żeby nie urzeczywistniły się wszystkie pogłoski o tym, że po 6 klasie nie będzie kontynuacji zajęć dodatkowych – sportowych (na przykład pływackich) czy hobbystycznych. Życzę, żeby obawy związane z podwójnym rocznikiem (klasa 7 i klasa 2 gimnazjum) startującym za dwa lata do liceum, a potem na studia, okazały się wyolbrzymione. Żeby powstały nowe licea, najlepiej o dobrej renomie i świetnym zapleczu już na starcie. Życzę też rodzicom, aby sprawdziła się idea szkół branżowych, które dadzą ich dzieciom fach do rąk. Żeby zawody (o przepraszam – branże), w których te szkoły będą kształcić, były nowoczesne, dochodowe i perspektywiczne.
I jeszcze jednego życzę rodzicom – żeby ich dzieci chętnie czytały książki. Najlepiej takie, jakie same sobie wybiorą.
No i wreszcie nauczycielom życzę, żeby kolejna reforma (bo nie oszukujmy się – kiedyś będzie) została przygotowana wspólnie z nimi. I żeby jej celem była naprawa tego, co złe, a nie wywracanie do góry nogami wszystkiego, bez względu na to, czy się sprawdza czy nie. Życzę też solidarności i wspólnej troski o to, żeby zawód nauczyciela był szanowany – zarówno przez społeczeństwo, jak i przez władze.
A na ten rok szkolny życzę rzeczy podstawowej – pracy w przynajmniej pełnym wymiarze godzin. A jeśli etat trzeba będzie łatać w kilku szkołach, to żeby nie były one od siebie zbytnio oddalone. A jeśli będą jednak oddalone, to żeby były dobrze skomunikowane środkami transportu publicznego. A jeśli nie będą skomunikowane, to żeby samochód, który trzeba będzie kupić, był wygodny i się nie psuł (zbyt często).
Ze wszystkim innym nauczyciele poradzą sobie sami – to przecież nie pierwsza reforma, przez którą przechodzą. Z brakiem korelacji między fizyką a matematyką spotykają się nie po raz pierwszy. Tak jak z nienadążaniem historii za językiem polskim. Uczenia tego samego materiału rok po roku tych samych uczniów jeszcze co prawda nie było, ale pomijanie jednej trzeciej materiału i przenoszenie go do następnej szkoły (co nie jest wcale mniej absurdalne) już tak – i może dlatego niektóre treści z matematyki, do tej pory przerabiane w gimnazjum, przesunięto do liceum. Były już i nudne lektury obowiązkowe, i historia zdominowana przez wojny i politykę, a pozbawiona kultury i obyczajów. Było uczenie gramatyki (zwłaszcza składni) przy pomocy starej wiedzy językoznawczej, a encyklopedyzm nigdy nie odszedł do lamusa. Gdzie więc jest problem? I z tą reformą doświadczony nauczyciel sobie poradzi. Tylko dzieci szkoda.
A na koniec, zamiast kapitulacyjnego „powodzenia” w nowym roku szkolnym – apel. Do wszystkich – rodziców, nauczycieli, uczniów. Zachęcajmy dzieci do czytania (uczniowie siebie nawzajem). Matematyk, biolog, polonista, rodzic księgowy czy mechanik – rozmawiajmy z dziećmi o literaturze. Przywołujmy postaci literackie, motywy (biolog przyrodnicze, matematyk rachunkowe, historyk historyczne) albo wątki narracyjne i anegdoty. Wtykajmy im do rąk cokolwiek, co ma kartki wetknięte pomiędzy przód i tył okładki. O promowaniu postaw czytelniczych milczy podstawa programowa – nie wiem dlaczego. Ale jeśli młody człowiek czyta książki, to bez względu na to, czego się nauczy lub nie nauczy w szkole – będą z niego ludzie. Wiem to na 100%.
Ryszard Bieńkowski