Postaw na edukację

17.11.2017

By język obcy powiedział wszystko, co pomyśli głowa…

Czyli kilka uwag o skutecznym nauczaniu

By język obcy powiedział wszystko, co pomyśli głowa…

Odkąd obowiązkowy język rosyjski na dobre zniknął z większości szkół i rozpanoszyły się w nich inne języki obce, zadowoleni rodzice i uczniowie mogą wybierać, którego z nich się uczyć. Szkoły oferują (oprócz wszechobecnego języka angielskiego) niemiecki, francuski, hiszpański, a nawet włoski czy też japoński! Liczba godzin nauki języka jest różna w zależności od poziomu i jego statusu w szkole. Najwięcej lekcji zarezerwowanych jest dla poziomu rozszerzonego (6 godz. tyg.) najmniej dla tzw. języka drugiego wyboru (2 godz. tyg.), coraz modniejsze stają się też klasy dwujęzyczne.

Zważywszy na długość procesu nauki w szkole, powinniśmy mieć w kraju samych poliglotów! Niestety, efekty są raczej mało imponujące. System nauczania języka obcego pozostawia wiele do życzenia. Bo jak wytłumaczyć fakt, że na pytanie po angielsku: What’s your name? chłopiec odpowiada: YES! I to po dwóch latach nauki tego języka?! Usiłowanie zadawania dalszych pytań mija się z celem, bo dzieciak nie rozumie najprostszych zdań i robi wielkie oczy! Potrafi jedynie (i to już jest sukces!) nazwać kilka rzeczy wokół siebie i, jak dobrze pójdzie, policzyć do 10. Zbudowanie poprawnego zdania graniczy z cudem, nie mówiąc już o czytaniu i pisaniu. Efekt? Po kilku latach nauki znajomość języka obcego jest raczej bierna lub znikoma.

Pracuję jako nauczyciel języków obcych ćwierć wieku i niestety stwierdzam, że sytuacja niewiele się zmienia mimo coraz lepszych i nowocześniejszych metod nauczania. Chodzi mi zwłaszcza o początki nauki, które są bazą całego procesu poznania obcej mowy. Spotykam dzieci w różnym wieku i na różnym etapie nauki, które opowiadają mi o przebiegu lekcji języka obcego w swoich szkołach. Najczęściej jest to schemat: otwieramy książkę, PANI(!) czyta tekst, tłumaczymy go (albo i nie), a następnie przechodzimy do ćwiczeń. Do domu – zakuwanie słówek lub uzupełnianie bezsensownych luk w ćwiczeniach, których potem i tak nikt nie sprawdza. Kolejna lekcja – patrz wyżej… A gdzie czas na mówienie, powtarzanie (POWTARZANIE JEST MATKĄ NAUKI!), utrwalanie materiału, budowanie własnych zdań, MYŚLENIE?! Po co zakuwać słówka bez kontekstu? Przecież mówimy zdaniami, a nie samymi słówkami… W wieku, kiedy dziecko ma najbardziej chłonny umysł, uczy się go malowania obrazków i podpisywania, jak w dowcipie o maturze, na której „pokoloruj drwala” było jednym z poleceń na zaliczenie egzaminu.

Ostatnio miałam okazję prowadzić lekcję w zastępstwie za innego nauczyciela. Klasa, zobaczywszy, że zadaję pytania i oczekuję prostych odpowiedzi w języku obcym, że bawię się z nimi w tłumacza, a potem proszę o przeczytanie na głos fragmentu tekstu, patrzyła na mnie zdziwiona, ale i zachwycona, że każę im mówić i czytać, bo do tej pory pani „realizowała podręcznik”!!! Standard w polskich szkołach i na kursach językowych (choć oczywiście jest wielu kreatywnych oraz naprawdę twórczych nauczycieli i tym oddaję honor). O przywiązaniu do nauki „podręcznikowej” niech świadczy fakt z mojego podwórka. Ojciec jednej z uczennic był tak zbulwersowany brakiem książek na lekcji, że pofatygował się do mnie, do szkoły. Na jego pretensje zareagowałam pytaniem: chce pan, żeby dziecko miało podręcznik, czy żeby nauczyło się języka? Odpuścił i dał mi szansę…

Realizowanie często nudnego podręcznika zabija chęć nauki i poznawania nowego języka. Ja w pierwszym etapie nauczania podręczniki odrzucam. Stawiam na komunikatywność, na mówienie, powtarzanie i oswojenie z językiem, wszak pierwszą i najważniejszą umiejętnością jest MÓWIENIE w danym języku.

Bo szkoła jest teatrem, w którym aktorami są nauczyciele, a widział ktoś aktora, który czyta z kartki swoją rolę?

Nie należy się zatem dziwić, że przy tak realizowanym programie nauki języka obcego spada motywacja do samej nauki, a ponad połowa uczniów (a może i większość) korzysta z korepetycji i prywatnych lekcji po szkole, by utrwalać, powtarzać i naprawdę uczyć się obcej mowy. Rodzice płacą, dzieci chodzą, a nauczyciele cieszą się, że mają dobre wyniki. Często nie swojej pracy niestety…

Sporo tu winy systemu szkolnego, który rozlicza nauczyciela z realizacji „podstawy programowej”, czyli inaczej mówiąc – programu nauczania, lub z przygotowania do testów i egzaminów. Zmusza go to do szybkiego, powierzchownego przerabiania materiału, a z tym się wiąże brak czasu na powtarzanie, utrwalanie i naprawdę skuteczną naukę języka. Zwłaszcza przy małej liczbie godzin tygodniowo. Podręcznik służy jako niezbędna i czasem jedyna pomoc na lekcji.

Współczesna szkoła, poza obowiązkiem realizacji programu nauczania, daje nauczycielowi pole do popisu i nie zabrania stosowania różnorodnych środków dydaktycznych, a nawet programów autorskich, aby urozmaicić, ożywić i uatrakcyjnić lekcje języka obcego. Trzeba tylko chcieć! Podręcznik – owszem, też jest potrzebny (zwłaszcza na dalszym etapie nauki), ale jak już pisałam, nauczyciel to aktor, który wciela się w różne role. Jest mentorem, tłumaczem, interlokutorem, który ma skutecznie nauczyć swojego przedmiotu. Uczeń po wyjściu z lekcji ma czuć, że potrafi powtórzyć przerobiony materiał, znać wymowę słownictwa, konstrukcję zdania i zasady gramatyki bez pomocy korepetytora.

A propos gramatyki. Wielu nauczycieli poświęca jej masę czasu i godzin lekcyjnych, zamęczając uczniów nudnymi, schematycznymi ćwiczeniami. Błąd! Nie jestem przeciwnikiem gramatyki, ale uważam, że komunikatywna nauka języka powinna wyjaśniać gramatykę „przy okazji”. Ucząc się gotowych zdań, zasady gramatyki poznaje się automatycznie. Zadaniem nauczyciela jest wyjaśnienie i przybliżenie ich w najprostszy sposób. Przecież języka ojczystego też uczymy się spontanicznie, bez wchodzenia w tajniki zasad gramatycznych. Taki komunikatywny sposób nauczania języka obcego stosuje się np. w systemie matury międzynarodowej. Dużo mówienia, gramatyka „przy okazji”, a nie „przede wszystkim”.

Zamiast spędzać wiele godzin nad nudnymi ćwiczeniami, wykorzystujmy go na MÓWIENIE! Na aktywną stronę znajomości języka. System pracy w grupach kilku-, kilkunastoosobowych daje szansę na to, by każdy uczeń mógł powiedzieć parę zdań na lekcji, tak by potem, po opuszczeniu szkoły znał język, którego się uczył, w stopniu przynajmniej komunikatywnym, by móc porozumieć się w każdej sytuacji. Tymczasem uczniowie najczęściej wykazują się bierną znajomością języka, a z mówieniem jest raczej słabo.

Kontrowersyjne są też popularne metody sprawdzania wiedzy. Od dawna wiadomo, że testy wyboru nie odzwierciedlają faktycznej znajomości języka przez uczniów. Zaznaczając odpowiedzi A, B, C lub wpisując słówko, a często 1 literę w kratkę, nie mamy pełnego obrazu wiadomości, które uczeń posiada. Zabawa w „strzelanie” udała się niejednemu. Nauczyciele lubią ten system weryfikacji wiedzy, bo jest szybki i łatwy do sprawdzania, nie pokazuje jednak do końca możliwości językowych ucznia. Warto zatem powrócić czasami do sprawdzianów pisanych, a nie „strzelanych”.

Często zachwycamy się świetną znajomością języka angielskiego u Szwedów. Jednym z głównych tego powodów jest wchłanianie języka od najmłodszych lat poprzez słuchanie i oglądanie np. filmów czy audycji telewizyjnych w oryginale. Jest to najlepsza, bo bezpośrednia i automatyczna nauka języka.

Istnieje też kwestia motywacji. Wiadomo, że Francuzi nie chcą za bardzo mówić po angielsku, mimo iż mają ten język w szkole. Nie chcą i już! Kwestia historii i dumy narodowej. Choć po ostatnim pobycie we Francji stwierdzam, że coś się zmienia. Francuzi zaczynają rozumieć i dostrzegać potrzebę znajomości innego języka i chyba naprawdę zaczynają się go uczyć!

Nasza młodzież też zdaje sobie sprawę z korzyści, jakie daje znajomość języka obcego, a najlepiej dwóch lub trzech języków. Przychodząc na lekcje, ma często wiele zapału i motywacji i doskonale wie, czemu chce się uczyć takiego, a nie innego języka. Jednak poprzez nieumiejętne nauczanie, złe metody i monotonię na lekcjach, zapał ten często gaśnie, bo nie widać efektów nauki. A wymiernym i oczekiwanym efektem nauki języka, który dodatkowo daje ogromną satysfakcję, jest przecież „dogadanie się” z obcokrajowcem.

Rodzi się zatem pytanie, czy współczesna szkoła jest w stanie dobrze nauczyć języka i przygotować np. do matury bez konieczności korepetycji. Oczywiście. Jeśli kładzie się równomierny nacisk na wszystkie elementy nauki, tj. mówienie, pisanie, rozumienie, słuchanie i czytanie, a do tego regularnie egzekwuje te wszystkie „sprawności” wśród uczniów, efekt musi być pozytywny. Naturalnie, jeśli sami uczniowie wykażą się motywacją i chęcią do nauki. Bez tego sukcesu nie będzie.

Na szczęście jest coraz więcej szkół, gdzie nauka języków obcych stoi na dobrym lub wysokim poziomie, gdzie nauczyciele mają świadomość celu swojej pracy. Życzmy sobie, by z roku na rok było ich jeszcze więcej.

Katarzyna Tryba

 

Katarzyna Tryba

Romanistka, uczy w III Liceum Ogólnokształcącym w Gdańsku (Topolówce), prowadzi również kursy, lektoraty i obozy językowe. W wolnych chwilach uwielbia jeździć na rowerze i brać udział w zajęciach Akademii 30+.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.