W poszukiwaniu cudownego lekarstwa na poprawę edukacji politycy lubią czerpać wzory z innych krajów. W Polsce w modzie jest wzdychanie do niedościgłego przykładu Finlandii. A kogo chcą naśladować w innych krajach?
Ciekawy jest przypadek Wielkiej Brytanii. Tamtejszy minister edukacji (Nick Gibb) zachwycił się metodą nauczania matematyki w Szanghaju. Co go urzekło? Skuteczność. Dowiedział się bowiem, że w badaniu TIMSS 2011 czwartoklasiści z Anglii uzyskali wynik 56%, a uczniowie z Szanghaju – 83%. To wystarczyło. Długo się nie zastanawiał i postanowił, że wobec tego angielscy nauczyciele powinni uczyć matematyki tak, jak chińscy. Czyli właściwie jak? Sam minister powołuje się na badania, w których się okazało, że podstawową metodą stosowaną w Szanghaju jest praca z całą klasą równocześnie. Na chińskich lekcjach pracuje się tak przez 72% czasu. A w Anglii? Tylko przez 47%. Reszta jest marnowana na pracę zespołową i pracę indywidualną uczniów – twierdzi minister Gibb.
Postanowiono zatem wydać ponad 40 milionów funtów na program wymiany nauczycieli. Angielscy nauczyciele pojechali zobaczyć na miejscu, w Szanghaju, jak się tam uczy matematyki, a do Anglii przyjechało 130 nauczycieli z Szanghaju, by zademonstrować swoje metody.
Nauczyciele z Szanghaju przez miesiąc uczyli wybrane angielskie klasy. Na niektóre z tych lekcji zapraszano również nauczycieli z okolicznych szkół.
Szanghajskie metody nauczania matematyki zademonstrowane na lekcjach pokazowych były okropne. To matematyka nastawiona na odtwarzanie schematów i mechaniczne uczenie się procedur – do tego stopnia, że dzieci chórem deklamują np. reguły rozszerzania i skracania ułamków. Ćwiczenia rachunkowe często wykonywane są na czas – kto szybszy, ten lepszy:
– Jedna minuta! – krzyczy pani. – Gotowi, start!
Główny styl nauczania (a na pokazanych lekcjach – jedyny) to praca z całą klasą. Wszyscy uczniowie robią to samo, nauczyciel stoi pod tablicą i zadaje pytania.
Chińskie nauczycielki kompletnie ignorowały uczniów, którzy mieli kłopoty, liczyli wolniej lub tylko inaczej (czasem podchodziły do ławek i poprawiały błędy w zeszytach). Na zdolniejszych też nie zwracały uwagi. Gdy jakiś zdolny się wyrwał z pomysłem, to owszem chwalono go za inicjatywę, ale natychmiast wracano na właściwe tory oficjalnej metody i powtarzano, jaki jest najlepszy schemat postępowania.
Mam wrażenie, że Chińczycy są mniej więcej w tym miejscu, w którym my byliśmy 25 lat temu.
Jedna z angielskich nauczycielek najwidoczniej miała podobne odczucia, bo z nutą goryczy powiedziała: „Dokładnie tak samo uczyłam dwadzieścia lat temu. Wtedy mi mówili, że źle uczę, a teraz mam się na tym wzorować”.
Dlaczego to, co działa w Szanghaju, nie zadziałało w Anglii? Postaram się wyjaśnić w następnym wpisie.
Marcin Karpiński
Może to po prostu kwestia różnic kulturowych? Na Wschodzie liczy się kolektyw, są ustalone społeczne hierarchie, młodsi mają niekłamany szacunek dla starszych. Korea Pd. pewnie niewiele się w tym względzie różni od Chin, a wyniki Koreańczyków w międzynarodowych testach umiejętności matematycznych też są imponujące.
Pytanie tylko, dlaczego ten TIMSS im tak dobrze wyszedł, skoro w naszym (europejskim) mniemaniu, mają tak archaiczne metody pracy z uczniem?