Postaw na edukację

06.07.2018

„Dzień dobry!” po latach milsze od kwiatka

Czyli o dowodach wdzięczności

„Dzień dobry!” po latach milsze od kwiatka

Każdy czas ma swój dyżurny temat. Latem atakują nas komary i kleszcze, jesienią można się zatruć grzybami, zimą mamy problemy z oponami, a gdy nadejdzie wiosna, narzekamy, że zrobiła to za późno albo za wcześnie. To tematy posegregowane według czasu Demeter i Kory. Inny podział determinują święta. O dyskusji nad wyższością świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkanocy nawet nie wspomnę. Okolice 11 listopada zarezerwowane są dla narodowców i ich specyficznego sposobu okazywania przywiązania do spraw narodowych.

Koniec roku szkolnego to zazwyczaj wysyp tematów nauczycielskich. Jednym z nich jest tzw. problem okazywania wdzięczności.

Ostatnio na facebooku rozgorzała dyskusja wywołana przez jedną z internautek, która wahała się, czy ma przyjąć 500-złotowy bon do powszechnie znanego sklepu z biżuterią. Czegóż tam nie było w wypowiedziach pod wpisem!…

Z jednej strony: absolutnie nie można przyjąć takiego prezentu, to skandal, za drogi, zobowiązuje, a z drugiej: jak dają, to brać, tak mało zarabiacie, nie ma się co zastanawiać, to rekompensata za nieopłacany czas poświęcany pracy.

W moim pokoju nauczycielskim też temat ten jest podejmowany. Nie wzbudza jednak aż takich emocji. Raczej podsumowujemy niż dyskutujemy. Może dlatego, że nie ma kontrowersji – dowody wdzięczności są u nas raczej symboliczne i nie mamy problemów z ich przyjęciem.

Wdzięczność jest składową naszego życia. Czujemy ją i wyrażamy w różnych sytuacjach. Takich jednostkowych. Jestem wdzięczna koleżance, bo pożyczyła mi torebkę, bo zaprosiła mnie do teatru. Mówię: „Dziękuję!” i co najwyżej próbuję zrewanżować się w podobny sposób. Wdzięczność dotyczy sytuacji, w której ktoś robi coś z własnej inicjatywy, poświęcając swój czas wolny, a czasem pieniądze czy rzecz materialną, nie oczekując za to wynagrodzenia.

W pracy nauczyciela jest inaczej. Wdzięczność dotyczy wykonywanych obowiązków, a nie czegoś nadto. Czy zatem musi być wyrażana przez uczniów i ich rodziców? Tak się przyjęło. Tak było od zawsze. Z moich szkolnych czasów pamiętam, że kwiatki dawało się nauczycielom nie tylko na zakończenie, ale także na rozpoczęcie roku szkolnego (dziś byłaby to już pewnie łapówka). Pamiętam też prezenty na zakończenie roku szkolnego w stylu, jak się dziś mówi, bizantyjskim, czyli lampy, zastawy stołowe, bujane fotele czy mikrofalówki.

Wręczanie dowodów wdzięczności jest zakodowane w naszym społeczeństwie. Koniaczek dla adwokata, brandy dla lekarza czy czekoladki dla pielęgniarki to norma. Pytanie tylko, czy obdarowany rzeczywiście tego oczekuje, czy tylko ofiarowujący czuje przymus dawania?

Z mojego doświadczenia wynika, że to głównie rodzice, nie uczniowie, czują, że wypada wręczyć nauczycielowi upominek na zakończenie kolejnego etapu edukacyjnego. Może i dyskutują nad zasadnością takiego postępowania, ale nie bardzo mają siłę wyłamać się z tradycji.

Zwyczaj dawania prezentów na zakończenie roku jest w Polsce tak powszechny, że można już na tym robić biznes. W internecie roi się od stron firm, które projektują i sprzedają spersonalizowane prezenty dla nauczycieli, opatrzone napisem, a czasem i logo danego przedmiotu nauczania: pióra, filiżanki, czekoladki, paczuszki z herbatą, apteczki, notatniki, nawet poduszki… W takim spersonalizowanym prezencie może i nie ma niczego złego, ale czy jest konieczny? Mam wątpliwości.

Nie sposób pominąć i tego aspektu, że prezenty dla nauczycieli to woda na młyn dla tych, którzy uwielbiają nas hejtować, którzy „żyją” szkalowaniem naszego środowiska.

A co myślą sami nauczyciele? To, że na kwiatku rzecz powinna się zakończyć, i że najlepszą formą wdzięczności jest pamięć. Bardziej od upominku cieszy nas, gdy absolwenci chcą utrzymywać kontakt, gdy przychodzą porozmawiać, gdy zwracają się o pomoc. Zwykłe/niezwykłe „Dzień dobry!” usłyszane od ucznia po latach od zakończenia szkoły jest stokroć milsze od najbogatszego upominku wręczonego przy odbiorze świadectwa. I ja tak właśnie czuję.

Joanna Hulanicka

Joanna Hulanicka

Polonistka, od 21 lat uczy języka polskiego w Zespole Szkół w Sztutowie. W pracy z dziećmi i młodzieżą stawia na działanie, przeżywanie oraz oglądanie. Z trzech rodzajów literackich najbardziej lubi dramat. Kolejna pasja - podróżowanie.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Radosław pisze:

    Nie dajemy prezentów kierowcy autobusu za to, że dowiózł nas szczęśliwie na wybrany przez nas przystanek, malarzowi – że wymalował nam ładnie mieszkanie, hydraulikowi – że wymienił nam kran, ani też pani sprzedawczyni w sklepie, że wydała nam resztę. Ale czujemy się w obowiązku nagrodzić nauczyciela i lekarza za to, że wykonują rzetelnie swoje obowiązki zawodowe. Dlaczego? Bo traktujemy te profesje szczególnie. Uważamy, że zawód nauczyciela i lekarza to coś więcej niż zwykła zawodowa aktywność, że wykonywanie tych profesji wiążę się z misją. Na nasze nieszczęście politycy rzadko podzielają ten pogląd…