Obiecałem napisać kilka słów o zajęciu dla nauczyciela, którego nie pociąga praca w toksycznej szkole. Albo któremu dopiekła do żywego belferka w jakiejkolwiek szkole, niekoniecznie toksycznej. Inny wariant: czyjaś ukochana szkoła wkrótce zniknie jak sen jaki złoty. Bo życie, stwierdzę sentencjonalnie, jest nieprzewidywalne. Ostatnio stało się jeszcze bardziej nieprzewidywalne, niż było. Co robić?
Przeczytać niniejszy wpis, powiem nieskromnie. W brytyjskim dzienniku „The Guardian” natknąłem się bowiem na propozycje ścieżek kariery dla eks-nauczycieli. (1) Okraszę je własnym komentarzem; kto chce, niech korzysta!
Należy co prawda pamiętać, że Anglia to nie Polska. Poddani królowej Elżbiety żyją w innej bajce niż my. Zjednoczone Królestwo często pomaga obywatelowi, gdyż po to istnieje. Nie zniechęcajmy się; brytyjskie wskazówki przydadzą się także nam. Do rzeczy zatem.
Nauczyciele mają więcej kwalifikacji, niż na ogół sądzą. Po pierwsze, znają swój przedmiot. Po drugie, wiedzą całkiem sporo o procesie uczenia się i nauczania. Po trzecie, komunikacja interpersonalna jest ich mocną stroną. Po czwarte, dobrze wypadają w wystąpieniach publicznych (trenują kilka razy dziennie). Po piąte, są kreatywni. Po szóste, umieją sobie radzić z trudnymi sytuacjami (to ich chleb powszedni). Po siódme wreszcie, na ogół odznaczają się wysokim poziomem empatii.
Wszystkie te kwalifikacje są bardzo pożądane na rynku pracy. Spytacie Państwo: a gdzie konkretnie?
Weźmy byka za rogi: na przykład w korporacjach. Proszę pokazać mi taką, która nie organizuje szkoleń dla swoich pracowników. Jest? Ja nie znam.
Oczywiście, praca w korporacji to szok dla nauczyciela – ale kto powiedział, że trzeba iść na etat? Można zostać wolnym strzelcem albo założyć firmę prowadzącą szkolenia. Być może trzeba będzie zdobyć dodatkowe kwalifikacje; i cóż z tego? Żyjemy w czasach dożywotniej edukacji; sami też możemy się pouczyć.
A jeśli kogoś wołami nie zaciągną do korporacji? Niech spróbuje swych sił w… muzeum. Proszę się nie krzywić – dzisiejsze muzea nie są, a przynajmniej nie powinny być, skansenami nudy i filcowych bamboszy. Zatrudniają edukatorów prowadzących lekcje muzealne – a któż poprowadzi je ciekawiej od nauczyciela?
Rozumiem: nie każdy da się zamknąć w muzeum, gdy za oknem kusi wielki i piękny świat. Co wtedy? Można spróbować swych sił w branży turystycznej. Idę o zakład, że eks-nauczyciel świetnie się sprawdzi jako przewodnik albo pilot wycieczek. Także praca rezydenta warta jest rozważenia – jeżeli ktoś może sobie pozwolić na luksus zamieszkania na Teneryfie czy w Acapulco.
A jeśli woli pozostać w branży oświatowej? W Anglii może szkolić nauczycieli, załatwiać uczniom praktyki zawodowe albo pośredniczyć w kontaktach między szkołami a przyszłymi pracodawcami. W Polsce… No cóż, u nas są posady w kuratoriach czy ośrodkach metodycznych. Pewnie warto spróbować szczęścia.
Można też poszukać zatrudnienia w firmie, dla której szkoły to ważny czy wręcz jedyny klient. Na pierwszym miejscu postawiłbym wydawnictwa oświatowe – kto ma pomysł, niech go opisze i wyśle. Wydawcy szukają ludzi kreatywnych.
Jednak wydawnictwa to nie wszystko; proszę pomyśleć o komputerach i programach do nich, o zeszytach, farbkach, ołówkach, meblach, zdrowej żywności do sklepików… W firmie nastawionej na zaopatrywanie szkół nauczyciel to skarb.
A jeśli ktoś czuje, że owszem, chce uczyć, jednak nie w szkole, która wysysa go jak wampir? Albo jest cudowna, tyle że wkrótce zakończy żywot? Odpowiem: taki ktoś może udzielać korepetycji. Albo prowadzić kursy przygotowawcze – czy jakiekolwiek inne.
Wyobrażam sobie, że ktoś wciąż kręci nosem: „Nie odpowiada mi żadna z tych propozycji. Co mam z tym fantem zrobić?”
Proszę wrócić do czwartego akapitu mojego wpisu – tego o kompetencjach nauczycieli. Proszę przeczytać go co najmniej trzy razy. Potem wydrukować i przyczepić na ścianie nad biurkiem albo na lustrze w łazience. Czytać go przy każdej sposobności. Nauczyć się na pamięć. Czekać na moment – on nadejdzie! – w którym krzyczy się „eureka!”, wybiega na ulicę i pędzi do przyszłego pracodawcy.
Gdyby ktoś wrzasnął „eureka!” w łazience, a ściślej w wannie, niech pamięta, by owinąć się choćby ręcznikiem. Bo starać się o pracę w stroju Archimedesa… Sami Państwo rozumiecie.
1 Five alternative careers for teachers
Tomasz Małkowski
Swoją drogą, jakiś czas temu oganizowałam szkolenie dla nauczycieli, którzy chcieliby zmienić branżę. Uważam, że to co jest napisane to tylko niewielki fragment dostępnego rynku. Sama jestem pedagogiem specjalnym z wykształcenia, a pracowałam w wydawnictwie, w grafice, marketingu, PR etc. Możliwości jest sporo, tylko trzeba zerknąć nieco szerzej. Taki był plan moich zajęć – pokazania możliwości i planu działania. Niestety, grupa się nie zebrała (praktycznie było bezpłatne – bo ja na nim NIC nie zarabiałam – to był koszt jedynie sali – i tak po taniosci i drobnej przekąski) . Jestem ciekawa co za tym stało. 🙁