Postaw na edukację

24.08.2018

Mamy nową porę roku

Czyli letnie Przedwiośnie

Mamy nową porę roku

Oto mamy nowe Przedwiośnie! Słyszeli Państwo? Jeszcze do wczoraj całe pokolenia młodzieży musiały się męczyć ze starą, a obecne może już sięgnąć po nową wersję powieści Żeromskiego i to bez obawy, że co rusz napotka na staroświeckie słowo „tudzież”. Może czytać do woli i się zachwycać. A wszystko to w szczytnym (piszę bez ironii) celu, bo propozycja uwspółcześnienia Przedwiośnia wyszła od samego prezydenta, który wybrał tę książkę do akcji Narodowe Czytanie. Wybór wszyscy chwalą, bo powieść Żeromskiego jest tego warta. Nad archaizmami i dłużyznami Przedwiośnia pochylił się Andrzej Dobosz i się z nimi rozprawił. A po co przerabiać? Ponieważ Przedwiośnie powinno zachwycać (i tu już ironii szczypta) współczesnych Gałkiewiczów. Stare niedostatecznie zachwycało, bo było staroświeckie, więc zamówiono nowe, które zachwyci, bo jest pozbawione staroświeckości. W czym możemy jeszcze pomóc? Może przerobimy Ferdydurke?

Sam nie wiem, jak moje pokolenie radziło sobie z tym „tudzież”. Przecież nikt z nas nie używał tego słowa na co dzień. Ale jakoś każdy rozumiał, że jest książkowe, że to archaizm, czyli relikt przeszłości. No i każdy sobie zdawał sprawę z tego, że na początku XX wieku mówiło się inaczej niż pod koniec. Koniec kropka – tyle wiedzy wystarczyło, żeby „tudzież” przestało śmieszyć, tumanić i przestraszać. Nowi młodzi tego nie potrafią zrozumieć? A może to nowi starzy tak źle myślą o młodych?

Podobno oprócz „tudzież” zredukowano także liczbę używanych przez Żeromskiego przymiotników. No i usunięto dłużyzny. Podobno – jak zastrzega autor „adaptacji” – nie zmieniano słów (tylko redukowano zbędne). Taki lifting. Trochę jak z programu „Pickup my car” (po naszemu „Odpicuj mi brykę”).

No to zobaczmy, jak to wygląda w szczegółach (w których jak wiadomo staroświecki diabół mieszka). Oto początek powieści w obu wersjach. Oryginał zaczyna się tak:

„Nie chodzi tutaj – u kaduka! – o herb ani o szeregi przodków podgolonych, z sarmackimi wąsami i przy karabelach – ani wydekoltowane prababki w fiokach. Ojciec i matka – otóż i cały rodowód, jak to jest u nas, w dziejach nowoczesnych ludzi bez wczoraj. Z konieczności wzmianka o jednym dziadku, z musu notatka o jednym jedynym pradziadku. Chcemy uszanować nasyconą do pełna duchem i upodobaniem semickim awersję ludzi nowoczesnych do obciążania sobie pamięci wiadomościami, w którym kościele czy na jakim cmentarzu dany dziadek spoczywa.

Otóż – ojciec nosił nazwisko Baryka, imię Seweryn, które na rozłogach rosyjskich zbytnio nie raziło. „Siewierian Grigoriewicz Baryka” – uchodziło wtedy, prześlizgiwało się niepostrzeżenie. Matka była niewidoczna, samoswoja, najzwyczajniejsza Jadwiga Dąbrowska, rodem z Siedlec. Całe prawie życie spędzając w Rosji, w najrozmaitszych jej guberniach i powiatach, nie nauczyła się dobrze mówić po rosyjsku, a duchem przemieszkiwała nie gdzieś tam na Uralu, czy w Baku, w Symbirsku – czy zgoła w Tule, lecz wciąż w Siedlcach”.

A nowa wersja tak:

„Ojciec i matka – otóż i cały rodowód, jak to jest u nas, w dziejach nowoczesnych ludzi bez wczoraj. Z konieczności wzmianka o jednym dziadku, notatka o jedynym pradziadku.

Ojciec nosił nazwisko Baryka, imię Seweryn, które na rozłogach rosyjskich nie raziło. Siewierian Grigoriewicz Baryka – uchodziło wtedy. Matka była najzwyczajniejsza Jadwiga Dąbrowska, rodem z Siedlec. Całe prawie życie spędzając w Rosji, nie nauczyła się dobrze mówić po rosyjsku, a duchem przemieszkiwała wciąż w Siedlcach”.

Jaśniej, prawda? I dwa razy krócej. Bez dygresji i niuansów, prostą drogą do celu, a nie jak Żeromski, raz miedzą, raz bezdrożem i cały czas jakby naokoło. Ale jeśliby przyjąć taką logikę, to można by pewnie wszystkie nasze dzieła literackie tak przerobić, żeby został w nich tylko kręgosłup fabularny, a wszelkie indywidualne cechy stylu albo zabiegi formalne, takie jak na przykład konstrukcja narratora, rozmyć aż do przezroczystości. Bo właśnie to zrobiono i ze stylem, i z narratorem, który w oryginale czasem się ujawnia („u kaduka”, „otóż”), a w przeróbce chowa się całkowicie za opowieścią.

Czy Żeromski tak chciał? A właściwie nie Żeromski, tylko podmiot czynności twórczych, bo w takiej przecież roli autor odpowiada za swoją powieść. Myślę, że nie. Że wymyślił ją inaczej. Ciężar problemowy Przedwiośnia jest duży (dlatego nadal można tę książkę czytać i szukać w niej aktualnych problemów), a twórca nie zamierzał opowiedzieć jej łatwo, żeby rzeczowo zaznajomić czytelnika z fabułą i przeprowadzić go prostą drogą do celu. Losy bohaterów to kręte ścieżki. Taki też jest styl opowieści. Powtarzanie przymiotników niuansuje opisywaną rzecz, sprawia, że nie jest ona raz nazwana, jednoznaczna jak szyld, ale że wymaga dookreśleń, że jest skomplikowana: „Matka była niewidoczna, samoswoja, najzwyczajniejsza Jadwiga Dąbrowska, rodem z Siedlec”, a nie „Matka była najzwyczajniejsza Jadwiga Dąbrowska, rodem z Siedlec”. Różnica jak stąd do Baku i z powrotem!

Dlatego krytycznie oceniam takie „adaptacje” powieści. To nie ludowa bajka ze zbioru braci Grimm, żeby ją przepisywać dzieciom tak, by się nie gorszyły lub nie budziły w nocy z krzykiem „Sinobrody mnie goni!”. A to, że nasz system edukacji każe powieść napisaną dla dorosłych wyrobionych czytelników czytać dzieciom, to nie powód, żeby tak im tę powieść podsuwać – jako łatwiznę. Już lepiej zmienić system.

Bo co by było, gdybyśmy inne utwory zawierające denerwujące wyróżniki stylistyczne przerobili po nowemu? Wspomniałem Ferdydurke. Ale mam lepszy przykład – ballada Lilie mogłoby po przerobieniu na użytek dzisiejszego czytelnika wyglądać tak:

Adam Mickiewicz

Lilie

Pani zabija pana.

Kurtyna!

Ryszard Bieńkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.