Postaw na edukację

01.04.2016

Nadrabiam zaległości

I odpowiadam na komentarze

Nadrabiam zaległości

Przyznaję ze skruchą: dawno nie odpowiadałem na Państwa komentarze. To grzech ciężki; bez komentarzy blog jest przecież martwy. A że brak reakcji zniechęca do komentowania, bloger podcina gałąź, na której siedzi. Inna rzecz, że czasami rodziła się wśród Państwa dyskusja; swój udział w niej uważałem za zbyteczny – co miałem do powiedzenia, już napisałem. Tłumaczy mnie to odrobinę, lecz nie całkiem. Mea culpa. Czas nadrobić zaległości, przynajmniej niektóre.

Pan Jurek napisał pod moim tekstem Brawo, pani Wyllie!, czyli o wyższości zdrowego ruchu nad drożdżówkowym postem (13.11.): „A wystarczyłoby zlikwidować kołchoźniczy system edukacji, gdzie już nawet o ilości soli w ziemniakach decyduje minister, poseł, urzędnik… Zamiast raz na zawsze wprowadzić zasadę O tym, co się dzieje w szkole, decyduje dyrektor w porozumieniu z rodzicami i nauczycielami, będziemy się kłócić o słuszność czy niesłuszność tych czy innych wymysłów kolejnych polityków. Orwell 1984”.

Panie Jurku, w pełni się zgadzam. Do Pańskiej zasady dołożyłbym jeszcze uczniów: wysłuchajmy ich. Nie muszą decydować o ilości soli w garnku, ale niech mają poczucie, że ich głos też się liczy.

Kilkoro z Państwa zareagowało na wpis „A w trzecim siedzą same grubasy” (12.06.). Pan Paweł wywołał mnie do tablicy, i to dwukrotnie: 1. „Dziwi mnie, że autor odnosi się do powyższej sytuacji [tj. zakazu śmieciowego jedzenia w szwajcarskich szkołach, TM] pozytywnie. Dlaczego miałbym się tłumaczyć przed jakimś obcym urzędnikiem, co chcę, aby jadło moje (moje?) dziecko”. 2. „Czy autor artykułu jest również za tym, aby minister zdrowia określił, co wolno sprzedawać i podawać dzieciom w każdym sklepie w Polsce. Jeśli nie, to dlaczego? Czy te ograniczenia mają dotyczyć też dorosłych? Jeśli nie, to dlaczego?”.

Panie Pawle, poczułem się zwolniony z odpowiedzi, ponieważ tego samego dnia na Pański komentarz zareagowała pani Kasia: „Dziecko karmione słodyczami i pojone colą to za chwilę grube dziecko (…), bardzo wcześnie zagrożone chorobami do niedawna uznawanymi za choroby osób starszych, typu cukrzyca, nadciśnienie… Stały pacjent lekarzy. I w tym momencie to nie jest już tylko sprawa rodzica” [wytłuszczenie moje, TM].

Pani Kasiu, bardzo dziękuję za ten komentarz. Panu, Panie Pawle, oczywiście też. Myślę, że rozumiem (a nawet podzielam) Pańską niechęć do wszechwiedzącego i wszechwładnego państwa, które włazi nam z butami do kuchni. Tyle że dzieciaki tyją i chorują; czy mamy patrzeć na to z założonymi rękami? Zgoda, Szwajcaria ogranicza wolność dzieci i ich rodziców, Polska także – ale jakie inne rozwiązanie Pan zaproponuje? Wystarczy jedna wizyta w supermarkecie, by się przekonać, co ludzie kupują pociechom. Mamy powiedzieć: okej, ich sprawa, niech każdy wychowuje dzieci, jak uważa?

Jeśli konsekwentnie pójdziemy w tę stronę, będziemy musieli zakwestionować wszelki przymus, także obowiązek szczepień (ostatnio w modzie) i nauki szkolnej – przecież rodzice lepiej wiedzą, co dla ich latorośli dobre. Czy zawsze? Czy państwo nie powinno wkraczać tam – i tylko tam – gdzie dziecku dzieje się, a nawet może się dziać, krzywda?

Śmieciowe jedzenie szkodzi; szkolny zakaz ma stworzyć warunki do promocji zdrowego trybu życia. Inaczej na lekcji dzieciak usłyszy o piramidzie zdrowego żywienia, a na przerwie wrąbie dwa batony – i wszystko będzie w porządku. Trudno tu mówić o jakimkolwiek wychowaniu, nie sądzi Pan? Natomiast nie są potrzebne żadne zakazy w sklepach. To oczywiste – rozumiem, że brał mnie Pan pod włos.

Ośmioro z Państwa zareagowało na wpis Nauczycielskie Eldorado, czyli odkrycie pewnego redaktora (konkretnie Bartosza Marczuka, który na popularnym portalu pisał o nauczycielskich zarobkach). Nie dziwi mnie Państwa gorycz; jako nauczyciel też bym się tak czuł. Jednak ponieważ sam nie uczę, zaprotestowałem jako osoba stojąca z boku. Tylko tyle mogłem dla Państwa zrobić.

Zasmuciły mnie trzy komentarze do tekstu Mali geniusze (25.06). Opisali w nich Państwo swoje uzdolnione dzieci, które „szkoła równa… do dołu”. Szkoda mi każdego dziecka – i każdego rodzica. Stąd mój smutek.

Pan Ignacy, poparty przez panią Dorotę, napisał pod tekstem Szkoła bez korupcji (07.08.): „Realizacja szczytnej i słusznej idei darmowych podręczników woła o pomstę do nieba. Wszyscy mają jakieś nieprawdopodobnie świeże i cudowne pomysły – nieprzemyślane, nieuzgodnione z osobami, które się na czymś po prostu znają (…). I tak każda zmiana gabinetu niesie ze sobą kolejne rewolucje. Czy już się należy szykować na następne?”.

Rozumiem, że pytanie jest retoryczne, więc nie będę odpowiadał. Powiem natomiast: szczytna i słuszna jest nie tylko idea darmowych podręczników; będzie nią także idea darmowych pomocy szkolnych, darmowych obiadów i dojazdów do szkoły. Może się doczekamy.

Czas kończyć ten wpis, choć odpowiedziałem na zaledwie kilka Państwa komentarzy. Ale nie napiszę przecież książki! Wszystkim Czytelnikom i Komentatorom bardzo serdecznie dziękuję. Każda Państwa reakcja jest dla mnie dowodem na to, że ten właśnie tekst warto było napisać. A to dla autora bezcenne.

Tomasz Małkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.