Jak tam z Państwa zdrowiem? Pytam, bo przechodzony stan grypopodobny może się odbić na organizmie i dać później dużo gorsze efekty. Ból głowy i mięśni, łamanie w kościach, drapanie w gardle, zimne stópki, których nijak nie można rozgrzać (chyba że od wewnątrz, no ale jak to zrobić w szkole?), wiercenie w nosie, chrypa, świszczący oddech, spierzchnięte usta, stan podgorączkowy, nalot na języku, kłopoty z przełykaniem śliny, zajady, wysypka, podkrążone oczy…
Lekarze zalecają nieignorowanie pierwszych objawów, które są na pozór niegroźne, ale jeśli ich w porę nie zaleczyć, mogą przejść w coś dużo groźniejszego. A o infekcję w szkole nietrudno. Duże skupisko ludzi, tłok na korytarzach i klatkach schodowych, przeciągi na dyżurach, wiecznie niedomykające się drzwi na boisko, nieszczelne okna, niedogrzane sale lekcyjne, więc z wietrzeniem (czyli chłodzeniem) nie można przesadzać.
A w takiej sali lekcyjnej jest jak w wylęgarni – tylko że nie wykluwają się w niej małe żółte kurczaczki, a obłe i zjadliwe pałeczki stu szczepów bakterii i wąsate jak drapieżne sumy wirusy. Zawsze ktoś siorbnie nosem w pierwszej ławce albo kichnie przy odpytywaniu – nie wiadomo czy od pyłu z tablicy, czy przez nieleczony od tygodnia katar. Wiecznie ktoś pochrząkuje, pokasłuje, dmucha w chusteczkę albo wyciera nos w rękaw.
Gdyby zresztą tylko to. Taki zakatarzony jeden z drugim piszą przecież kartkówki, nad którymi siąpi im z nosa, i w które też czasem kichają. A potem niosą je nauczycielowi. Bywa, że zostawione na takiej kartkówce wirusy i bakterie to jedyna treść przelana na papier… Potem te bakterie i wirusy przechodzą na ręce nauczyciela, z rąk na obolałe skronie albo na podparty ze zmęczenia podbródek – a stamtąd hyc do nosa albo do gardła. I infekcja gotowa. Weź się potem nauczycielu lecz! Najlepiej sam, bo na lekarza w rejonowej przychodni nie zawsze można liczyć. Kiedyś usłyszałem w rejestracji, że do swojego lekarza pierwszego kontaktu mogę zostać zapisany na za miesiąc (to nie żart – ostatecznie wykłóciłem się o wizytę, ale ile to nerwów kosztowało).
Dlatego lepiej zapobiegać niż leczyć. Ta stara lekarska dewiza jest dziś aktualna bardziej niż kiedykolwiek. Dlaczego bardziej aktualna? A z prostego wyliczenia. Poprzednie protesty nauczycieli (wbrew pozorom wcale nie zmieniam tematu), które polegały na nieprowadzeniu lekcji, kosztowały ich obcięcie dniówki o 150%. Nie wiem, jakie wyliczenia wówczas zastosowano, ale znam przypadki, że organ prowadzący szkołę potrącał nauczycielom uczestniczącym w jednodniowym proteście 200 zł netto z ich pensji! I co jeszcze bardziej kuriozalne – tenże „organ” wcześniej zachęcał, wspierał i chwalił nauczycieli za to, że protestują w słusznej sprawie. Kolejna lekcja – umiesz liczyć, licz na siebie.
Na L4 za dniówkę dostaje się przynajmniej te 80% pensji, chociaż bez nadgodzin. Ale przecież nie o to chodzi, tylko o zdrowie – no może trochę też o pieniądze, bo przy takiej obniżce przynajmniej się człowiek nie rozchoruje na widok swojego paska z wynagrodzeniem. A po powrocie do pracy będzie silniejszy, odporniejszy i bez poczucia wykorzystania przez system.
Dla wsparcia prozdrowotnych zabiegów nauczycieli załączam słowa otuchy od Jana z Czarnolasu, z których jasno wynika, że kto dba o zdrowie, ten ma rację.
Na zdrowie
Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Tam człowiek prawie
Widzi na jawie
I sam to powie,
Że nic nad zdrowie
Ani lepszego,
Ani droższego;
Bo dobre mienie,
Perły, kamienie,
Także wiek młody
I dar urody,
Miejsca wysokie,
Władze szerokie
Dobre są, ale –
Gdy zdrowie w cale.
Gdzie nie masz siły,
I świat niemiły.
Klejnocie drogi,
Mój dom ubogi
Oddany tobie
Ulubuj sobie!
I w ten sposób wyjaśniła się zagadka, dlaczego tradycyjnie życzymy sobie „Zdrowych Świąt”. Otóż zdrowie jest najważniejsze, a życzenie zdrowia w czasie świąt ma największe szanse się ziścić – wszak to czas magiczny.
Życzę więc Państwu zdrowych, pogodnych, wesołych, rodzinnych oraz bogatych (duchowo i podarunkowo) Świąt Bożego Narodzenia. A na nowy rok 2019 – wszelkiej pomyślności, spełnienia marzeń oraz realizacji zamiarów – tych śmiałych i tych zwykłych. I jeszcze nowych marzeń, bo nie można spoczywać na laurach. A na koniec tej jednej rzeczy, o którą nauczyciele zawsze walczyli, i o którą niestety muszą walczyć w każdym pokoleniu. Niektórzy sądzą, że to o pieniądze chodzi, ale pieniądze to tylko przelicznik. Tak naprawdę chodzi o godność i szacunek dla najważniejszego zawodu na świecie!
I zdrowia!
Ryszard Bieńkowski