Postaw na edukację

15.05.2015

Po co nam taka matura?

Coraz łatwiejsza, a i tak zbyt trudna

Po co nam taka matura?

Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się filozofom. Nie jestem filozofem, jednak niektórych zjawisk w polskiej oświacie nijak nie mogę pojąć. Taka na przykład matura.

Jak to jest, że polscy uczniowie świetnie wypadają w teście PISA, a ich starsi koledzy walczą o 30% dobrych odpowiedzi na maturze? W ubiegłym roku 6% abiturientów oblało język polski na poziomie podstawowym; 25% nie poradziło sobie z matematyką na tymże poziomie. Gdyby podnieść próg zdawalności do 50% poprawnych odpowiedzi, na polskim poległoby 49% maturzystów, na matematyce – 57%.

Rozumiem: nie możemy podwyższyć wymagań. Dla absolwentów bez matury nie ma ani szkół, ani pracy. Żeby cokolwiek zrobić ze swoim życiem, muszą zdać egzamin dojrzałości. Jakim jednak cudem dopuszczono ich do niego? Wszak przez 3 lata pisali sprawdziany na co najmniej 60%.

Może więc matura jest za trudna? Może. Tyle że nigdy nie była łatwa. Pamiętam wymagania na pisemnym polskim: trzy byki ortograficzne i do widzenia. Dziś ortografia to dla wielu zbędny balast; w razie kłopotów rodzice załatwią zaświadczenie o dysleksji. A matematyka? W znanym mi państwowym gimnazjum trzecioklasiści piszą zadania maturalne na 70–80%. Zgoda, są to uczniowie chodzący na dodatkowe zajęcia – lecz wcale niekoniecznie geniusze. Przez trzy lata opanowują materiał nauczania z sześciu. Można? Można, tylko nie każdy jest taki zdolny.

W 1996 roku urodziło się około 425 tysięcy dzieci; 310 tysięcy spośród nich – 73% – zdaje teraz maturę. Dla porównania: w 1990 roku podeszło do niej około 205 tysięcy młodych ludzi, czyli 36% z 562 tysięcy w roczniku. Przed wojną egzamin dojrzałości zdawało ledwie kilkanaście tysięcy uczniów; nic dziwnego, że miał on zupełnie inną rangę. Pewien wykładowca jeszcze w latach 50. pytał ze zgrozą: „Pani zdała maturę i nie wie, kim był Kant?”. Ciekawe, ilu dzisiejszych maturzystów wie.

W naszych czasach matura stała się niemal prawem człowieka, jak prawo do życia czy zaspokojenia głodu. Niedługo będzie mógł ją zdać każdy, kto ma iloraz inteligencji powyżej 85. Już obniżyliśmy poziom części zadań – i nie ustaniemy w wysiłkach, póki najsłabszy uczeń nie napisze na 30%. Tylko po co nam taka matura?

Niemcy też zadają sobie to pytanie. W kraju za Odrą, tak jak i u nas, rośnie liczba abiturientów. 40 lat temu do matury przystępowało tam jakieś 10% rocznika, dziś – około 40%. Szwajcarska Neue Zürcher Zeitung pisze z uciechą o Niemczech pogrążonych w „szale akademizacji”: trzeba zdać maturę, żeby iść na studia, a trzeba skończyć studia, by zostać niańką czy doradcą podatkowym. Efekt? Niemcy obniżają wymagania – i niemal wszyscy są zadowoleni. Rośnie liczba jedynek (to najlepsza ocena) na maturalnych świadectwach, szkoły lepiej wypadają w rankingach, politycy chełpią się sukcesami oświaty… Tyle że studentom pierwszego roku matematyki trzeba organizować zajęcia wyrównawcze z… matematyki. Stąd pytanie o sens takiej „podarowanej matury”. (1)

Zostawmy Niemców – na pewno sobie poradzą. Wracam do kwestii: po co nam matura w jej obecnej postaci?

Wiem, jakoś trzeba ustalić, kogo przyjąć na dobrą państwową uczelnię, kogo na gorszą, a kogo skazać na odpłatne studia. Do diagnozy potrzebne są procenty; oceny nie wystarczą. W porządku. Wolałbym wprawdzie system z innymi kryteriami niż wyniki egzaminu, lecz nie zawrócę kijem Wisły. Tylko dlaczego, jak pisze kolega po blogu Dariusz Chętkowski, „nikogo już nie dziwi, gdy uczeń z dwójką na koniec trzeciej klasy oraz ten z czwórką zdadzą egzamin z języka polskiego na podobnym poziomie”? (2) Czemu służy taka matura? Ma różnicować, a nie różnicuje. Gorzej – czasem daje fałszywy obraz. A jeśli utrudnia drogę tym zdolnym?

Małgorzata Żuber-Zielicz, nauczycielka z Warszawy, porównuje naszą maturę z podobnymi egzaminami za granicą: „Na ich tle polska matura jawi się jako system niesłychanie mało wyrafinowany i ubogi (…). W programie międzynarodowej matury (IB) poziomów matematyki jest aż pięć. Podobnie jest z językami obcymi”. (3) A u nas? Wiemy, wiemy.

Wspomniałem na początku, że nie rozumiem sensu takiego egzaminu. Dotarłem do końca wpisu i dalej jestem ciemny jak tabaka w rogu. Może ktoś z Państwa mnie oświeci?

1 Deutschland im Akademisierungswahn

2 Sens zdawania matury

3 Ratujmy maturzystów

Tomasz Małkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Eufrozyna pisze:

    Ja też nie rozumiem tej ekscytacji liczbą „sukcesów” maturalnych i masowym podejmowaniem studiów – czego fatalne skutki (przede wszystkim w poziomie wykształcenia) są doskonale wszystkim znane. Najlepszym chyba rozwiązaniem byłoby zdjęcie społecznego odium z wykształcenia zawodowego – dziś brak wyższego wykształcenia jest czymś wstydliwym a przecież nie każdy (nawet bardzo zdolny) uczeń ma w sobie wystarczająco dużo zapału i ambicji, aby świadomie i odpowiedzialnie zmierzyć się z wymaganiami wyższych studiów. Jestem zdecydowanie za przywróceniem (a właściwie: nadaniem) rangi szkolnictwu zawodowemu – potrzebujemy (coraz bardziej)porządnych rzemieślników, specjalistów/artystów w swoim fachu. Wymagałoby to też jednak zmiany sposobu myślenia całego społeczeństwa, zmiany odbioru społecznego tej grupy zawodowej. Nie wiem jednak, czy to nie nadmierny idealizm.