Postaw na edukację

08.12.2017

Pomiar postępów uczniów w czytaniu PIRLS 2016

Czyli jest tak dobrze, czy jest tak źle?

Pomiar postępów uczniów w czytaniu PIRLS 2016

Nie dalej jak trzy dni temu przedstawiono wyniki międzynarodowego badania postępów uczniów w czytaniu PIRLS za rok 2016. Badaniami zostali objęci uczniowie w czwartym roku nauki. Mniej więcej w czwartym, bo tam, gdzie naukę rozpoczyna się w wieku 5 lat, badani są piątoklasiści (np. w Anglii), a tam, gdzie rozpoczęli ją 7-latkowie, do próby przystępowali trzecioklasiści (tak było w poprzednich edycjach z naszymi uczniami). Dzieje się tak, bo oprócz warunku 4-letniego okresu nauki dochodzi warunek wieku – uczniowie nie mogą mieć mniej niż 9,5 lat.

Z tego względu należy na to badanie patrzeć ostrożnie. Zwłaszcza porównując postępy naszych uczniów odnotowane w aktualnym i wcześniejszych badaniach. W poprzednich edycjach (w 2006 i 2011 roku) nasi uczniowie de facto mieli za sobą 3-letni okres nauki i nie zmieni tego kreatywna obrachunkowość, wyliczająca 4 lata nauki z uwzględnieniem zerówki. Natomiast jeśli chodzi o porównanie z rówieśnikami z większości krajów objętych badaniem (a było ich aż 50), akurat to badanie, o którym mowa, jest bardziej obiektywne od poprzednich, bo porównuje w większości  uczniów będących w podobnej sytuacji szkolnej, co nasi 9,5- i 10,5-latkowie.

Szkoda, że to jedyny taki moment w historii – następne badanie znowu będzie niemiarodajne pod tym względem, bo za 4 lata najprawdopodobniej będziemy porównywać naszych trzecioklasistów z czwartoklasistami z reszty świata.

Już samo to pokazuje pokomplikowanie naszych realiów i źle świadczy o stabilności w polskim systemie edukacji. Ma to swój oddźwięk także we wnioskach z wyników badania. Podzieliłbym te wnioski na 3 grupy – optymistyczne, niewygodne (dla ministerstwa, niezależnie od tego w czyich jest rękach) i zastanawiające (albo pouczające, a niekiedy nawet alarmujące).

Optymistyczne

Po pierwsze, i tu hip hip hurra, „polscy czwartoklasiści są w czołówce światowej pod względem osiągnięć w czytaniu” – jak czytamy w raporcie IBE. Zajęli 6. miejsce w grupie 50 państw, przy czym tylko dwa kraje (Rosja i Singapur) wyprzedzają nas w sposób znaczący.

Po drugie (i tu już bez cyrku, bo to ważniejsze) „w Polsce jest bardzo mało czwartoklasistów na najniższym poziomie czytania” – dokładnie tylko 2% przy średniej światowej 7%. Jednocześnie bardzo dużo, bo aż 20% naszych uczniów zostało zakwalifikowanych do najwyższego poziomu umiejętności czytelniczych. Oznacza to, że polska szkoła A.D. 2016 była egalitarna i skutecznie radziła sobie z wyrównywaniem szans, przynajmniej w zakresie kształcenia umiejętności czytelniczych. W dodatku wyrównywanie odbywa się na bardzo wysokim poziomie.

Po trzecie wbrew temu, co można było przeczytać w komunikatach prasowych na temat wyników badania PIRLS 2016, „polscy uczniowie radzą sobie równie dobrze z tekstami użytkowymi i literackimi”. Być może ta nieścisłość, która pojawiła się w komentarzach, ma związek z tym, że interpretacja tekstu wypada lepiej niż wyszukiwanie informacji i wnioskowanie. Nie ma to jednak związku z rodzajem czytanego tekstu, tylko z mniejszym wyrobieniem pewnych bardziej skomplikowanych umiejętności (które ćwiczone są później – może zresztą niesłusznie).

Po czwarte optymistyczne, przynajmniej moim zdaniem, jest to, że „na lekcjach czytania w polskich szkołach rzadko korzysta się z komputerów” – choć w raporcie pojawia się to jako zarzut. Ale skoro bez komputerów można nauczyć się czytać i do tego tak sprawnie, to po co je tu mieszać? Mało to czasu dzieci spędzają przy komputerze? Jako osoba, która co roku potrzebuje nowych okularów do czytania (przez pracę przy komputerze), uprzejmie apeluję – jak najmniej czytać na komputerze!

Po piąte i po szóste (niezwiązane bezpośrednio z zagadnieniem umiejętności czytelniczych, ale twórcy badania uznali to za ważne) „polscy czwartoklasiści czują się bezpiecznie wśród innych uczniów” oraz „Polska [wraz ze Słowacją] przoduje pod względem odsetka uczniów nauczanych przez nauczycieli z wykształceniem wyższym II stopnia”. Może więc związek wykształcenia i przygotowania nauczycieli do uczenia kompetencji czytelniczych jednak jest istotny?

Podpowiadam to wszystkim, dla których dobre wyniki uczniów wydają się niewytłumaczalne – mamy po prostu (a proste wyjaśnienia bywają najlepsze) dobrych, przygotowanych do swojego zawodu, nauczycieli.

Zrobiło się tak miło, tymczasem optymistyczne wnioski już się skończyły. Teraz trochę dziegciu.

Niewygodne

Po pierwsze niekomfortowo powinni się czuć zasiadający u steru naszego systemu edukacji – i obecnie, i w poprzednich latach. Nieporównywalność aktualnego raportu z tym z lat 2006 i 2011 powinna dać im do myślenia. I nie chodzi tylko o samą użyteczność cyklicznych badań (oraz o pytanie o ich sens). Istotne jest, że brak stabilizacji w systemie to przede wszystkim rozchwianie efektów kształcenia widoczne już na poziomie dwóch kolejnych roczników. Wystarczy wprowadzić nieprzemyślane i nieprzygotowane zmiany (na przykład obniżające wiek szkolny albo podwyższające ten wiek), żeby powstał widoczny już po kilku latach rozdźwięk w umiejętnościach uczniów. Jak go później z powrotem zharmonizować? Mędrców chętnych do odpowiedzi na to pytanie jakoś nie widać.

Po drugie przyszłość nie rysuje się różowo. Wobec stwierdzonego w badaniu faktu, że „w Polsce (i w pozostałych krajach też, choć z różnym nasileniem) dziewczynki czytają lepiej niż chłopcy” twórcy raportu proponują następującą radę: „polska szkoła powinna skuteczniej zachęcać chłopców do czytania – dobierać ciekawsze teksty i stosować ciekawsze sposoby omawiania ich na lekcjach”. Biorąc pod uwagę sztywny kanon obowiązujących obecnie lektur, z których większość powinna być już tylko muzealnymi eksponatami, można tę uwagę raczej potraktować jako subtelną uszczypliwość w stosunku do twórców podstawy programowej niż radę dla nauczycieli.

Po trzecie z raportu wynika, że „próg między klasą trzecią i czwartą motywuje uczniów do zdobywania wiedzy”. Wniosek ten wywiedziono z tego, że w poprzednich badaniach, które obejmowały trzecioklasistów, wyniki były o około 40 punktów słabsze. Wychodzi więc na to, że wszystko, co słyszeliśmy przy wprowadzaniu reformy na temat trudnego i traumatycznego przejścia ze zintegrowanych klas 1–3 do oddzielnej nauki poszczególnych przedmiotów w klasie 4 nie ma potwierdzenia w efektach kształcenia. Umiejętności czytelnicze bardzo wzrastają. Zatem może nie trauma a trampolina? Ale kto by tam wierzył badaniom, ważne jest to, co trapi zatroskanych rodziców chcących ratować maluchy. Zdaje się, że taką metodę wychowawczą nazywa się „curlingową” i raczej się jej nie poleca. Curling to taki sport, w którym zawodnik puszcza po lodzie gładki kamień, a pozostali członkowie drużyny miotełkami froterują lód, żeby kamień nie napotkał po drodze żadnej przeszkody.

No i po czwarte raport odnotowuje, że między czwartoklasistami, którzy rozpoczynali naukę w wieku 7 lat, a tymi, którzy wystartowali jako 6-latki nie ma istotnej różnicy w umiejętnościach czytelniczych. Oczywiście nie wiadomo jak z innymi umiejętnościami, ale na podstawie tych cząstkowych danych rodzi się takie pytanie – po co była ta inżynieria przyspieszająco-cofająca rozpoczęcie edukacji szkolnej?

Wnioski trzeciego rodzaju zastanawiają (albo alarmują), co nie znaczy, że nie są również niewygodne. Pozwolę sobie ich nie skomentować.

Zastanawiające

Po pierwsze „w Polsce, we francuskiej części Belgii, Czechach i Słowenii czwartoklasiści mniej lubią szkołę niż w którymkolwiek kraju Europy”.

Po drugie „czytanie i lekcje czytania wywołują u polskich czwartoklasistów umiarkowany entuzjazm”.

Po trzecie „w Polsce rośnie zróżnicowanie szkół podstawowych mogące być podłożem późniejszych nierówności oświatowych”. (Zauważono, że uczniowie bywają dobierani do poszczególnych klas ze względu na status socjoekonomiczny swoich rodzin).

Po czwarte (i jednak to skomentuję) „polskim nauczycielom języka ojczystego praca daje małą satysfakcję”.

Tak to się miesza radosne ze smutnym. Jesteśmy na czele świata pod względem wykształcenia nauczycieli rodzimego języka – w Polsce niemal 100% nauczycieli posiada wyższe wykształcenie (II stopnia), a średnia światowa to zaledwie 26%. I nie jesteśmy zadowoleni z warunków, w jakich wykonujemy naszą pracę.

Dlaczego tak jest? Ja się domyślam, Państwo prawdopodobnie też. Chodzi o docenienie – zarówno prestiżowe, jak i finansowe. A czy domyślają się tego także kapitanowie u steru edukacji? Wiceminister uczestniczący w konferencji, na której zaprezentowano wyniki badania, powiedział: „Widać, że pewne kwestie, np. brak entuzjazmu do czytania, narastają, trzeba też zwrócić uwagę na doskonalenie nauczycieli”. Jak widać, nieważne, co mówi raport, ważne kto go interpretuje.

Ryszard Bieńkowski

IBE – PIRLS 2016

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.