Postaw na edukację

15.01.2016

Sukces ma swoją cenę

Także w Korei Południowej. Tylko czy to sukces?

Sukces ma swoją cenę

Gdy koreańscy licealiści piszą egzamin końcowy – dzień ten wypada w listopadzie – w całym kraju na pół godziny wstrzymywany jest ruch samolotów. Ryk silników mógłby zagłuszyć nagrania angielskich tekstów, których słuchają zdający.

Egzamin, po koreańsku suneung, trwa osiem godzin. Od jego wyników zależy, kto się dostanie na jedną z trzech najlepszych uczelni w Korei, potem zaś znajdzie pracę w agencji rządowej, banku bądź firmie o milionowych zyskach. Szczęśliwcy to 2% zdających; reszta trafi do szkół drugiej lub trzeciej kategorii. Co potem? Nie wiadomo. Oto stawka.

Żeby się dobrze przygotować, licealiści piszą egzamin próbny. Co miesiąc, przez dwa lata. Brytyjski The Economist wspomina, że matka jednego z 18-latków testowała na nim różnego rodzaju potrawy (która najlepiej wspomaga mózg, jest zarazem pożywna i lekkostrawna). On sam zaś przyjmował niewielkie dawki leku na przeziębienie (żeby się przyzwyczaić; bo co będzie, gdy TEGO DNIA obudzi się z bólem gardła i połknie tabletkę, a organizm zareaguje alergicznie?). (1)

Podczas egzaminu uczniowie rozwiązują testy wielokrotnego wyboru z koreańskiego, angielskiego i matematyki. Dzień ten jest niemal świętem narodowym: matki licealistów modlą się przez osiem godzin w świątyniach, a taksówkarze podwożą zdających za darmo do szkoły.

Koreańczycy przygotowują się do suneung właściwie od kołyski. Już w przedszkolu mają masę rozmaitych zajęć (wiadomo: potem się nie nadrobi). Licealiści zaczynają lekcje o ósmej rano, a kończą o jedenastej wieczorem; po zwykłej szkole pędzą do hagwon, czyli szkoły prywatnej. Kto nie chodzi do hagwon, nie ma szans na dobry wynik egzaminu. Przegrał życie.

Rodzice muszą więc inwestować czas i pieniądze w edukację swoich dzieci. Społeczeństwo trzyma kciuki za zdających, ale też oczekuje znakomitych wyników. Ponieważ, jak mówi Kim Mee Suk z Instytutu Zdrowia i Spraw Społecznych, Korea „nie ma wystarczających zasobów naturalnych; jedyne, co mamy, to zasoby ludzkie”. (2)

W koreańskiej szkole „nie chodzi o znalezienie własnej drogi czy odkrycie swojego ja – mówi Tom Owenby, który spędził 5 lat w Seulu jako nauczyciel angielskiego. – Chodzi o to, by wypaść lepiej niż inni”.

I uczniowie z Korei wypadają „lepiej niż inni”. W teście PISA z 2012 roku zajęli czołowe miejsca. Wyniki następnego badania, z 2015 roku, zostaną opublikowane za kilka miesięcy; już wiadomo, że koreańskie 15-latki wypadły świetnie. (3) Tylko że…

Ponad połowa tych znakomicie wyedukowanych młodych ludzi nie znajduje zatrudnienia zgodnego z wykształceniem. Mało tego, ich praca na ogół nie wymaga kwalifikacji, które zdobyli (nawet na owych uczelniach drugiej czy trzeciej kategorii). Po cóż więc tak się męczyli?

A może takie to czasy, że absolwenci wyższych uczelni obsługują program komputerowy, który można opanować w tydzień? Dobrze, spójrzmy na inne kraje. W Finlandii pracę niezgodną z kwalifikacjami ma co piąty młody człowiek, w Niemczech i Austrii – co czwarty. Państwa te zbudowały sprawny system szkolnictwa zawodowego. A Korea…

Kilkadziesiąt lat temu Korea Południowa postawiła na edukację – i odniosła niebywały sukces. Zlikwidowała powszechny dotąd analfabetyzm oraz wprowadziła jednakowy egzamin dla wszystkich, przez co dała równe szanse każdemu (kogo stać na hagwon). Aż 98% młodych ludzi kończy szkołę średnią; trzy czwarte z nich idzie potem na studia. Wspaniale. Tyle że koreańska gospodarka nie potrzebuje takiej armii absolwentów wyższych uczelni. Po prostu.

Władze państwa, które odgórnie sterują oświatą, jakoś zapomniały o szkolnictwie zawodowym. Położono nacisk na rozwój talentów, wyławianych potem przez jeden egzamin (można go powtórzyć, jednak nieudany wynik tego pierwszego też się liczy). Nic dziwnego, że poziom stresu u nastolatków w Korei jest znacznie wyższy niż w innych krajach OECD – podobnie zresztą jak odsetek samobójstw. „To naprawdę niepokojące – mówi Kim Mee Suk. – Jeśli uczniowie nie są szczęśliwi, to nie możemy zagwarantować im szczęścia, kiedy dorosną. Nasza przyszłość maluje się w ciemnych barwach”.

Szczerze mówiąc, też się tego obawiam. Co milionom nieszczęśliwych ludzi po kwitnącej gospodarce? (Zakładając, że będzie nadal kwitła).

U nas – przeskakuję w okolice Warszawy – na szczęście nie istnieje taki egzamin jak suneung. Coś nas jednak z Koreą łączy. Co takiego? Niedostosowanie systemu oświaty do potrzeb rynku. Ponad połowa Polaków pracuje w innym zawodzie niż wyuczony. Ale o tym następnym razem.

Tomasz Małkowski

1 Point me at the SKY

2 The All-Work, No-Play Culture Of South Korean Education

3 Quei coreani bravissimi a scuola che poi restano indietro sul lavoro

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.