Postaw na edukację

02.03.2018

Szkoła antysemityzmu

Czyli jak wepchnąć demony z powrotem do butelki

Szkoła antysemityzmu

Szkoła podstawowa w dużej aglomeracji miejskiej na północy Polski. Chłopcy z siódmej klasy przebierają się w szatni po lekcji WF-u. Trzeba się spieszyć, bo przerwa krótka, a zaraz zaczyna się historia. Ale chłopcy gadają, przedrzeźniają się, ktoś kogoś szturchnie. Jak to dzieciaki. Nieoczekiwanie rozmowa schodzi na temat Żydów. Jeden z uczniów mówi spokojnie i bez emocji: Hitler słusznie zabijał Żydów, bo byli jebanymi w pizdę złodziejami.

Świadkiem tego zdarzenia jest mój starszy syn. Zbulwersowany tym, co usłyszał, próbuje jakoś oponować. – Co tym masz przeciwko Żydom? – pyta. Ale odpowiada mu rechot, ktoś rzuca jakieś wyzwiska. Chłopcy wychodzą z szatni i idą na kolejną lekcję…

Reagować i to natychmiast chce moja żona. Zaczyna pisać e-maila do wychowawczyni i do dyrektorki szkoły:

Co się dzieje w naszym kraju, wiemy aż za dobrze z telewizji. Reaktywacja ruchów faszystowskich, czczenie Hitlera, palenie kukły Żyda w publicznym miejscu, otwarte głoszenie poglądów antysemickich… Nie są to jednak tylko – jak się okazuje – problemy „gdzieś tam w Polsce”, daleko od nas. Takie poglądy muszą reprezentować niektórzy rodzice z naszej klasy! Bo jeśli nie oni, to skąd dzieci by je miały? Wszak dzieci wynoszą – w dużej mierze – poglądy z domu, prawda?

Mam nadzieję, że to nie zostanie zostawione ot tak sobie. Że spotka się z reakcją pani wychowawczyni, pani pedagog, pani dyrektor. Że szkoła nie wypuści za nieco ponad rok ucznia, który ma tak ukształtowane poglądy.

Ale na wysłanie listu i nadanie biegu sprawie nie zgadza się nasz syn. Antek nie należy raczej do osób, które boją się przeciwstawić grupie. W wielu sprawach ma własne zdanie i specjalnie mu nie zależy, aby to zdanie ktoś podzielał. Ale w tym wypadku ma opory. Reforma edukacji doprowadziła do tego, że jego dawna klasa się w zasadzie rozsypała. Dzieciaki, które znał od czasów przedszkolnych, poprzenosiły się do innych szkół. Jego klasę – czyli tych kilku niedobitków, którzy w niej zostali – dołączono do innych dzieci. I to dogadywanie się z nowymi uczniami nie zawsze jest łatwe, mówiąc delikatnie. Można na przykład zostać wyśmianym za czytanie w czasie przerwy książki, bo przecież czytanie to głupota i obciach. Antek boi się, że jeśli wyjdzie na jaw, że to on „zadenuncjował” klasowego antysemitę – nie będzie miał w tej klasie życia.

Cóż… Trudno przymuszać do odwagi cywilnej swoje dziecko. Ale być może, zastanawiamy się z żoną, takie „klasyczne” uporanie się z tą sytuacją nie ma specjalnie sensu. Pewnie pani dyrektor wezwałaby chłopca na dywanik i powiedziała, że tak nie wolno mówić. Pani wychowawczyni wpisałaby mu uwagę. I wezwałaby do szkoły rodziców, którzy być może nawet udaliby, że są przejęci karygodną odzywką swojego dziecka, ale po przyjściu do domu, już w drzwiach rzuciliby nienawistną uwagę o Żydach mających kontrolę nad polskim systemem oświaty (obym się w stosunku do rodziców mylił).

Tak się pewnie z tym walczyć nie da. Tym bardziej że w przestrzeni publicznej jest coraz większe przyzwolenie na głoszenie antysemickich poglądów. Żeby przywołać tylko tweeta prawicowego publicysty Rafała Ziemkiewicza, który napisał: Przez wiele lat przekonywałem rodaków, że powinniśmy Izrael wspierać. Dziś przez paru głupich względnie chciwych parchów czuję się z tym jak palant.

To, co jeszcze nie tak dawno było niedopuszczalne (polityczna poprawność nie pozwalała nam przecież na pełną ekspresję naszej narodowej dumy), teraz jest pochwalane. I zapewne w domach piąto-, szósto- czy siódmoklasistów będzie padać coraz więcej nienawistnych uwag o innych nacjach, nie tylko o Żydach. Także o Niemcach, Ukraińcach, Rosjanach, Syryjczykach (którzy chcą nas przecież zislamizować, a następnie wysadzić w powietrze) i o Belgach (zwłaszcza tych mieszkających w Brukseli). Dzieci będą potem przynosić poglądy swoich rodziców do szkoły i wygłaszać je w szatniach po lekcjach WF-u. Na dywanik do pani dyrektor trzeba się będzie pewnie zapisywać z wielomiesięcznym wyprzedzeniem…

Więc jak sobie z tym radzić? Jak skutecznie reagować na tego typu nienawistne i karygodne odzywki?

Może należałoby podkreślać (nie tylko na lekcjach wychowawczych), że różnorodność jest wartością, nie zagrożeniem. Że Inny nie musi być groźnym Obcym. Że sporo osób żydowskiego pochodzenia, tych Innych (którzy za takich wcale nie chcieli być uważani), przyczyniło się do rozwoju polskiej kultury i nauki, żeby wymienić tylko niektórych pisarzy (Juliana Tuwima, Bolesława Leśmiana, Brunona Schulza, Juliana Stryjkowskiego), matematyków (Stanisława Ulama, Hugona Steinhausa) czy filozofów (Zygmunta Baumana).

Dobre sobie, ktoś zaraz powie. Chłopak z siódmej klasy, który czytanie uważa za stratę czasu, a w rozmowie z kolegami klnie tak, że niejeden szewc spłoniłby się rumieńcem, akurat zainteresuje się wyrafinowaną prozą Brunona Schulza? I dzięki temu zmieni swój stosunek do Żydów?

To może należy zapraszać Innych na lekcje? Rozmowa z rówieśnikami z Izraela, Niemiec, Rosji, Szwecji czy Czech uświadomiłaby młodym Polakom, że ich koledzy niczym się od nich nie różnią. Że mają być może podobne zainteresowania i pasje. Że tak samo nie przepadają (a może przepadają?) za lekcjami matematyki. Że też uwielbiają jeździć na rowerach. Że słuchają tych samych zespołów muzycznych. Że również nie lubią warzywnych surówek, ale za to z miłą chęcią jedzą pizzę. Że w żadnym wypadku nie zasługują na naszą nienawiść i wrogość tylko dlatego, że nie mieszkają w kraju nad Wisłą. Że kontakt z nimi może być dla nas szansą, aby się czegoś nowego dowiedzieć o świecie. Że ten kontakt może nas wzbogacić, a nie zubożyć.

A może poświęcić jakąś godzinę wychowawczą na zapoznanie się z krajami zamieszkałymi przez naszych sąsiadów? Dzieci same mogłyby zebrać informacje, np. o znanych zespołach muzycznych z tych krajów, o potrawach kulinarnych, czy też o słynnych piłkarzach. Jeśli zaangażują się osobiście w poznanie jakiegoś kraju i jego mieszkańców, nie będą potem opisywać ich za pomocą krzywdzących stereotypów.

Prof. Marian Turski, znakomity historyk (żydowskiego pochodzenia) powiedział ostatnio w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że demony nienawiści wypuszcza się bardzo łatwo, w ciągu paru sekund. Z wepchnięciem ich z powrotem do butelki jest już problem. To zajmuje sporo czasu.

Ale trzeba próbować. Dlatego zamierzamy poruszyć z żoną ten problem na najbliższej wywiadówce.

Paweł Mazur

Paweł Mazur

Rzecznik prasowy Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Arek pisze:

    75 rocznica Powstania w Getcie
    Syreny upamiętniające zdarzenie, w obchodach uczestniczą Prezydent, Premier, Marszałkowie. Tysiące żółtych żonkili w klapach i rękach – wśród zwykłych ludzi. Morze kwiatów pod pomnikiem. Na koniec dnia piękny koncert.
    Furda tam!
    W Gdańsku gimnazjalista powiedział coś o Żydach! Alarm! W Polsce wzmaga się antysemityzm!

    1. Radosław pisze:

      W jakim wspaniałym, tolerancyjnym, otwartym i demokratycznym kraju żyjemy! Nie dajmy sobie wmówić wrogiej propagandzie finansowanej przez Sorosa, że Polska to europejski zaścianek. Tysiące żółtych żonkili w klapach i rękach zdecydowanie temu przeczą. To my możemy innych uczyć tolerancji i poszanowania inności (tak jak nauczyliśmy Francuzów jeść widelcem).

      1. Arek pisze:

        Zbędna ironia.
        Nie potrzebujemy nikogo niczego uczyć. Po prostu znamy swoją wartość i nie będziemy się bić w piersi za nieswoje winy. Nie przypadkiem kłamstwa o wandalizmie na żydowskich cmentarzach w Polsce trzeba ilustrować zdjęciem z Francji. W Polsce łatwiej znaleźć informację o połamanych przez jakiegoś kretyna cmentarnych krzyżach.

        1. Radosław pisze:

          Chciałbym żyć w takiej Polsce, w jakiej – Panu się wydaje – że Pan żyje. Ale ja takiej Polski wokół siebie nie widzę. Za cudze winy nie mam zamiaru bić się w piersi. Mamy dość swoich przewin, z którymi trzeba się uporać. Pochowamy to teraz wszystko do szafy, stworzymy (dzięki zreformowanej szkole) nowego Polaka przekonanego o swojej wielkości i niewinności, ale i tak to kiedyś nam wszystko wylezie… Po co nam to? Weźmy się z tym, co w nas ciemne i obrzydliwe za bary. Może w ten sposób zrobimy krok naprzód i staniemy się lepszym i bardziej otwartym społeczeństwem.

  2. Artur pisze:

    Opisuje Pan pojedyńcze zdarzenie, po czym bez żenady stwierdza, że takie wydarzenia są coraz bardziej powszechne. A to niby na jakiej podstawie? Bo tak napisała Gazeta Wyborcza?
    Tego rodzaju zachowania zdarzały się zawsze i zawsze były marginesem. Obrzydliwym, ale marginesem. Taki sam margines istnieje w każdym kraju. I to nie tylko wśród gimnazjalistów. Zaglądał Pan ostatnio na „izraelskiego” Twittera? Tylu obrzydliwych obelg pod adresem Polski i Polaków, takiego ścieku szukać ze świecą. Czyżby izraelscy nauczyciele czegoś zaniedbali?
    Nie wiem, kiedy był Pan ostatnio w powszechnej polskiej szkole. Znam ich kilka i w KAŻDEJ z nich odbywają się zajęcia o sąsiadach (bliższych i dalszych), specjalne dni języków i narodów itp. A na tych postulowanych przez Pana lekcjach uczymy także i tego, że Polacy zawsze byli otwarci na inność (padają nazwiska Leśmiana i Steinhausa, padają też Matejki i Sienkiewicza – Baumana niekoniecznie w tym kontekście). Otwartość nie oznacza jednak przyzwolenia na plucie na naszą godność. Polscy Tatarzy zostali przyjęci w Rzeczypospolitej, nagrodzeni ziemią i nobilitowani – ale dopiero wtedy, gdy własną krwią płacili za wolność wybranej przez siebie Ojczyzny.

    1. Paweł Mazur pisze:

      No tak, tylko przelaną krwią można sobie zasłużyć na bycie Polakiem… Bo na Tuwima przed wojną napadano strasznie, choć zasługi dla rozwoju polszczyzny miał ogromne. Ale przecież Żyd.
      Skąd te moje wnioski na temat powszechności nastrojów antysemickich? Z rozmów z ludźmi (nie tylko z wielkomiejską inteligencją), lektury prasy (nie tylko „Gazety Wyborczej”), śledzenia wypowiedzi polityków i podsłuchanych rozmów w pociągu, wreszcie z tego, co przynoszą moje dzieci z podwórka. Polityczna poprawność (która dla mnie jest po prostu zwykłą przyzwoitością) odeszła do lamusa. Można teraz mówić więcej. I bez wstydu.
      A za sformułowaniem „plucie na naszą godność” czają się kompleksy, których nie chcę podzielać (dość znamienne jest użycie w tym kontekście słowa „plucie”; z kimś kto kwestionuje nasze poczucie godności można jeszcze rozmawiać, ale z kimś kto pluje już się nie gada). Będziemy teraz napinać nasze marnie rozwinięte muskuły, pokazywać w gębie dziurę po górnej jedynce i krzyczeć: Za wolność panie wybili, za wolność! Bo my przecież zawsze tacy święci, niewinni, zawsze kopani w zadek przez innych. Zło zawsze przychodzi od Innych. No to teraz tym Innym pokażemy. A że przy okazji skrzywdzimy przy tym najbardziej siebie? A co tam, nie pierwszy raz w naszej historii. Przeżyjemy to jakoś.

      1. Artur pisze:

        Na Piłsudskiego też napadano, choć zasługi dla Polski miał ogromne. I nawet nie Żyd.
        Pan po prostu chce mówić do Polaków Gombrowiczem i wstydzić za wybite jedynki i guzy. Ja wolę Sienkiewicza. I widzieć dobre strony Polaków. Pana razi krew przelana za Ojczyznę, ja uważałem to za powód do dumy i dowód na gotowość przyjęcia w szereg narodu. Panu nie przeszkadza plucie (bo można urazić plującego), ja nie mam zamiaru udawać, że deszcz pada. Kto pluje – naprawdę nie chce rozmawiać.
        Pan chce widzieć (i widzi) „powszechność nastrojów”. Ja widzę tysiące ludzi na koncertach muzyki klezmerskiej, odnawiane synagogi (jeśli nie starcza Żydów do modlitwy – wszak trzeba aż dziesięciu – powstają żydowskie centra kultury). Widzę odnawiane żydowskie cmentarze. Czasami są to starania rządu i samorządu, ale często starania ludzi. Wiele razy widziałem stary żydowski cmentarz, na którym ktoś posprzątał, ktoś zapalił znicz, ktoś położył kamień. Widzę Polaków, którzy zajadają się żydowskimi daniami i odwiedzają Polin. Widzę w końcu Żydów bez skrępowania poruszających się po stolicy.
        Widzę też policję pilnującą w Berlinie synagog. Widzę żandarmerię francuską pilnującą miejsca, gdzie modlą się Żydzi. Rzecz w Polsce nie do pomyślenia – bo niepotrzebna! Ale to Polacy są antysemitami?

        Obaj mamy swoje doświadczenia, obaj nie wykonaliśmy żadnych przekrojowych badań. Tyle tylko, że to Pan na całą Polskę pisze o szkole antysemityzmu. Tylko dlatego, że tak się Panu wydaje.

        1. Paweł Mazur pisze:

          Żeby to tylko mi się tak wydawało, to byłoby pół biedy… Odczucie, że w Polsce wzrasta niechęć przeciwko obcym (nie tylko Żydom) jest dość powszechne. Takie odczucia nie biorą się z powietrza… Chciałbym żyć w Polsce otwartej, tolerancyjnej, demokratycznej i nowoczesnej, ale wizja takiego kraju coraz bardziej się oddala. Ale jeszcze nie umieram, może kiedyś takiej Polski się doczekam?

          1. Artur pisze:

            Czyli moja prawda jest mojsza i żadne fakty tego nie zmienią. „Dość powszechne odczucie” – wybaczy Pan – to jednak nie jest kryterium wystarczająco naukowe. Szczególnie, że moje odczucie (nie wiem, czy dość powszechne) jest odwrotne.

            Kończąc życzyłbym naszym przyjaciołom Żydom, by – gdy po raz kolejny antyżydowskie nastroje wygonią ich z Europy Zachodniej – moi rodacy zechcieli ich przyjąć. Jak znam Polaków – zechcą.

          2. Paweł Mazur pisze:

            Polecam świetny wywiad z prof. Andrzejem Lederem w „Krytyce Politycznej”. Poniżej fragment na zachętę.
            „W drugiej połowie XX stulecia zdolność do wzięcia etycznej odpowiedzialności za swoje winy, za swoje przeszłe zbrodnie, stała się kamieniem probierczym dojrzałości instytucjonalnej społeczeństw. […]
            W dominującej narracji elit, które ukształtowały się w ruchu zmian kulturowych tego okresu pojawiła się nowa miara instytucjonalnej dojrzałości społeczeństw i państw: duma z tego, że jest się zdolnym do wstydu. Oznacza to, że jest się zdolnym do tego, żeby stanąć twarzą w twarz ze swoją winą. Społeczeństwa i politycy, którzy tego nie potrafili, oceniani byli jako „niedojrzali”. Taka krytyka spotykała wielokrotnie Turcję za to, że nie chciała zmierzyć się z rzezią Ormian, do której doszło w czasie pierwszej wojny światowej. Społeczeństwa Europy Wschodniej też tej lekcji nie przerobiły; ani w kwestii win „zagładowych” i faszystowskich, ani – szerokiego poparcia dla najbardziej ponurych dyktatur komunistycznych. Tu nadal dominuje folwarczny odruch „My niewinni! To oni!”. I w takich sytuacjach jak teraz zderza się ta retoryka dziecinnego narcyzmu, „jestem wspaniały i zawsze niewinny”, z retoryką dojrzałości, jako dumy z odwagi, jaką jest konfrontacja z własną winą”.