Postaw na edukację

28.08.2015

Włosi stawiają na historię sztuki. A my?

Czego uczyć w polskiej szkole

Włosi stawiają na historię sztuki. A my?

Matteo Renzi reformuje oświatę. Włoski parlament zatwierdził rządowy projekt o nazwie „Buona Scuola” (chyba nie muszę tłumaczyć). (1) Reforma jak to reforma, budzi kontrowersje – nie o nich jednak chcę pisać. O czym zatem? O nowym podejściu państwa do nauczania czterech szczególnie ważnych przedmiotów. Są to – uwaga! – języki obce, wychowanie fizyczne, historia sztuki i muzyka. Spodziewaliby się Państwo? Ja nie.

Z językami sprawa jest jasna: Włosi znają je kiepsko. Renzi przyznaje z wdziękiem, że sam nie jest tu wyjątkiem. Odtąd ma być jednak inaczej: angielskiego będą uczyć „absolutni profesjonaliści”, a nie ktoś po „kursiku nauczycielskim”. Podobna zmiana czeka WF, dzięki któremu, zdaniem włoskiego premiera, kształtujemy charakter, przyzwyczajamy się do zdrowego trybu życia itd.

Trudno się nie zgodzić. Pytanie brzmi: co robią na tej liście muzyka i historia sztuki? Przecież Włosi zmagają się z kryzysem, bezrobociem, napływem imigrantów, mafią, korupcją, oszustwami podatkowymi… Czy to czas na studiowanie Vivaldiego i Pucciniego, Giotta, Tycjana, Berniniego…

Rząd Renziego uważa, że tak. Muzyka i sztuka bowiem to „mocne punkty” Italii. Włosi mawiają z dumą, że dwie trzecie światowego dziedzictwa artystycznego znajduje się w ich kraju (nie wiem, co prawda, jak to policzyli). Miliony ludzi pielgrzymują za Alpy, by – śladem Goethego, Byrona, Stendhala, Mickiewicza i tylu innych – podziwiać dokonania Rzymian oraz Włochów. Renzi, a z nim ministerstwo oświaty, stawiają na włoski zmysł artystyczny, na ten szczególny geniusz narodu Michała Anioła i Leonarda da Vinci. Chcą zwiększyć liczbę godzin przeznaczonych na historię sztuki i muzykę, by młodzi ludzie stali się godnymi następcami swych wielkich rodaków. Bo sztuka to kwintesencja włoskości.

Pomyślałem sobie: a gdybyśmy my chcieli postawić na nasze mocne punkty, co by to było? Z czego możemy być dumni? Co powinniśmy pokazywać Europie i światu? Czego uczyć młodych Polaków?

Za granicą prasę mamy, hm, taką sobie. Lepszą wprawdzie niż dziesięć lat temu, ale wciąż bez rewelacji. Jak nas postrzegają na Zachodzie, celnie pokazał Adam Zamoyski w (kontrowersyjnej) książce Własną drogą. Osobliwe dzieje Polaków i ich kultury (SIW Znak, Kraków 2002). Zacytuję zdanie, które kiedyś uderzyło mnie jak obuchem: „Spośród sześciu największych narodów Europy: Niemców, Francuzów, Anglików, Włochów, Hiszpanów i Polaków, pięć pierwszych stworzyło właściwie wszystko, na czym Europa stoi, podczas gdy Polacy, zda się, do tego wspólnego dzieła nie wnieśli właściwie nic”. Prawda to? Skądże, bzdura. I Zamoyski napisał swą książkę właśnie po to, by się z tą bzdurą rozprawić. Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Cóż zatem mamy takiego, co stanowi tę szczególną wartość, którą warto pokazać światu?

Największym naszym skarbem jest – według mnie – doświadczenie wolności i niewoli. Z wolności zrodziła się unia z Litwą, zawarta bez przymusu i istniejąca przeszło 400 lat. Wolność – ograniczona do szlachty i duchowieństwa, lecz i tak wyjątkowa w dawnej Europie – otóż ta wolność pozwoliła zgodnie koegzystować ludziom różnych kultur oraz pielęgnować tolerancję religijną – wbrew ówczesnej poprawności politycznej.

Ale naszym dziedzictwem są też wynaturzenia wolności i ich skutek: niewola. Co z tego wynika? Całkiem sporo. Możemy być głosem rozsądku w dzisiejszej Europie. Mamy prawo mówić: źle pojęta wolność prowadzi do katastrofy. Popatrzcie na nas, jak łatwo stracić wszystko to, co drogie i bliskie.

Jednak na tym nie koniec. Nasze pragnienie wolności przyniosło sukces niebywały i nieprawdopodobny: Solidarność, która – bez armii czy wielkich pieniędzy, zniszczona (z pozoru) po zaledwie roku istnienia – zapoczątkowała upadek imperium.

Czy potrafimy zrozumieć, że pokojowy ruch Solidarności przyniósł nam wolność znacznie trwalszą niż wszystkie powstania razem wzięte? Czy to zwycięstwo nie jest zdumiewającym dowodem na to, że konflikty można rozwiązywać bez użycia siły? I czy umiemy mówić o tym światu, który tak chętnie wysyła żołnierzy to tu, to tam, choć skutki ich interwencji są raczej opłakane?

Mam wrażenie, że inne nasze dokonania – zwłaszcza muzyka i poezja – wynikły z tego właśnie doświadczenia wolności bądź niewoli. To jest „mocny punkt” naszego kraju. Mówmy o nim naszym dzieciom.

Powie ktoś: przecież to robimy. Owszem, czy jednak w sposób dla młodych ludzi zrozumiały? Wystarczy ich popytać, co wiedzą – i ile z tej wiedzy rozumieją.

Szkoda. Bo naszym doświadczeniem wolności i niewoli powinniśmy się dzielić z innymi – tak jak Włosi swą sztuką.

 1 Ddl ‚Buona scuola’ è legge. Ma è caos nel Pd: solo 277 voti. A favore 4 verdiniani

 Tomasz Małkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Zofia pisze:

    Niezwykle aktualny tekst. Warto zastanowić się nad tym, jakie dziedzictwo, jakie wartości powinny wynosić ze szkoły nasze dzieci. Gdy z niej wychodzą, są już przecież dorosłymi ludźmi i zdecydowanie powinny wiedzieć o świecie dużo więcej niż to, jak rozmnaża się przysłowiowy pantofelek. Ostatnie wydarzenia sprawiły, ze pod znakiem zapytania stanęły tak ważne dla nas wartości, jak choćby solidarność. To zarówno kwestia uchodźców (szersza perspektywa), ale też świadome i coraz bardziej nachalne wymazywanie z naszej historii/pamięci osób, dzięki którym mamy wolną Polskę. Gdy słyszę, jaki głos płynie ostatnio z Polski do Europy, jest mi po prostu wstyd. Reasumując – szkoła ma wiele do zrobienia…

  2. Łukasz pisze:

    Nigdy wcześniej nie patrzyłem na historię Polski z tej perspektywy. Muszę to przemyśleć…