Postaw na edukację

02.10.2015

Co by tu jeszcze…?

Kilka refleksji na temat sprawdzianu szóstoklasisty

Co by tu jeszcze…?

Mam nieodparte wrażenie, że oświatą zajmują się dokładnie ci politycy, którzy się na niej najmniej znają. Czego się nie dotkną, natychmiast zmieniają, tyle że w zupełnie co innego niż król Midas.

Zbliżają się wybory, więc mamy wysyp prostych i jednocześnie genialnych pomysłów, które mają zmienić polską edukację w raj. A przynajmniej spowodować, by był to najlepszy system edukacyjny na świecie. Propozycje są zgłaszane i przez opozycję, i przez rządzącą koalicję.

Zlikwidować gimnazja, zmienić podstawę programową, cofnąć sześciolatki do przedszkoli, wprowadzić ścisły nadzór państwa nad organizacją pracy szkół – to tylko najprostsze pomysły. Wszystkie one podlane są tak gęstym sosem demagogii, że trudno dostrzec jakiekolwiek racjonalne argumenty. Jeśli na przykład polityk proponuje, żeby o tym, czy sześciolatek pójdzie do szkoły, decydowali jego rodzice, to dlaczego tego samego pomysłu nie rozciąga na rodziców siedmiolatków?

Politycy zgłaszający swoje pomysły zupełnie nie przejmują się tym, że polska edukacja już teraz jest uznawana za jedną z najlepszych na świecie. Nie rozumieją też, że nietrafna lub źle wprowadzona zmiana może spowodować ogromne szkody, których nie uda się naprawić przez kilkadziesiąt lat. Taka jest po prostu natura zmian w edukacji. Reformy do szkół wprowadza się powoli, ale też bardzo wolno można się z nich wycofać, gdy okażą się nietrafione. To wie każdy, kto na oświacie zna się choć odrobinę.

Przyjrzyjmy się na przykład jednej z ostatnio zgłoszonych propozycji: zlikwidować ogólnopolski sprawdzian szóstoklasisty. Na poparcie tego pomysłu padają zwykle dwa argumenty.

Argument 1. Sprawdzian szóstoklasisty jest objawem testomanii i powoduje, że nauczyciele uczą pod testy.

Ktoś, kto tak argumentuje, zdradza, że nie ma zielonego pojęcia, jak obecnie wyglądają egzaminy i jakie są na nich zadania. Na przykład egzaminy z matematyki wcale nie składają się wyłącznie z zadań testowych. Są tam też zadania otwarte, w których uczeń musi opisać całe swoje rozumowanie. Zmieniły się też same zadania testowe. Wiele z nich nastawionych jest teraz na głębsze rozumienie matematyki i umiejętne wykorzystanie różnych narzędzi matematycznych. A przede wszystkim arkusze egzaminacyjne w kolejnych latach bardzo się różnią od siebie, co powoduje, że uczenie pod testy nie ma sensu.

Argument 2. Dzieci się za bardzo stresują tym egzaminem. Szkoda ich.

Wygląda racjonalnie, prawda? Kto jednak sprawdził, czy dzieci naprawdę bardziej stresują się tym sprawdzianem niż wieloma zwykłymi klasówkami? Używającym tego argumentu nie przyszło do głowy, że można go równie dobrze użyć dla poparcia wielu innych zmian. Na przykład:

– zlikwidować wszystkie egzaminy i klasówki, bo uczniowie się nimi stresują,

– zlikwidować lekcje matematyki, bo dzieci się jej boją,

– znieść zasady ortografii, bo są zmorą dla młodzieży szkolnej i w erze SMS-ów są zupełnie nieprzydatne.

Nie idźmy jednak tą drogą. Zastanówmy się spokojnie (czyli nie tak, jak politycy), do czego potrzebny jest sprawdzian szóstoklasisty i jakie skutki może spowodować jego likwidacja.

Sprawdzian szóstoklasisty, jak każdy egzamin końcowy, służy głównie ujednoliceniu wymagań w skali całego kraju i zwiększeniu motywacji uczniów do nauki. Jak ważne są oba te cele, wie każdy nauczyciel i większość rodziców. Zlikwidować sprawdzian można jednym pociągnięciem pióra. Szkody wywołane tą decyzją, czyli łatwe do przewidzenia obniżenie poziomu nauczania, trzeba będzie naprawiać przez co najmniej kilkanaście lat.

Mało znana jest jeszcze jedna rola sprawdzianu szóstoklasisty. Jest niezbędny, by działał system edukacyjnej wartości dodanej (EWD) w szkołach podstawowych i gimnazjach. Polega on przecież na tym, że musimy znać osiągnięcia ucznia na początku nauki w szkole i na jej końcu. Osiągnięcia te muszą być zmierzone obiektywną ogólnopolską miarą. To właśnie są egzaminy końcowe.

System EWD jest bardzo dobrze oceniany przez rodziców i nauczycieli. Jego wprowadzenie kosztowało kilkadziesiąt milionów złotych i dziesięć lat pracy wielu fachowców. Zbudowany został w ramach projektu finansowanego przez Unię Europejską. Zobowiązaliśmy się zapewnić jego trwałość także po zakończeniu projektu. Ciekawe, że pomysł likwidacji sprawdzianu szóstoklasisty zgłaszają ci sami politycy, którzy zachwalają porównywanie osiągnięć szkół za pomocą EWD. Nie wiedzą o czym mówią. Nie zdają sobie sprawy, że gdy zlikwidują sprawdzian szóstoklasisty, zlikwidują też EWD.

Marcin Karpiński

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Sebastian pisze:

    Przykro mi Panie Marcinie nie zgadzam się z panem. Nie chcę wchodzić w dywagacje polityczne, bo tu akurat faktycznie za dużo jest w edukacji zmian, a potrzeba spokoju , cierpliwości jeżeli chodzi o efekty.
    Jednak polemizuje z pana głównymi tezami odnośnie sprawdzianu klas szóstych!

    Założenie ,że sprawdzian motywuje do nauki jest ryzykowne. Dlaczego?
    Stres to faktycznie zły argument. Jednak zastanowił się pan dlaczego uczniowie tak nie lubią szkoły?
    Dlaczego tak ciężko zmobilizować ich do nauki? Dlaczego nauczyciele w mojej szkole na propozycję nowoczesnych , aktywizujących i ciekawych metod pracy z uczniem, chociażby fantastycznej „matlandii”, odpowiadają: Nie mam na to czasu przecież sprawdzian! Myślę, że pan również dawno nie był w przeciętnej polskiej szkole. Proszę zajrzeć, a zdziwi się pan jak niewiele się w niej zmieniło! Niestety ciągle pokutuje: „muszę realizować podstawę, muszę przygotować do sprawdzianu, mam do przerobienia…itp.” W placówce którą zarządzam w małej miejscowości pod Koszalinem wykorzystamy likwidację sprawdzianu do pracy nowoczesnymi metodami. Pracy w myśl zasad, które przynosi neurodydaktyka, czyli zaciekawić, pobudzić emocjonalnie, znaleźć pasje, przygotować do samouczenia się i samorozwoju (ocenianie kształtujące). Jeżeli to zmienimy , to w przyszłości jak najbardziej potrzebne jest mądre narzędzie do zbadania efektów kształcenia. Jednak nie jest to najważniejsze w dobrym systemie edukacyjnym. Przykro mi, że zburzę pański spokój, którego cały czas nie mamy w naszym kraju. Mimo że wyniki międzynarodowe naprawdę nie są złe.

    Ujednolicenie wymagań w skali całego kraju: Czy jest rzeczą bez której dobry system edukacyjny nie będzie działał? Mam wątpliwość. Po co panu ujednolicenie wymagań na tym podstawowym przecież poziomie edukacji?
    Nie likwidować matematyki , ale uczynić ją ciekawą, utylitarną korzystającą z życiowych doświadczeń. Bawmy się nią i przez to uczmy! Nie da rady? Wystarczy zobaczyć co oferują rozsiane po całym kraju centra nauki, to „petarda dydaktyczna” po którą stanowczo za rzadko sięgamy jako nauczyciele.
    Wyobrażam sobie szkołę bez klasówek, dzwonków, stopni i innych reliktów przeszłości. Szkołę w której jest dobra , życzliwa atmosfera skupiona no doświadczaniu codziennie nowych, ciekawych rzeczy. Uczyńmy szkołę jedną wielką przygodą. Nauczajmy dobrze , skutecznie, efektywnie, a potem sprawdzajmy efekty to moja recepta na dobra edukację! Staram się drobnymi kroczkami , ewolucyjnie wprowadzać w życie. Za kilka lat napisze panu czy cie udało!
    Pozdrawiam. S. Bober- dyrektor SP 2 w Sianowie

  2. Joanna Piasta-Siechowicz pisze:

    Media żywią się informacją pozyskaną szybko i bez wysiłku. Bez wysiłku przekazują ją dalej, bo informacja dziś jest jak tablica w szkole: zapełniona i za moment starta (porównaj: Ryszard Kapuściński „Autoportret reportera”, 2003). Tyle tylko że pozostawia szkło w oku (porównaj: H. Ch. Andersen „Królowa Śniegu”, 1971) i sieje zło. A mogłaby być początkiem dobra. Bo sprawdzian po szkole podstawowej jest potrzebny. Dlaczego? Przedstawiam argumenty.
    1. Sprawdzian w klasie szóstej jest standaryzowanym narzędziem, którego wyniki mogą być wykorzystywane do analizy kompetencji uczniów i stopnia spełniania przez szkoły wymagań określonych w dokumentach MEN.
    2. Wyniki sprawdzianu w klasie szóstej są niezbędnym źródłem informacji do prowadzenia pogłębionych i ukierunkowanych analiz na podstawie Edukacyjnej Wartości Dodanej (EWD) – narzędzia umożliwiającego określenie przyrostu wiedzy i umiejętności ucznia w efekcie sześcioletniego procesu edukacyjnego.
    3. Sprawdzian w klasie szóstej jest jedynym ogólnopolskim standaryzowanym (pozwalającym na zobiektywizowane porównanie osiągnięć każdego badanego ucznia z osiągnięciami innych uczniów lub wymaganiami programowymi) narzędziem, które pozwala na prowadzenie analizy porównawczej wyników o zasięgu lokalnym, powiatowym, wojewódzkim i ogólnopolskim.
    4. Wymagania określone w komunikacie Centralnej Komisji Edukacyjnej zobowiązują szkołę w porozumieniu z rodzicami dziecka do indywidualnego podejścia w przygotowaniu ucznia do sprawdzianu i przebiegu sprawdzianu.
    Ogólne warunki przeprowadzenia sprawdzianu są bardzo optymalne: uczniowie, rodzice i nauczyciele przed rozpoczęciem procesu uczenia znają stawiane im wymagania.
    Problem dobrego funkcjonowania szkół nie leży w organizowaniu lub nieorganizowaniu sprawdzianu – to postulat oddalający uwagę od kluczowych problemów, z którymi dzisiaj szkoła musi się borykać.
    Czy sprawdzian jest stresujący, czy też nie – w dużej mierze zależy do postawy, jaką uczniowie, rodzice i nauczyciele wobec niego przyjmują.
    Dziwnym zbiegiem okoliczności, a może w wyniku przemyślanego założenia, wprowadza się zmiany niepoprzedzone rzetelnym badaniem, deklaracje zmian wywiedzione są z odczuć, często osobistych lub zasłyszanych, a nie z analiz i ukierunkowanych obserwacji.
    Pomija się przy tym głównych adresatów zmian – uczniów i nauczycieli…
    Koncentracja władz nie powinna się skupiać na rewolucyjnym likwidowaniu tego, co budzi kontrowersje, a na usprawnianiu przyjętych rozwiązań.
    Jako dyrektor szkoły i nauczyciel wiem, że w polskiej oświacie dysponuję autonomią na tyle dużą, by społeczność szkoły, w której pracuję, skutecznie ukierunkowywać na odnajdywanie osobistych i zawodowych pasji w uczeniu się wspólnie z uczniem. Sprawdzian w klasie szóstej to tylko jedno narzędzie na trzy lata. Ważna jest codzienność, w której podstawą są relacje między uczniem i nauczycielem oparte na przyjaźni, rozumianej jako więź życzliwości między indywidualnymi osobami o wyższym poziomie rozwoju duchowego (porównaj: prof. Regina Pawłowska „Przyjaźń a dystans miedzy uczniem i nauczycielem w kontakcie językowym” 1997).

  3. Marcin Karpiński Marcin Karpiński pisze:

    Bardzo się cieszę, że wyraził Pan swoją opinie o egzaminach właśnie w tym miejscu. Pana tekst jest długi, wiec żeby czytelnikom było łatwiej śledzić naszą dyskusję postanowiłem Pana tezy zapisać w kilku krótkich punktach. Jeśli nazbyt je uprościłem, proszę mnie poprawić.
    Twierdzi Pan, że:
    1. Dobra ocena polskiej edukacji na świecie jest niewiarygodna, bo opiera się na nierzetelnych danych polskiego rządu, a nie bierze pod uwagę badania TIMSS i poziomu zadowolenia Polaków.
    2. Egzaminy nic nie mówią o obiektywnym poziomie wiedzy uczniów. Nie oceniają np. umiejętności współpracy.
    3. W szkołach wszystkich poziomów uczy się pod testy, a to nie pozwala rozwinąć skrzydeł pasjonatom.
    4. EWD nie jest systemem doskonałym.

    Z połową tych tez się zgadzam, choć wyciągam z nich wnioski odmienne od Pańskich.
    Ad. 1. Widać, że nigdy nie spotkał się Pan z tymi międzynarodowymi ekspertami, których pan lekceważy. Zapewniam Pana, że znają się na edukacji nie gorzej od Pana. Wiedzą, jak należy czytać dane rządowe i jaką mają one wartość. Wiedzą, jaką wartość maja badania PISA i TIMSS. Wiedzą, na przykład, że w badaniu TIMSS 2011, o którym Pan mówi, Polska uczestniczyła po raz pierwszy, i że w Polsce badano trzecioklasistów, a w pozostałych krajach czwartoklasistów (w PISA bada się piętnastolatków). Wiedzą to wszystko i jeszcze wiele innych rzeczy. Nie powinien Pan lekceważyć takich poważnych opinii jednym stwierdzeniem „mam wrażenie, że jest inaczej”.
    Ad 2. Zgadzam się z tym, że egzaminy nie oceniają wszystkiego. Nie wynika stąd, że należy je znieść. Szkoła też nie uczy wszystkiego. Chce Pan ja zlikwidować? A współpracy można uczyć w szkole bez oglądania się na egzaminy. I w wielu szkołach się to robi.
    Ad. 3. Zbadał Pan to, że we wszystkich szkołach uczy się pod testy, czy też ma Pan tylko takie wrażenie? Z badań IBE wynika, że egzaminy są ważnym punktem odniesienia, czego warto uczyć, ale główne wady nauczania wcale nie są związane z uczeniem pod egzaminy.
    Wyrzucając egzaminy stłuczemy tylko termometr. Złe nauczanie pozostanie. A może będzie jeszcze gorsze. Moim zdaniem łatwiej jest poprawić jakość egzaminów tak, by nie dało się pod nie uczyć zbyt dosłownie. Egzamin gimnazjalny z matematyki jest tego przykładem. Żeby uczniowie go dobrze zdali lepiej uczyć rozumowania matematycznego, a nie bezrozumnego wkuwania regułek. To samo można zrobić ze sprawdzianem szóstoklasisty.
    A swoją droga, proszę mi powiedzieć, po co Pan zamieszcza na stronie swojego gimnazjum wyniki egzaminacyjne szkoły w kolejnych latach? To chyba podcina skrzydła pasjonatom z Pana szkoły.
    4. Zgadzam się, że system EWD nie jest doskonały. Daje jednak inne informacje o pracy szkoły, niż egzaminy. Budowanie takich metod to lepszy kierunek, niż likwidowanie wszystkiego, co nie jest doskonałe. A to ostatnie zdaje się Pan proponuje.

  4. Jarosław Pytlak pisze:

    Pozwolę sobie zaprezentować pogląd inny niż Autor i komentatorzy, choć najpierw zadeklaruję, że co do jednego się zgadzamy: politycy nie mają pojęcia o edukacji, a zmiany w niej wprowadzane sprawiają wrażenie przypadkowych. Natomiast reszta twierdzeń Autora wydaje mi się dyskusyjna.
    Światowe uznanie dla polskiego (i jakiegokolwiek innego zresztą) systemu edukacyjnego jest zjawiskiem mało wiarygodnym. Po części opiera się na danych dostarczanych przez rząd, a który rząd nie chce wypaść jak najlepiej na tle innych. Innym źródłem tego uznania mogą być międzynarodowe badania. Szkopuł w tym, że o ile w PISA wypadliśmy ostatnio w miarę nieźle, o tyle podobnej rangi TIMMS uplasował nas w ogonie Europy. Gdzie zatem leży prawda? Nie wiem, ale odnoszę wrażenie, że wewnątrz naszego kraju poziom zadowolenia z jakości systemu edukacji jest bardzo niski, i nie można złożyć tego wyłącznie na karb ogólnego malkontenctwa Polaków.
    Pełniąc funkcję dyrektora szkoły podstawowej doskonale wiem, jak wyglądają arkusze egzaminacyjne, a to, że część zadań ma charakter otwarty zupełnie nie wpływa na ogólną małą wartość diagnostyczną narzędzia, jakim jest test. Testy nic nie mówią o obiektywnym poziomie wiedzy uczniów, a jedynie szeregują ich (i szkoły) na jakiejś skali. Obrazują, i to niezbyt rzetelnie, jedynie niewielki wycinek tego, co uczeń powinien wynieść ze szkoły. Owszem, są miarą łatwą w odbiorze, ale cenną tylko przy założeniu, że konkurencja jest motorem rozwoju. A może takim motorem jest współpraca?! W społeczeństwie o katastrofalnie niskim poziomie kapitału zaufania społecznego powyższe pytanie jest bardzo istotne.
    W szkołach wszystkich poziomów uczy się „pod testy” i dopóki tak będzie, dopóty możemy odłożyć na później jakiekolwiek dyskusje na temat „szkoły przyszłości”. Po prostu w obecnym systemie nie mam miejsca na innowacje pedagogiczne inne, niż pozwalające lepiej przygotować uczniów do egzaminów. Reszta obchodzi tylko nielicznych pasjonatów.
    Nie uważam, że stres jest niepotrzebny. Uważam za dopuszczalny stres sensowny. Stres związany ze sprawdzianem szóstoklasisty jest, moim zdaniem, niepotrzebny. Informacje, jakie daje ten sprawdzian nie są warte tego stresu, i tych pieniędzy, które kosztuje przeprowadzanie go.
    Nie wiem, czy szanowni dyskutanci wgłębili się w publikacje opisujące tajniki EWD. Zwrócę uwagę, że jest to gra o sumie zerowej, to znaczy, sukcesy jednych muszą być zrównoważone porażkami innych. Z reguły uczniowie wnoszący słaby wynik na wejściu wynoszą równie słaby na wyjściu, co jest logiczne – braki w fundamentach bardzo utrudniają dalsze fazy budowy. Dlatego dużo jest szkół „sukcesu” i „wymagających pomocy”, a jak na lekarstwo tyk, tak naprawdę, najlepszych – szkół „wspierających”.
    Ogólnie – nie podzielam zachwytów nad EWD, bo jest to próba mierzenia niemierzalnego. I nie będę płakał, jeśli wraz ze sprawdzianem szóstoklasisty zniknie EWD. A już argument, ile to nie kosztowało wprowadzenie tego systemu naprawdę do mnie nie trafia. Nie jedne to pieniądze źle wydane w systemie oświaty.

  5. Radosław pisze:

    Pani Minister odniosła się do kwestii sprawdzianu w szóstej klasie w wywiadzie w „Dzienniku Gazecie Prawnej” (06.10). A więc wyrywkowo ma być egzaminowanych 10 proc. uczniów. A może wprowadzi się egzamin na wejściu w gimnazjum, żeby zachować EWD? Kto wie… Oczywiście szczegóły trzeba dopracować. Pani Minister szczegółami sobie głowy nie zawraca.

  6. Artur pisze:

    Panie Radosławie
    Można przecież ułożyć test tak, by wyszedł „dobrze” (to znaczy z wysokim wynikiem punktowym), nawet gdy dzieci niewiele umieją. Pamiętam taką maturę z matematyki.

    PS
    Z uporem maniaka pisałem IBK (jest taka firma w Wałbrzychu, od której bierzemy testy kompetencji) cały czas myśląc o IBE oczywiście.

    1. Radosław pisze:

      Ma Pan rację (jestem jednak naiwny). Jeśli nie to jest powodem, to co? Znowu czysty populizm? Rodzice nie lubią sprawdzianów, to je zlikwidujmy? A nuż poprawimy wynik wyborczy o kilka punktów procentowych. To rzeczywiście jest jakiś powód. Przykre.

  7. Radosław pisze:

    Obawiam się, że rzeczywistym powodem , dla którego MEN chce zlikwidować sprawdzian w 6 klasie jest strach przed ewentualnymi słabymi wynikami uczniów, którzy uczą się z darmowego podręcznika w klasach 1-3. Sprawdzianu przede wszystkim szkoda ze względu na EWD. To rzeczywiście jest dobre i w miarę obiektywne narzędzie, dzięki któremu można ocenić wartość danej szkoły. Ponadto mobilizuje do pracy nauczycieli i uczniów w szkole podstawowej. A że sprawdzian jest stresujący? To jest naprawdę śmieszny argument. I dziwię się, że tak niepoważny i infantylny argument znalazł się w oficjalnym programie PO.

  8. Artur pisze:

    Zespół EWD to rzeczywiście ewenement na tle działających w naszej oświacie instytucji. Niewielki, profesjonalny, bardzo efektywny. Z dużym zainteresowaniem czytam właściwie każdą ich publikację. I chyba dobrym pomysłem było osadzenie ich w ramach IBK – instytucji, o której również mam dobre zdanie. Rzecz w tym, że pracownicy MEN – w końcu politycy – korzystają z badań IBK i zespołu EWD wtedy, gdy jest to im wygodne. Wyniki niewygodne są chowane do szafy i mało kto o nich wie. A i dziennikarzy, którzy interesują się oświatą i byliby na tyle odważni i rozważni, by te wyniki opinii publicznie zreferować – jak na lekarstwo.

    Największym problemem w całej tej dyskusji jest jednak według mnie kompletny brak głosu nauczycieli (nie związkowców, nie dyrektorów czy kuratorów – ale zwykłych nauczycieli, szczególnie z małych ośrodków). A tego głosu brakuje, ponieważ kompletnie położono system kształcenia i doskonalenia nauczycieli. Brak konferencji, spotkań, kursów. NIC. Żadnego forum wymiany poglądów – kanału komunikacji w dół, ale i w górę. Ostatnim ministrem, który profesjonalnie podszedł do zarządzania zmianą był pan profesor Handke (nie oceniam tutaj zmian, ale sposób ich przeprowadzenia).
    Nie da się przecież poprowadzić dobrej zmiany bez znalezienia sprzymierzeńców, bez przekonania tych, którzy w końcu będą tę zmianę realizować. A z nauczycielami nikt nie rozmawia, nie przekonuje, nie interesuje się ich obawami. Tak to się nie uda.

  9. Jarosław Pytlak pisze:

    Jestem dyrektorem szkoły i doskonale wiem, jak wyglądają obecne testy. Wiem również, że dopóki będą, dopóty nauczyciele będą uczyli przede wszystkim tego, co na teście może być sprawdzane. To, że kilka zadań ma charakter otwarty niczego nie zmienia. Każdy, kto choć trochę orientuje się, jak testy wyglądają wie, że nawet w obrębie matematyki i języka polskiego są tematy w testach nadreprezentowane i podejmowane rzadko lub wcale. Czy sprawdzian szóstoklasisty w zakresie języka polskiego sprawdza, np. kompetencję słuchania? Nie? A powinien, bo jest ona zawarta w podstawie programowej.
    Argument, że sprawdzian jest potrzebny, bo istnieje EWD, jest podwójnie chybiony. Po pierwsze, EWD dla szkoły podstawowej obliczamy tylko dla tych, którzy piszą OBUT, a i to, na szczęście, nie stanowi na razie obowiązku. Nie mierzymy jeszcze potencjału dzieci w szkole podstawowej „na wejściu”, choć oczywiście nic nie tracimy na poczekaniu, z pewnością da się to wymyśleć. Co ważniejsze, EWD jest miarą oszukańczą i w swoim założeniu niepedagogiczną. Pisałem o tym tutaj: http://www.eid.edu.pl/publikacje/testomania_-_czarna_smierc_edukacji_xxi_wieku,442.html i zachęcam do lektury.
    Jeśli chodzi o motywacyjną funkcję testów, to nie zachęcają one do nauki, tylko do nauki do testów, a to zupełnie nie to samo! Co do oceny naszego systemu edukacji, to ich obiektywizm jest naprawdę wątpliwy. Niewątpliwa jest natomiast bardzo niska ocena tego systemu przez jego klientów i interesariuszy.
    Zmiany wprowadzone w ostatnich latach w polskim systemie edukacji były robione z pogwałceniem zasad reformowania tej wrażliwej dziedziny – bez wyobraźni, wsparcia społecznego i z ogromnym pośpiechem, więc lepiej szybko się wycofać z nieudanych, zanim szkody się skumulują.
    A wydane miliony unijnych funduszy na projekty, które przyniosły szkodę, a nie pożytek nie usprawiedliwiają bezczynnego czekania, co z tego wyniknie.