Postaw na edukację

27.06.2014

Czy nasze dzieci muszą się tyle uczyć?

A szczęśliwe dzieciństwo?

Czy nasze dzieci muszą się tyle uczyć?

Moja znajoma ma przyjaciółkę mieszkającą w Niemczech. Obie panie dochowały się synów, obecnie w wieku bodaj 12 lat, obie lubią sobie pogadać przez telefon i, jak to kobiety, o dzieciach mogą bez końca. Ich rozmowy wyglądają ponoć tak:

Poniedziałek, popołudnie
Polska: Jak tam Adam?
Niemcy: Gra w piłkę z kolegami. A Krzysiek?
Polska: Robi projekt na przyrodę.

Wtorek, wieczór
Niemcy: Masz chwilę? Adam jest z tatą w Aquaparku, mogę spokojnie pogadać.
Polska: Ja też. Krzysiek uczy się z ojcem do sprawdzianu, nie wiadomo, kiedy skończą.

I tak dalej.

Czy to znaczy, że polskie dzieci poświęcają zbyt wiele czasu na odrabianie lekcji? Moim zdaniem – tak. A czy to znaczy, że niemieckie dzieci wracają po lekcjach do domu, rzucają torbę w kąt i zapominają o szkole? Nie. Niemiecki tygodnik Focus cytuje nauczycielkę, która podaje obowiązujące ją reguły zadawania prac domowych (1). Otóż nauka w domu – zarówno prace domowe, jak i przygotowanie do sprawdzianów – powinny zajmować dziennie:

6-latkom – 30 minut,
7- i 8-latkom – 45 minut,
10- i 11-latkom – 90 minut,
12-15-latkom – 120 minut,
16-latkom i starszym – 180 minut.

I tyle. Jest czas odrabiania lekcji, jest też czas odpoczynku.

W Stanach Zjednoczonych zaleca się „zasadę 10 minut” (2). W pierwszej klasie dzieci (w wieku 6–7 lat) mają odrabiać prace domowe około 10 minut dziennie, w drugiej – 20 minut, w trzeciej – 30 minut… I tak z każdym rokiem o 10 minut więcej. Jak ta zasada jest realizowana w praktyce, to oczywiście inna sprawa, ale istnieją przynajmniej jakieś wytyczne. A u nas?

Wiemy, wiemy. Ilość pracy domowej zależy od koncepcji nauczyciela. Jeden zadaje dużo, drugi mało. W innej szkole – jeden dużo, drugi bardzo dużo, trzeci jeszcze więcej. Efekt? Polskie dzieci nieraz ślęczą do późna nad lekcjami. Czy tak musi być? Nie.

Znajomy Anglik uczy w polskim gimnazjum. Opowiadał mi o szkole, do której sam chodził jako chłopak (rzecz jasna w Anglii). Od poniedziałku do czwartku nauczyciele zadawali prace domowe tylko z dwóch przedmiotów dziennie, w piątek – z trzech przedmiotów. Np. w poniedziałek z matematyki i historii, we wtorek z angielskiego i chemii itd. „Uczyłem się dużo mniej niż polscy gimnazjaliści – powiedział mój znajomy – ale nie sądzę, żebym był gorzej od nich wyedukowany”.

Można by tak zrobić i u nas, prawda? Tyle że taki system wymaga współdziałania nauczycieli, a ono na ogół leży. „Każden sobie rzepkę skrobie”, jak to ujął dramatopisarz przeszło sto lat temu.

Prostsza (chyba) rzecz do przeprowadzenia jest taka: w statutach wielu szkół znajduje się zapis o ograniczeniu liczby sprawdzianów do dwóch lub trzech w tygodniu. Zrezygnujmy z tego trzeciego. Dzieciaki napiszą go znacznie lepiej w następnym tygodniu. Niech w każdej szkole będą po dwa, sprawiedliwie.

Wspomniałem o dwóch małych krokach, a przydałyby się nam buty siedmiomilowe. Potrzebujemy ogólnopolskich przepisów czy choćby zaleceń określających dopuszczalne obciążenie dzieci nauką. Bo coś się we mnie buntuje, gdy patrzę na gimnazjalistów, którzy siedzą w szkole od ósmej do trzeciej, a potem przez kilka godzin uczą się w domu. Ilu dorosłych tak pracuje?

Ktoś powie, że bujam w obłokach. Czy zdaję sobie sprawę, jak wygląda rzeczywistość polskiej szkoły? Przeładowane programy nauczania, brak czasu, mało pieniędzy, a wymagania wobec nauczycieli straszliwe. Rozumiem. Współczuję. Ale nie chcę tylko narzekać.

Może zrobimy razem coś, co ulży i uczniom, i nauczycielom? Zastanowimy się nad celami edukacji w XXI wieku, jeszcze raz przyjrzymy się podstawie programowej… Będę o tym pisał na moim blogu, będę reagował na Państwa pomysły… Nie mam zamiaru bezczynnie patrzeć, jak ciężar niesprawnego systemu dźwigają przede wszystkim dzieci. Nie idźmy w kierunku Japonii czy Korei Południowej, gdzie uczniowie po lekcjach w zwykłej szkole biegną do prywatnej szkoły wieczorowej. Nie tędy droga.

Niech nasze dzieci mają szczęśliwe dzieciństwo.

Tomasz Małkowski

 

1 Wie lange dürfen Hausaufgaben dauern?

2 Research Spotlight on Homework

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Mati pisze:

    super artykuł 🙂

  2. Jola pisze:

    Uczniowie… to wrzucanie do jednej kategorii wszystkich od 6-19 roku życia, tak jak dorośli, tak i dzieci uczęszczający do szkoły są skrajnie różnorodną grupą istot myślących i decydujących o sobie, mówienie, że ” nie uczą się” lub „nie odrabiają lekcji” albo „gimnazjaliści” stanowi nadużycie, które prowadzi do skrzywienia obrazu rzeczywistości. Wiele lat pracowałam w gimnazjum, obecnie w szkole średniej i wiem, że dużo zależy od rodziców uczących systematyczności i wpajających dzieciom wagę wykształcenia jako wartości, której nikt im nie odbierze. Brak zadań domowych lub ich niewystarczajaca iolśc powoduje, że uczniowie nie mogą przećwiczyć tego, co było na lekcjach. BO!! ZADANIE DOMOWE TO ĆWICZENIE MATERIAŁU Z LEKCJI A NIE SAMODZIELNE ROBIENIE TEGO, CZEGO NIE ZDĄŻYŁ NAUCZYCIEL NA LEKCJI! pozdrawiam. P.s. Iwono, sam fakt, że czytasz tego bloga świadczy o Twoim zaangażowaniu w wykształcenie syna.

  3. EWA pisze:

    Obciążenie praca domową w polskich powoduje skutek odwrotny od oczekiwanego, po prostu , uczniowie jej nagminnie nie odrabiają , Mówi to nauczyciel z 30- letnim stażem..

    1. Justyna pisze:

      Szczególnie gimnazjaliści nie odrabiają lub robi to za nich „przyjaciel” Internet, w 4-6 SP większość chętnie odrabia lekcje,

      1. Iwona pisze:

        Nie zgodzę się z Pani opinią mój syn skończył 3 – gimnazjum i zawsze odrabiał prace domowe i był przygotowany do lekcji.

  4. Przemek pisze:

    Proponuję metodę „wybierz sobie pracę domową”. Świetne efekty. Uczniowie nie idą wcale na łatwiznę. Ci zdolniejsi wybierają ambitniejsze zadania. Ci słabsi zadania na miarę swoich możliwości. Odpisywanie zadań domowych można łatwo ograniczyć. Tą metodę proponuję rozszerzyć na prace klasowe. Niech uczeń ma wybór zadania, które rozwiąże.

    1. Artur pisze:

      Potwierdzam. Bardzo dobra metoda, choć dość trudna dla nauczyciela.

  5. Ola pisze:

    U mnie w szkole dzieci z klas IV-VI piszą zadania domowe, z większości przedmiotów.( wyłączyć tu można z oczywistych względów wf oraz informatykę i technikę. Ja osobiście zadaję zadania z matematyki od poniedziałku do czwartku. Nie zadaję zadań na weekend. Niektórym rodzicom bardzo się to podoba, a niektórym nie. Myślę, że małe dziecko nie powinno tzk dużo uczyć się, ale bardzo źle jest, gdy wolny czas spędza przed komputerem.

  6. Wioleta pisze:

    Całkowicie jestem za szczęśliwym dzieciństwem. Ja również miałam okazję poznać system szkolnictwa angielskiego. Syn mojej przyjaciółki trafił do angielskiej szkoły po ukończeniu w Polsce trzeciej klasy szkoły podstawowej. Już po pierwszym semestrze był wyróżniającym uczniem. Tyle, że jego obowiązkowa codzienna edukacja trwała codziennie od 9 do 15.30. Na wszystko był czas, a w klasie do dyspozycji dzieci dwóch nauczycieli. Nie tak jak w Polsce- 3- 4 lekcje w klasie pierwszej, a na koniec każdej klasy test sprawdzający umiejętności i omawiany na radzie pedagogicznej. Sądzę, że jeżeli naszym ministerstwem kierowałaby osoba czynna zawodowo- czyli nauczyciel praktyk a nie teoretyk, to nastąpiłaby wyraźna poprawa. Życzę sobie i wszystkim pedagogom takiego Ministra i Udanych Wakacji!

    1. Artur pisze:

      Pani Wiolu – no to policzmy. Dzieci w Anglii od 9 do 15.30. Dzieci w Polsce od 8 do 13 + 2 godziny na samodoskonalenie (czyli zadanie domowe). Czy to naprawdę aż taka różnica? A może jednak lepiej, gdy za wyniki ucznia czyni się odpowiedzialnym także jego rodziców i jego samego (praca w domu pod kierunkiem „drugiego nauczyciela” – czyli rodzica)? Może lepiej, gdy uczeń ma chwilę wytchnienia, zje obiad i dopiero utrwali swoją wiedzę i pogłębi umiejętności odrabiając pracę domową?
      Bardzo będę bronił testów sprawdzających i omawiania ich wyników (choć raczej w zespołach, niż na posiedzeniach plenarnych). Przecież na tym opiera się idea Lepszej Szkoły prowadzonej przez GWO. Warto omawiać te wyniki także z uczniami!

      1. Marta pisze:

        Zgadzam się ze stwierdzeniem, że „lepiej, gdy za wyniki ucznia czyni się odpowiedzialnym także jego rodziców i jego samego”. Uczeń w domu musi pracować, by utrwalić to, czego nauczył się w szkole (nie znaczy to wcale, że ma odrabiać zadania domowe). Jeśli rodzice i uczeń tego nie uczynią, nigdy nie będzie sukcesu (dobrego wyniku na egzaminie), za który przecież jesteśmy, niestety, rozliczani.

  7. Tomasz Małkowski Tomasz Małkowski pisze:

    Cieszę się, że mój wpis wywołał Państwa odzew. Brak systematyczności u gimnazjalisty może świadczyć o błędach popełnionych wcześniej: nauczyciele nie urządzali kartkówek, nie sprawdzali prac domowych (więc po co je odrabiać?)… Na szczęście na wyrobienie tego nawyku nigdy nie jest za późno (wiem po sobie, systematyczności uczyłem się jako bardzo dorosły człowiek). W szkole wiele zależy od konkretnego nauczyciela. Ten sam uczeń będzie się pilnie przygotowywał do biologii, a machnie ręką na historię – jeśli wie, że historyk to „luzak”.
    Prawda, uczniowie często nie umieją się uczyć. Tylko czyja to wina? Nikt się nie rodzi z tą umiejętnością. Panie Arturze, przeprowadził Pan bardzo ciekawe badanie. Zapytam: co szkoła zrobi z uzyskaną wiedzą? Czy planuje jakoś pomóc uczniom, nauczyć ich organizacji czasu, systematyczności – czy też po prostu stwierdzi: jest, jak jest, trudno, taką mamy młodzież?
    Podtrzymuję swoją tezę: dzieciaki za długo siedzą nad lekcjami. Niezależnie od tego, czy dobrze wykorzystują czas, czy też go marnują. W pierwszym wypadku można im mniej zadawać, w drugim – nauczyć je, jak mają się uczyć.
    Pani Gosiu, trzymam kciuki. Proszę dać znać po wakacjach, co udało się zmienić.

    1. Artur pisze:

      Oj, nie ma pan Tomasz dobrego zdania o polskiej szkole, oj, nie ma!
      Nasze badanie zaczęło się od prostej obserwacji, że dzieci bardzo często przychodzą bez odrobionego zadania domowego i niechętnie do tych zadań podchodzą. To miało być krótkie „badanie opinii”. Jednak wnioski były tak frapujące – szczególnie w dwóch punktach, że rozrosło się do kilkumiesięcznego.
      Zakończone zostało w kwietniu 2013 i jeszcze w maju była okazja do pokazania wyników rodzicom. Nie – nie pokazywaliśmy im raportu. Dla rodziców była przygotowana specjalna animowana prezentacja wyników (z komentarzem prowadzącego).
      Od września dzieci przechodziły specjalne warsztaty nt. organizacji pracy własnej, a od czasu do czasu rodzice i dzieci przechodzą krótkie „przypominajki” na zebraniach i godzinach wychowawczych. Ale tak, by nie „zabić” tematem. Wymyśliliśmy także „widomy znak” systematyczności. Za odrobione zadanie uczeń otrzymuje uśmieszek, za jego brak smutną minkę. Część zadań dzieci realizują projektowo (ale raczej w skali mini).
      Efekty? Nie ma prostych efektów, daliśmy sobie rok na poprawę. Sprawdzimy to w następnym roku.
      Przepraszam za ten przydługi komentarz, ale są wakacje, więc i czasu na pisanie więcej. Mam nadzieję, że nie nadużyję gościnności, jeśli podam dla zainteresowanych odnośniki do pełnych tekstów raportów:
      http://zsnowawies.eu/download/dokumenty/zadania.pdf
      http://zsnowawies.eu/download/dokumenty/zad_dom_raport.pdf

      Dzieci za długo siedzą? Tak! Nad lekcjami – niekoniecznie…

  8. Artur pisze:

    Moje doświadczenia skłaniają się niestety ku zdaniu pani Lucyny. Nie sądzę, żeby nasi uczniowie byli jakoś specjalnie przepracowani. Raczej prawdą jest, że nie potrafią się uczyć.
    Rok temu w naszej szkole przeprowadziłem na ten temat dłuższe badanie. Wyniki nie były zbyt zaskakujące. Uczeń spędza nad lekcjami czasem nawet kilka godzin, jednak wcale nie oznacza to, że się uczył. Pozwolę sobie tutaj zacytować fragment z raportu z badania:
    „Przygotowanie jest „akcyjne”. Wtedy, gdy trzeba zrobić plakat, projekt, jest sprawdzian – poświęca
    się 1,5-2 godzin na jeden przedmiot – siłą rzeczy zaniedbując pozostałe. Bardzo rzadko jest to
    systematyczna praca z każdym przedmiotem.
    Powoduje to, że subiektywnie uczeń czuje się zmęczony i mocno obciążony pracą. Następnego dnia
    po 4-godzinnym „maratonie” do 1 w nocy jest tak zmęczony, że do lekcji nie siada w ogóle (musi
    odespać i odreagować poprzedni dzień) lub robi to tylko symbolicznie. Nawet wtedy, pracując przez
    30 minut, czuje się jednak zmęczony. Prawdopodobnie też te 30 minut należy uznać za czas stracony. „

  9. Gosia pisze:

    Jestem podobnego zdania. Każdy nauczyciel sobie. Nasze dzieci mają oprócz normalnych lekcji, również wiele dodatkowych lekcji z projektów unijnych. Uczą się od 8:00, a nawet od 7:10 do 15:00. Wielu z nich po 15:00 jeszcze dodatkowo jedzie do szkoły muzycznej lub na inne zajęcia. Dla tych mieszkających na wsi wiąże się to z powrotem do domu około 21:00. Powinniśmy ograniczać ilość zadań domowych. Trudno ułożyć jakiś sensowny plan, typu poniedziałek – historia, wtorek – matematyka, itp. Ale może jakieś ograniczenie w ilości zadań. Nauczyciele umieją układać sprawdziany na 45 minut, czy kartkówki na 15 minut, a zatem proponuję, aby zadanie domowe było zadawane z danego przedmiotu tak, aby uczniowi mogli je wykonać w 10 minut. Myślę, że wtedy gimnazjalista wyrobiłby się w godzinę. Ten artykuł spowodował u mnie pewne przemyślenia. Myślę, że nowy rok szkolny zacznę od zaproponowania w mojej szkole jakiegoś sensownego rozwiązania.

    1. Celina pisze:

      Ale każdy uczeń ma inne tempo pracy – jeden rozwiąże zadanie w trzy minuty, drugi potrzebuje do tego godziny. Jak więc liczyć czas przy zadawaniu do domu? Ja myślę, że problem leży w uważaniu na lekcjach, korzystaniu z lekcji, bo, jak słyszę od uczniów – to leży w naszych szkołach. Uczniowie nie ptorafią uczyć sie dla siebie – nie mają odpowiedniej motywacji.

  10. Lucyna pisze:

    Uczę w gimnazjum i mam w domu gimnazjalistkę, więc znam sprawę od podszewki. Faktem jest, że podstawa programowa jest zbyt obszerna, ale z drugiej strony niestety większość uczniów (z moją córką włącznie) niewiele czasu czasu poświęca w domu na odrabianie lekcji, . Nie mają nawyku systematycznego uczenia się z lekcji na lekcję i gdy przychodzi sprawdzian z większej partii materiału, dopiero wtedy jest panika i ślęczenie do północy np. nad historią. Natomiast jako polonistka prawie nie zadaję wypracowań do domu, ale nie z litości nad przepracowanymi uczniami. Po prostu nie zawsze jestem w stanie zweryfikować samodzielność takiej pracy, bo nie mam czasu przeszukiwać zasobów internetu, by udowodnić plagiat, poza tym zdolniejsi uczniowie tworzą kompilacje z kilku bryków. Dlatego moi uczniowie piszą wypracowania w szkole, na lekcjach i dzięki temu w domu mają więcej czasu na matematykę, fizykę albo … facebook, ask, instagram itp. itd 😉

    1. Marta pisze:

      Taki system też wprowadziłam i działa:). A najważniejsze jest to, że moi uczniowie wreszcie przykładają się do pisania. Raz w miesiącu piszą np. rozprawkę (każdy na inny, wylosowany, temat) i wtedy pozwalam im o wszystko pytać (ortografia, język, problematyka), sprawia to, że wreszcie mają wątpliwości! uczą się dzięki temu myśleć:)

      1. Małgorzata pisze:

        Też stosuję taki system. Wszelkie prace pisemne uczniowie tworzą na lekcji. Przynosi to widoczne efekty, a ja mam pewność, że praca jest samodzielna. Życzę wszystkim udanych wakacji.