Pewien nauczyciel – nazwijmy go Pawłem – otóż Paweł zaraz po studiach zaczął pracę w szkole. Leżała ona w dzielnicy uważanej za wylęgarnię patologii.
Szczęśliwie Paweł nie miał jeszcze rodziny, no i nie brakowało mu entuzjazmu. Po lekcjach prowadził więc klub piłkarski i kółko filmowe, wystawiał też z dzieciakami sztuki teatralne. Pracował od rana do nocy. Czuł, że żyje pełnią życia.
Po kilku latach został wicedyrektorem innej szkoły. Środowisko tak samo trudne, jeśli nie trudniejsze. Na lekcji uczeń rzucił w Pawła krzesłem, na wywiadówce uderzył go rodzic. Na przerwie Paweł ściągał jakiegoś delikwenta z dachu, a po południu wysłuchiwał żądań samorządowców, by szkoła lepiej wypadała w rankingach.
Po trzech latach Paweł doszedł do ściany. Przeniósł się do szkoły w „lepszej” dzielnicy. Liczył na mniejszy stres, bo zamożni rodzice, dzieciaki, którym zależy… Przeliczył się.
Stres był innego rodzaju, lecz równie silny. Szkoła należała do najlepszych w mieście, toteż organ prowadzący miał swoje oczekiwania (o rodzicach nie wspominając). Przekaz dla nauczycieli brzmiał: „Musicie podnieść średnią na egzaminach. Tylko na was możemy liczyć, bo reszta szkół to dno”. Padały inne słowa, ale właśnie taki był ich sens.
I wtedy się zaczęło. Codziennie rano Paweł budził się ze skurczem żołądka. Na długiej przerwie wychodził na ulicę, żeby zjeść kanapki. W szkole się nie dało – zawsze było coś do zrobienia.
Wylądował w szpitalu z ciężką depresją. Szkoła nie była jedynym powodem, ale to ona przeważyła szalę.
Przez kilka miesięcy przebywał na zwolnieniu. Leczył się u psychiatry, chodził na psychoterapię… Po dziewięciu miesiącach znowu stanął przy tablicy. Wywalczył sobie ten powrót, bo nie chciano go przyjąć. Było to, jak twierdzi, pyrrusowe zwycięstwo.
Przez kolejnych osiem lat miał wzloty, kiedy czuł, że dobrze uczy, i znacznie liczniejsze upadki. Czasami zdawało mu się, że tonie w niekończącej się liście rzeczy do zrobienia. Do tego ciągłe interwencje rodziców: „Dlaczego mój Krzyś ma gorsze stopnie niż koledzy?”. Brakowało mu odwagi, by wyjaśnić: „Bo jest mniej zdolny, proszę pani”.
Dwa lata temu urodził mu się syn. Paweł zrozumiał, że rodzina jest dla niego ważniejsza niż szkoła z jej ciągłymi reformami i presją na osiągnięcia. Został nauczycielem od zastępstw.
Nie powiedziałem dotąd Państwu, że Paweł jest Anglikiem. Jego historia wydała mi się jednak uniwersalna. Nie chciałem jej osłabiać wskazaniem miejsca innego niż Polska. (1)
W Anglii można się zatrudnić jako nauczyciel od zastępstw. Paweł zarabia teraz połowę tego co poprzednio – za to jest dziesięć razy szczęśliwszy. Wraca do domu przed czwartą, pensja starcza mu na opłacenie rachunków… A komfort psychiczny? Bezcenny.
Jednak pozostało gorzkie poczucie porażki. Bo Paweł – takie mam wrażenie – to nauczyciel z powołania, który z konieczności ograniczył się do pracy dorywczej. Owszem, znalazł jakieś wyjście, ale nie rozwiązał problemu. Wciąż czuje się bardziej nieudacznikiem niż kimś wartościowym.
Opowiedziałem Państwu tę historię, gdyż, jak wspomniałem, wydała mi się uniwersalna. Także u nas nauczyciele cierpią na depresję – zwłaszcza ci wrażliwi i wymagający od siebie. Czy znajdują zrozumienie u siebie w pracy, czy raczej wolą ukrywać „wstydliwą chorobę”? Ba, czy w ogóle wspieramy się wzajemnie w codziennym „braniu się za bary” z życiem? Czy możemy powiedzieć – może nie wszystkim w pokoju nauczycielskim, lecz kilku wybranym: moje życie nie ma sensu, tonę, ratujcie!
Bardzo bym chciał, żeby tak było. A jeszcze bardziej – by nikt nie tonął. Potrzebujemy zmiany systemu (i wcale nie chodzi mi o likwidację gimnazjów). Dość wyścigu szczurów, dość presji na nauczycieli, nadmiaru obowiązków, ciągłej kontroli, krytyki i wymagań po księżyc. Inaczej depresji będzie coraz więcej.
Marzyciel? Owszem. Od czegoś trzeba zacząć.
Tomasz Małkowski
1 Secret Teacher: I love teaching, but I’m tired of feeling like a failure.
u nas nauczyciele też miewają depresję, i to nie tylko ci młodzi szybko wypaleni, ale nawet b. doświadczeni – załączam link: http://www.eporady24.pl/swiadczenia_chorobowe_dla_nauczycieli_a_prawo_do_wczesniejszej_emerytury,pytania,16,95,3361.html i w tej sytuacji pozostaje roczny urlop dla poratowania zdrowia, ale depresja może przez ten czas nie zostać wyleczona… i co ma zrobić nauczyciel? bezpłanty urlop? ok. czasem się da, ale… z tego środków na życie nie ma. a zmiana branży? nauczyciel nie ma lekko, bycie doświadczonym „tylko” w szkole dla pracodawców (innych branż ) niemal się nie liczy… takie realia :/
Niestety w Polsce Paweł nie mógłby zostać nauczycielem od zastępstw, a pensja nauczycielska – jak ma się dzieci i kredyty – ledwo starcza na przeżycie. W Polsce trudniej wyjść z depresji niż w innych krajach europejskich. A teraz przed nauczycielami szczególnie trudny okres.
Marzenia o tym, żeby w szkole realizować swoją nauczycielska pasję są mi bliskie. Ale pracuję w szkole i muszę stawiać pytania – czym jest nadmiar obowiązków, kiedy kontrola zaczyna być naprawdę nieznośna, w którym momencie krytyka staje się mobbingiem i na jakiej wysokości wisi ten księżyc… Czemu dla jednego nauczyciela sprawdzenie listy dzieci to kłopot a dla drugiego pisanie listów-opinii do rodziców co 3 miesiące to standard i norma? Czemu dla jednego nauczyciela szkoła jest opresyjna, bo „dyrekcja twierdzi, że zawsze winny jest nauczyciel” kiedy pojawiają się problemy z uczniem a dla drugiego nauczyciela normą jest czytanie Opinii dyslektyków, rozmowy z psychologiem i dostosowywanie swojej pracy do dziecka?
Po prostu jak w piosence „Easy Rider”… „Dobrze. Ale jaka?”.