Postaw na edukację

14.04.2017

Niemal jak w Finlandii

Czyli o naszej pogoni za edukacyjną doskonałością

Niemal jak w Finlandii

Trzy lata temu niemal pojechaliśmy, a właściwie popłynęliśmy do Finlandii. Byliśmy akurat z przyjaciółmi w Tallinie i planowaliśmy podróż promem do Helsinek. Jednak nie zarezerwowaliśmy zawczasu rejsu w promocyjnej cenie, a wykupienie go od ręki na miejscu było dość drogie, więc zrezygnowaliśmy z wyprawy. Pozostało nam tylko z tallińskiego portu patrzeć na zarysy fińskiego brzegu. I niemal go widzieliśmy, wydawało nam się nawet, że to dość blisko – ale po spojrzeniu na mapę zorientowaliśmy się, że to jednak jedynie estońska wyspa Aegna, a nie Finlandia. Chociaż w zasadzie Estonia to niemal Finlandia. Języki podobne, ludzie i ich mentalność – podobni. Ceny podobne, chociaż w Finlandii podobno jednak wyższe. W ostatnich badaniach PISA Estonia mocno poszła w górę, więc i wyniki edukacyjne uczniów podobne. Można powiedzieć, że będąc w Estonii, byliśmy niemal w Finlandii!

No właśnie – niemal. Niedługo będzie już można powiedzieć, że ucząc się w polskiej szkole, jesteśmy niemal w fińskim systemie edukacji, przecież też poszliśmy w górę w testach PISA! W innych dziedzinach też doganiamy Finlandię, a na pewno próbujemy. Przykłady? Proszę bardzo.

Krytyka powszechnej w naszej szkole testomanii zawiera często argument, że w Finlandii nie ma testów. Ale powiedzmy prawdę – niemal nie ma testów. To znaczy nie ma standaryzowanych testów, które decydują na przykład o dalszej ścieżce edukacyjnej (w zasadzie w Finlandii nie ma gorszych i lepszych szkół, są tylko dobre, więc nie podlegają rankingom). Ale są testy śródroczne, podsumowujące i motywujące do nauki na bieżąco. Przeprowadza się je systematycznie i jest ich dużo. Więc jednak są testy, tylko że inne. Nasz niemal fiński, ale jednak polski pomysł na zerwanie z testomanią ma polegać na ograniczeniu liczby testów zewnętrznych, czyli standaryzowanych, oceniających stopień przygotowania do dalszych etapów edukacji i de facto regulujących to, do jakiej szkoły który uczeń się nadaje. Mają być w zasadzie tylko dwa takie egzaminy testujące – po 8 klasie i maturalny. Ich zadaniem nie ma być działanie na motywację wewnętrzną uczniów do nauki na bieżąco, ale spełnianie roli gilotyny odcinającą część od całości. Albo lepiej – bycie łóżkiem Prokrusta… brrr, nieprzyjemnie się zrobiło. Niemal jak w Finlandii, tyle że tam gęsia skórka robi się jedynie od zimna.

Inny przykład. Przy pierwszych pogłoskach o kształcie obecnie wprowadzanej reformy mowa była o wydłużeniu etapu wczesnoszkolnego o dodatkowy rok – tak, żeby jeden nauczyciel pracował z dziećmi dłużej, zapewniając im komfort, bezpieczeństwo i opiekę. Niemal jak w Finlandii. Tam, co prawda, ten etap trwa aż 6 lat, no ale wiadomo, że nie od razu Helsinki zbudowano, więc u nas okres wczesnoszkolny miał zostać wydłużony do 4 lat, co byłoby krokiem w stronę fińskich rozwiązań, które przecież się sprawdzają.

Coś tam czytałem o fińskich nauczycielach. Zdaje się, że to prestiżowa profesja w tym kraju tysiąca (zamarzniętych) jezior, traktowana na równi z zawodami lekarzy i sędziów. Niemal jak w Polsce – ale tej mitycznej, przedwojennej. Na studia nauczycielskie dostaje się w Finlandii co roku zaledwie 10% spośród 5000 kandydatów. Są to więc studenci z „pozytywnego” naboru, a w czasie trwania nauki kształcą się zgodnie z potrzebami fińskiej szkoły. Zatem gdy stawia się im zadanie pracy z uczniami przez sześć kolejnych lat i uczenia ich wszystkiego, począwszy od pisania i czytania aż po rozwiązywanie równań (z nauką przyrody między jednym a drugim) – są do tego odpowiednio przygotowani. I fińscy rodzice mają do nich zaufanie (jak do lekarzy albo sędziów).

A czy słyszał ktoś o planowanych studiach przygotowujących nauczycieli w Polsce do wydłużonej edukacji wczesnoszkolnej? Wydawałoby się, że od tego trzeba by zacząć. I wtedy mogłoby być u nas niemal jak w Finlandii. No może jeszcze trzeba by trzykrotnie podnieść nauczycielskie pensje.

Swoją drogą uważam, że wydłużenie, a właściwie rozbudowanie okresu wczesnoszkolnego nie byłoby złym rozwiązaniem. Pod warunkiem, że nie ograniczyłoby się do zapewniania uczniom jedynie opieki. Tylko trzeba pamiętać, że fińskie społeczeństwo różni się od naszego. Być może wpływ na to ma właśnie charakterystyka edukacji na wczesnym etapie. Moja siostrzenica, która mieszka w Finlandii od 5 lat, mówi, że polskie dzieci uczące się w tamtej szkole (po przyjeździe z Polski) zwykle dobrze sobie radzą z nauką – nawet lepiej od fińskich kolegów. Może wynika to z tego, że na wczesnym etapie priorytety edukacyjne w Finlandii są inne. Tam dzieci uzyskują najpierw przede wszystkim kompetencje społeczne, są integrowane wokół idei wspólnoty, którą tworzą. Uczą się szacunku i przezwyciężania różnic. To, co u nas funkcjonuje jako klasy integracyjne, jest tam ogólną normą. Nie goni się za realizacją programu, a pilnuje się, by najbardziej potrzebujący nie zostawali w tyle.

Ważne jest też to, co niektórym może się wydawać fanaberią – fińscy uczniowie wychowywani są od początku w kulcie czytania książek. Nie wiem, czy mają ustalony kanon lektur, ale to nie jest ważne, bo skoro czytają chętnie, to oznacza, muszą trafiać w ich ręce ciekawe książki. Promowanie pozytywnych wzorców czytelniczych wpływa tam na otwartość młodych ludzi na nowe idee i na odmienne punkty widzenia, wzmacnia też wzajemną ufność. Być może dlatego przyjeżdżający do szkoły rowerami młodzi Finowie (a większość tak przybywa na lekcje) nie przypinają ich łańcuchami do stojaków, tylko po prostu zostawiają przed szkołą. Niemal jak u nas? Oj, przydałoby się.

Kilka dni temu pojawił się nowy pomysł „upodabniający” naszą szkołę do fińskiej – darmowe albo niemal darmowe obiady dla wszystkich uczniów. „Niemal” dlatego, że w pomyśle naszego ministerstwa jest mowa o częściowym refundowaniu kosztów tego przedsięwzięcia przez państwo. Resztę kosztów mieliłby pokrywać rodzice, ale (jak to zwykle u nas) nie wiadomo jeszcze jaką resztę. Szacowany koszt takich obiadów rocznie to miliard złotych. Nie znam się na dużych liczbach i nie wiem, czy to bardzo dużo, czy też średnio dużo dla kraju o takiej liczbie mieszkańców jak nasz. Ale niepokoi mnie kolejność argumentacji za wprowadzeniem takiego rozwiązania. Koszt pojawia się na pierwszym miejscu. Na zasadzie „będzie to kosztowało miliard – stać nas”.

W Finlandii wspólne obiady są częścią procesu egalitarnej edukacji. Ich celem, oprócz dostarczenia pełnowartościowego posiłku, jest także wyrabianie pożądanych nawyków żywieniowych i promowanie postaw wspólnotowych i równościowych. Skoro szkoła ma uczyć – to także i tego.

A jak będzie u nas? Mówi się o tym, że posiłek dla ucznia ma kosztować od 5 do 8 zł. Oby nie była to najważniejsza kwestia w całej tej idei, która niestety na odległość trąci populizmem.

A na koniec coś niemal z naszego podwórka. Wiadomo, że u nas edukacja jest sprawą polityczną (zresztą jak wszystko). A w Finlandii? Okazuje się, że też – tyle, że inne się tam wyciąga wnioski. W jednym z opracowań[1] na temat fińskiego systemu edukacji znalazłem takie podsumowanie sukcesów tamtejszych reform:

„To wszystko było możliwe dzięki politycznemu konsensusowi oraz zdolności reformatorów do przeprowadzenia reformy. Przedstawiciele rządu, związków zawodowych i pracodawców ściśle ze sobą współpracowali, aby osiągnąć wspólny cel. W latach 1970 – 1987 na czele ministerstwa edukacji stało dwóch ministrów z opozycyjnych partii, aby uniknąć populistycznych zagrywek, lecz wypracować wspólne rozwiązania, na które obie partie mogły się zgodzić. To był główny czynnik ciągłości reform edukacyjnych”.

Czyli jednak daleko od „niemal jak w Polsce”. Niestety.

dr Ryszard Bieńkowski

[1]Małgorzata Chojecka, Edukacja w Finlandii.

Korzystałem też z następujących artykułów:

Finlandia – charakterystyka szkolnictwa podstawowego, znajduje się tu bogata bibliografia na temat spraw fińskiej edukacji.

Paula Pilarska, Finlandia, czyli wzór edukacji

 

Ryszard Bieńkowski

Doktor nauk humanistycznych, literaturoznawca ze specjalnością folklorysty, autor książki „Cerowanie dziurawych parasoli deszczem. Na tropie metafory ludowej ” i dwóch tomików poezji. Związany z Gdańskim Wydawnictwem Oświatowym.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.