Jeśli ktoś myśli, że tylko Polacy reformują oświatę, to jest w błędzie. Włosi eksperymentują ze skróceniem liceum z pięciu lat do czterech. Ich reforma właśnie nabiera wiatru w żagle: minister oświaty Stefania Giannini podpisze wkrótce zgodę na objęcie programem „krótkiego liceum” kolejnych… sześćdziesięciu klas.
Nie, nie pomyliłem się: sześćdziesięciu klas spośród iluś tysięcy. Dotąd jest ich zaledwie jedenaście. Razem będzie siedemdziesiąt jeden.
Szkoły, które zgłoszą się do udziału w eksperymencie, muszą „zademonstrować jakość swej oferty kształcenia, szczególnie pod względem innowacyjności, wykorzystania nowych technologii i zajęć laboratoryjnych”. (1) Zakwalifikowane klasy dołączą do reformy w roku szkolnym 2017/2018.
Tak reformują edukację Włosi (którzy raczej nie słyną z zamiłowania do porządku). Najpierw będą testować pomysł w wybranych placówkach, obserwować efekty, korygować, co nieudane – i albo wprowadzą reformę w całym kraju, albo z niej zrezygnują. A my?
A my jak u wieszcza:
Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie,
Ja z synowcem na czele, i? – jakoś to będzie!
Szabel nie brakuje, minister Zalewska wsiadła w Toruniu na koń, synowiec też się pewnie znajdzie, i co dalej? Rok szkolny ruszył z pierwszym dzwonkiem, ponoć ostatni taki w dziejach polskiej szkoły, a tu ani ustawy, ani projektu, ani tym bardziej szczegółów, w których tkwi przecież diabeł. A gdyby tak zwolnić kroku?
Nieraz zaklinałem polityków, by zostawili oświatę w spokoju. Gadał dziad do obrazu. Co zmiana władzy, to zaraz mniejsza czy większa reforma. Tym razem nie dość, że większa, to jeszcze w ekspresowym tempie.
Festina lente, spiesz się powoli, lubił mawiać Oktawian August – i rządził Rzymem przeszło 40 lat. Moja nieśmiała sugestia dla ministerstwa: może warto skorzystać z mądrości starożytnych? Historia nauczycielką życia.
Jeśli nie przyhamujemy w twórczym szale reformowania oświaty, czeka nas bałagan, który nie posłuży nikomu: ani ministerstwu, ani nauczycielom, ani dzieciom. Rodzicom też nie.
Rozmawiałem ostatnio z kolegą, którego syn właśnie idzie do szóstej klasy.
– No, to Franek już się do gimnazjum nie załapie – mówię.
– Nie? A dlaczego?
– Będzie miał ośmioletnią podstawówkę.
– Franek? Skąd! To dopiero za ileś tam lat…
Ludzie myślą, że reforma musi dojrzeć jak pomidor na słońcu. Że najpierw będą debaty ekspertów i programy pilotażowe, potem ustawa, podstawa programowa, podręczniki – i dopiero wtedy zacznie się likwidacja gimnazjów. No cóż, na pierwszej wywiadówce dowiedzą się, że są w błędzie. Chyba że MEN przystopuje – do czego gorąco ministerstwo zachęcam.
Kto bowiem powiedział, że system 8 + 4 jest właśnie tym, czego trzeba polskiej szkole? Profesor Bogusław Śliwerski, przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, pisze na swoim blogu: może korzystniejsze dla młodzieży, a nie dla polityków i rządzących, byłoby stworzenie zupełnie innej struktury szkolnictwa ponadpodstawowego, po sześcioletniej szkole podstawowej (…)? (2)
Profesor zwraca uwagę na radykalny zwrot cyfrowy w komunikacji międzyludzkiej, która jest nośnikiem każdej edukacji; jego zdaniem próżno szukać w planach reformy reakcji na tę zmianę. Ja też jej nie widzę. Może ktoś z Państwa?
Wbrew pozorom sytuacja wcale nie jest patowa. Mleko się jeszcze nie rozlało; ministerstwo może się cofnąć i zachować twarz. Gdyby ogłosiło, że ze względu na dobro dzieci, nauczycieli i w ogóle oświaty odsuwa reformę o rok, gdyż chce ją lepiej przygotować, rozwiać wątpliwości, posłuchać ekspertów – czy ktokolwiek wziąłby mu taki krok za złe? Czy wytykałby panią minister palcem: ha, ha, miała być reforma w przyszłym roku, i co?
System, który mamy, z pewnością nie jest doskonały – jednak działa. Dobrze się zastanówmy, zanim go zdemontujemy. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Festina lente, pani minister.
Tomasz Małkowski
1 Scuola: liceo in 4 anni, ok dal Miur. Nuova sperimentazione dal 2017
Po Włochach takich działań by się rzeczywiście nie spodziewał, co tylko dowodzi tego, że zbytnio ulegamy stereotypom. Rzeczywiście skala tej polskiej reformy w edukacji jest ogromna, a jeszcze bardziej przeraża tempo, w jakim minister Zalewska chce tych zmian dokonać. Skoro rząd zakłada, że będzie rządził przynajmniej dwie kadencje, to skąd ten pośpiech? Nie mam pojęcia. Boję się, że będzie z tego wielki bałagan, choć na przykład wydłużenie liceum o rok mi się podoba. Kluczem do polepszenia poziomu edukacji nie jest ani struktura szkolnictwa ani podstawa programowa, tylko nauczyciele. W nich trzeba inwestować. Ale jak dotąd ta grupa zawodowa jest mocno tymi zmianami przestraszona (zwłaszcza nauczyciele gimnazjum). I trudno się im dziwić.