Postaw na edukację

04.03.2016

Sokrates w podstawówce

Czyli o lekcjach etyki w szkole

Sokrates w podstawówce

Dużo się o tym mówi; tu i tam można przeczytać, że młodzież nie czyta, jest niedouczona itp. Myślałam, że dotyczy to również uczniów szkoły podstawowej. Z takim też przekonaniem poszłam pierwszego dnia do pracy jako nauczyciel etyki. Szczęśliwie okazało się, że dzieci, jak to dzieci (bez znaczenia, czy ze szkolnego oddziału przedszkolnego, czy z klasy szóstej), są ciągle jeszcze dociekliwe, zadają tysiące pytań, obserwują rzeczywistość i z wielką pasją poszukują odpowiedzi na miliony pytań. Czytają, pytają, poszukują, mimo że ich świat jest pełen komputerów (różnych marek i wielkości) oraz innych nowinek technologicznych. Jedno drugiemu nie przeszkadza. Ba! Nawet pomaga. Szybciej można wiele rzeczy odszukać, to i owo podeprzeć ciekawym filmem, wywiadem, dziełem sztuki…

Myślę, że istnieje sposób na to, by pozostawić w naszych pociechach chęć do poszukiwań. Dzieci powinny wiedzieć, jaką wartością jest umiejętność refleksji i zadawania pytań. Świat jest bardzo różnorodny, a zajęcia filozoficzne pokazują, jak wiele może być alternatywnych odpowiedzi dotyczących jednego problemu. Dzięki temu uczniowie mogą zrozumieć, że jeśli ulubiony kolega nie zawsze się zgadza z naszym zdaniem, nie powinno to stanowić przeszkody w dalszej przyjaźni.

Wystarczy dać dzieciom szansę odczuć, że ich głos jest słyszalny i z uwagą słuchany nie tylko przez rówieśników, ale i nauczyciela, a nauczyciel też może się czegoś dowiedzieć od swoich uczniów. I co najważniejsze, że poznawanie świata może być wspaniałą intelektualną rozrywką, a nie nawykiem umysłowym, bezkrytycznym powtarzaniem określonych regułek.

Nasze zajęcia nazywam filozoficznymi pomimo przyjętej powszechnie nazwy etyka. Na początku powiedziałam uczniom, że moim zdaniem trudno jest zrobić ciasto z samych jajek (wyjdzie jedynie omlet). Potrzebnych nam jest więcej różnych składników. Etyka jest jednym z wielu działów filozofii i nie powinna być traktowana osobno, nie chcemy przecież, żeby była skromnym omletem, ale wyśmienitym ciastem. W końcu to MY je przyrządzamy! Uczniowie zgodzili się, żeby nieco szerzej podchodzić do tematów. Na lekcjach mogą zawsze pytać o wszystko, nie tylko o problemy związane z moralnością człowieka.

Tak się zaczęła moja zabawa (nie boję się słowa zabawa, nawet jestem dumna z faktu, że w filozofię potrafię się bawić, dzięki temu moja praca to frajda). Postanowiłam działać tak jak Sokrates. Po pierwsze nie teoretyzować. Nie mogę przecież nikomu mówić co ma robić, a czego nie. Nie mam też prawa pouczać swoich uczniów na temat tego, co jest dobre, a co złe. Teoria i praktyka były dla Sokratesa jednością. Rozmawiasz o czymś – działaj tak, żebyś to pokazał. Nie zawsze jest to wygodne, ale nie ma lepszej możliwości, by skontrolować swoje postępowanie. Wiem też, że moi uczniowie to zdolni do filozoficznego myślenia rozmówcy, zainteresowani ważnymi problemami filozoficznymi (choć oczywiście tak ich nie nazywają), że potrafią odróżnić to co najistotniejsze od rzeczy mniej ważnych.

Dzięki temu może się rozpocząć dialog – tak ceniony przez Sokratesa. Siadamy w kole i czytamy lub oglądamy na przykład jedną z bajek Leszka Kołakowskiego na podstawie 13 bajek z królestwa Lailonii. Mobilizujemy nasze intelekty, myślimy, wydajemy opinie, z uwagą słuchamy innych, by móc odnieść się do ich sądów. Zastanawiamy się, zanim sami coś powiemy, czy jest to logiczne, jasne, zrozumiałe dla wszystkich, obrane ze wszystkich „niepotrzebności”. Nasze rozmowy są pełne emocji, krytyki, ale też zrozumienia i otwartości na zupełnie odmienne poglądy. Czasami przeciągają się na kilka kolejnych zajęć, tworzą się obozy starające się przeciągnąć innych na swoją stronę przy użyciu dobrze przemyślanych i pięknie podanych argumentów (pozdrawiam 3A). Bywa, że powstaje sala sądowa, spośród zespołu wyłania się sędziego, adwokata i prokuratora, jest ława przysięgłych (tu z kolei ukłony dla 2C) – i tak się bawimy każdego dnia.

Czytamy teksty i bajki filozoficzne, wiersze, omawiamy wydarzenia ze świata, szukamy rozwiązań dla problemów bez rozwiązania. Cieszymy się z samych poszukiwań, bo to jest najważniejsze i przynosi największą satysfakcję.

W ten sposób dzieciaki każdego dnia uczą się werbalizować swoje myśli, nabierają szacunku dla odmienności nie tylko w poglądach. Wiedzą też, że nie o same odpowiedzi tutaj chodzi. Celem moich zajęć nie jest dawanie uczniom gotowych recept, odnalezienie odpowiedzi na wszystkie pytania, ale pobudzanie do refleksji i podtrzymywanie tej naturalnej dziecięcej ciekawości.

Tego chyba do tej pory uczniom brakowało. Bardzo się cieszę, że etyka została zaproszona do szkoły. Jak wielka to wartość, i jak bardzo były dzieciom potrzebne takie zajęcia – mam nadzieję, że niebawem się o tym przekonamy. Marzy mi się, żeby do gimnazjum, liceum i później na studia szły osoby lubiące się uczyć, poszukiwać, które otaczającą rzeczywistość traktują jako inspirację, które czytają, rozmyślają. Życzę im, by w profesorach akademickich odnaleźli swoich mistrzów. Dajmy im od najmłodszych lat myśleć samodzielnie, zachęcajmy do tego, a na pewno nie będziemy musieli już więcej słuchać o tym, jak to młodzież dzisiaj bezwstydnie nic nie wie. To wielka szansa, świat jest przecież pełen pomocnych urządzeń, a biblioteki z końca świata na wyciągnięcie ręki. Zachęcajmy, żeby uczniowie już od pierwszych klas szkoły podstawowej korzystali z tych możliwości.

Zofia Drossel-Jórdeczka

Absolwentka filozofii na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Logopeda. Od dwóch lat nauczycielka etyki w jednej z poznańskich szkół podstawowych.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Radosław pisze:

    Też bym chciał, żeby moje dziecko miało w szkole takie zajęcia. Ma co prawda etykę, ale tak prowadzoną, że po jednej lekcji z tych zajęć zrezygnował. To skupianie się wyłącznie na etyce jest rzeczywiście mało sensowne. Bodaj prof. Hartman pisał, że uczniowie w szkole mają więcej zajęć z etyki niż … studenci filozofii.