Postaw na edukację

23.06.2022

Wakacje!

Z życzeniami udanego pożycia

Wakacje!

No to mamy wakacje! Doczekaliśmy się wreszcie. Piszę w liczbie mnogiej, bo jako mąż nauczycielki czuję się do tego częściowo upoważniony. Sam co prawda mam jeszcze miesiąc do swojego urlopu, ale zmian, jakich zaznam od poniedziałku, pozazdrościłby mi niejeden mąż nienauczycielki. No może jeszcze nie całkiem od poniedziałku, bo są tam te rady, nie-rady. Ale już przecież nie na 7.30, a na 10 albo i lepiej!

No więc zacznę od tego, że od poniedziałku, po wstaniu o 6.30 do pracy, zastanę wolną łazienkę. Nie wypominając mojej żonie, hierarchia łazienkowego pierwszeństwa w trakcie roku szkolnego jest u nas jasna. I oczywiste też jest to, że swoje 5 minut muszę wykorzystać sprawnie i – jak mówią ustawodawcy – „bez zbędnej zwłoki”. Bo co się stanie, jak ja się spóźnię do pracy? Po prostu zostanę dłużej. Ale gdyby moja żona spóźniła się na dyżur przed lekcjami albo nie daj boże na same lekcje (co się w ciągu 27 lat jej pracy zdarzyło chyba tylko raz), to mamy po kolei (w wersji łagodnej): przepychanki przy wejściu do szkoły, rozwrzeszczane dzieciaki na korytarzach, a w konsekwencji wpadkę u dyrekcji. A w wersji ostrzejszej: bójkę chłopaków z 6g, poślizg na linoleum, wybity ząb, podbite oko, złamaną nogę. Czyli w kolejności dywaniki u: dyrektora, kuratora i prokuratora. Słowem czapa i sąd ostateczny!

Trudno więc się dziwić, że oddaję łazienkę bez walki. Robię, co zdążę, i opuszczam teren.

Kolejna rzecz, której się spodziewam, nie będzie natychmiastowa. Na to potrzeba ze dwóch tygodni. Chodzi o to, że moja żona przynosi pracę do domu. To w sumie oczywiste, każdy nauczyciel pracuje w domu tyle samo co w szkole. Albo i więcej. Mój problem polega na tym, że moja żona przynosi też do domu pewne szkolne nawyki. Nie o wszystkich wypada pisać, ale jeden jest szczególny.

Otóż moja kochana żona, gdy czegoś chce ode mnie albo od naszej córki, nie komunikuje tego inaczej, jak: „Rysiu, pozwól tu na moment”, „Julka, pozwól tu na moment”. Co ciekawe, zwraca się tak też do naszych zwierzaków.

Pies Darwin reaguje na słowa: „Darwin, pozwól tu na moment” jak na komendę i w sekundę jest przy swojej pani. Gorzej z kotką Didi, bo ona albo przychodzi, albo nie przychodzi. Po kocim katarze nie ma oczu, ale najwidoczniej, kiedy chce, potrafi udawać, że nie ma też uszu. Niestety, ja i moja córka reagujemy odruchowo i za każdym razem stawiamy się na wezwanie.

Więc spodziewam się, że wkrótce wezwanie przestanie padać w takiej formie, co mnie bardzo cieszy.

A skoro już mowa o tym, że nauczyciel przynosi robotę do domu, to muszę przyznać, że bardzo mnie cieszy ten okres dwóch miesięcy, kiedy moja żona będzie na mnie czekać w domu. Zwykle jest tak, że wracamy z pracy mniej więcej w tym samym czasie, zderzamy się ze sobą w drzwiach. Moja żona w siatce niesie klasówki i zeszyty do sprawdzenia, w drugiej pomoce dydaktyczne (bo uczy w dwóch szkołach i musi je przewozić), w trzeciej zakupy. Szybko odgrzewamy obiad z niedzieli (czyli klasycznie, rosół cudownie staje się pomidorową itd.), po czym ja mam wolne, a moja żona zabiera się za sprawdzanie tego, co ze sobą przyniosła. Może obejrzymy film na Netfliksie? Ale musimy cofnąć, bo wczoraj patrzyłam tylko jednym okiem. Za to dzisiaj będzie patrzeć drugim.

A teraz będziemy oglądać synchronicznie!

Już nawet pominę, że żona będzie na mnie czekać z obiadkiem. Nawet jeśli nie codziennie (bo przecież jak jest tak ciepło, nikomu nie chce się siedzieć w kuchni), to i tak będziemy jeść lepsze rzeczy niż rosół/pomidorowa z niedzieli. Wieczory też mi się poprawią. Żona nie będzie ślęczeć nad dziennikiem elektronicznym, mailami od rodziców, kompozytorem klasówek, kartami pracy itd.

A drukarka i toner jak odpoczną!

Czytelnicy z południowej części naszego kraju już zasmakowali letnich upałów. My tu na Wybrzeżu jeszcze czekamy na to osławione „piekielne gorąco”. Kiedy w telewizji straszono spiekotą nie do wytrzymania, u nas było 15, góra 18 stopni (zapraszam nad polskie morze). A ja korzystam z okazji i życzę Państwu – nauczycielkom-żonom, nauczycielom-mężom, ale też cywilnym mężom nauczycielek i żonom nauczycieli (to chyba już wszystkie możliwości) – żebyście w wakacje sobie pożyli.

Dla każdego może to znaczyć co innego, ale żeby się ziściło. Czy będzie gorące, czy słotne lato, czy w telewizji będą tylko złe wiadomości, czy może będzie też kilka dobrych, czy ustawa oświatowa będzie grzać się na sejmowym grillu, czy utknie w zamrażarce, czy dadzą podwyżkę, czy nie (kto obstawi jak będzie?) – pożyjmy sobie tak beztrosko, jak tylko się da!

Ryszard Bieńkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.